Po kolei zatem. Na początek Witold Skrzydlewski. Tenże zdaje się zamierza opatentować autorską metodę mobilizowania swojego lidera w obliczu decydujących o przyszłości klubu starć. Zrugał zatem imć pan Witold Roberta Chmiela takoż menedżera rzeczonego żużlowca, którego nazwisko padło w formie „domyśl się”, bo nie zasłużył widać na zapamiętanie. Czy takie traktowanie zmobilizuje zawodnika do wytężonego wysiłku i przysporzy chęci umierania za klub? Polemizowałbym. jeżeli celem miało być pobudzenie rajdera do skuteczności, to metodę przyjął imć Skrzydlewski przewrotną. Tym razem sam sparzył się na „żydowskim” jak to sam określił, nosie. Nie było negocjacji. Zawodnik odchodzi.
Orzeł tegoroczny skład zbudował za grosze. Zebrano niechcianych w innych ośrodkach i głodnych sukcesu bez nazwiska. Chmiel należał do tej drugiej grupy. Należał, bowiem wyniki (znakomite) bronią zawodnika jak żaden adwokat. Stąd użyłem czasu przeszłego. Skrzydlewski liczył pewnie na finansową powtórkę z poprzedniego sezonu. Może i liczył, ale najwyraźniej się… przeliczył. Na rynku bezrybie, szczególnie przyzwoitych krajowców. Robert „wychylił się” z dobrymi wynikami i stabilną jazdą. Taki Polak to skarb. O tym zdaje się zapomniał łódzki boss. Oferent bez targów położył ile chciał zawodnik, a były już szef mocno zmrużył brwi. Miał okazję, próbował przechytrzyć i… poległ. A miał pierwszeństwo.
Żużel. GKM podjął istotną decyzję. Do tego transferu nie dojdzie – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Widziane zza Odry. O biznesie w play-down, naiwności i funduszach – PoBandzie – Portal Sportowy
Zawodnik nie komentuje wycieczek osobistych i pośrednich aktualnego jeszcze chwilę szefa. Nie dziwię się. Po cóż dolewać oliwy do ognia. A Orzeł? Renomy w ten sposób to właściciel klubowi nie buduje. Zaryzykuję, iż wręcz przeciwnie. Rynek nie jest aż tak bogaty, by przebierać w zawodnikach jak w ulęgałkach. O tym najwyraźniej Witold Skrzydlewski zapomniał, bądź (co dla Niego gorsze) nie zdaje sobie z tego faktu sprawy. Oj głośno w Łodzi takoż o Łodzi. Tylko czy w pożądanym kontekście? Śmiem wątpić. Powoli Orzeł staje się synonimem stacji przesiadkowej. Nie mam połączenia? Przeczekam w mieście włókniarzy i pavulonu, a potem… w świat.
W czwartek doszło do „spektakularnego” brudnego show przed stadionem w Zielonej Górze. Nie mnie oceniać kto ma rację i argumenty w sporze między „byłymi Madsenami”. Nie byłem, nie widziałem, nie uczestniczyłem. Sądy przez cały czas badają sprawę, a wyroku nie ma. Nie należę także do grona zadufanych przemądrzalców, co to hołdują zasadzie „nie wiem, ale się wypowiem”. Nie wpiszę się zatem w narracje przekonujące ani za wersją „Rozpaczliwe wołanie o pomoc matki Polki” jak chcą jedni, ani dominującą w większości komentarzy „Lansik zapomnianej gwiazdeczki” jak piszą inni. Ocenię jedynie wydźwięk medialny całej „akcji”.
Otóż ten nie przemawia za racjami Magdy Bradtke. Dotąd większość opinii publicznej współczuła i życzyła jak najlepiej dziewczynie. Pomstując na „złego” żużlowca. Po żałosnym przedstawieniu w parkingu Włókniarza po meczu z Zieloną proporcje zaczęły się gwałtownie odwracać. w tej chwili dominują komentarze pokpiwająco-szydzące z poczynań byłej partnerki Leona. Marcin Najman? Co jemu do tego? Jakiś prorok z niego? Nadsędzia? Wyrocznia? Chcesz „pomóc” – pogoń Sąd albo Prokuraturę, lobbując za jak najpilniejszym zakończeniem przedłużających się postępowań. Krzysztof Rutkowski? Co Jego łączy z żużlem? Gwiazda mediów w raczej takim… nie do końca szanowanym kontekście. Ostatnio synonim braku klasy i megalomanii. Ale… Rutkowski wciąż ma liczną Klientelę. Fakt. Trochę taką… Najmanową. Szemrany „detektyw” od dawna bez spektakularnych (jakichkolwiek?) sukcesów.
Do tego w pakiecie „szemrany” były pięściarz i zawodnik MMA, kojarzony głownie z… porażkami, jednakowoż spektakularnymi, co by nie mówić. Obu łączy posiadanie (przynajmniej tak to „sprzedają” media) dużej kasy. Z czego? Tu już raczej cisza. Zatem nie dziwota, iż większość obserwatorów odbiera włączenie się tej dwójki do „załatwiania” sprawy jednoznacznie negatywnie. I na tym paradoksalnie Magda Bradtke może jedynie stracić „w oczach widzów”. Za chwilę syndrom sztokholmski i ci, którzy od początku wieszali psy na Leonie, zaczną trzymać stronę rzekomego „oprawcy”. A prawda? Nie mam pojęcia jaka jest. Sąd także dotąd nie zdecydował ostatecznie. jeżeli zatem miało to być „podbicie” rozpaczliwego wołania matki Polki o pomoc i ratunek – wyszło odwrotnie. choćby ewentualne odwołanie głośno zapowiadanej „konferencji” niczego już w odbiorze nie mogło zmienić. A do takowego nie doszło.
Żużel. Liderzy Stali odpuszczą w ważnych momentach? Zaskakujące słowa! – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Łaguta pokazał projekt! Tak miał się ścigać jako mistrz świata! – PoBandzie – Portal Sportowy
I na koniec przestroga albo przypomnienie jak komu wygodnie. Po koszmarnym karambolu w Szwecji, z udziałem Wiktora Przyjemskiego, wylała się w necie fala krytykanctwa i żenującego hejtu wobec zawodnika. Było o rzekomo wracającej karmie, były groźby karalne, życzenia wszystkiego… najgorszego i mnóstwo szydery. Niewielu chce pamiętać, iż żużel to nie balet. jeżeli dziś ktoś kogoś, to jutro ktoś inny jego? Nie żeby w sposób zamierzony. Z premedytacją. Bez szacunku dla rywala. Ale zdarza się, bowiem… musi się wydarzać.
Nikt nie wie lepiej od samym ścigantów jak boli po kontuzji. Nikt nie zdaje sobie sprawy czym okupione są wczesne (przedwczesne?) powroty na tor. I co? Waszym zdaniem Franek wpakuje z rozmysłem Stefana w płot, wysyłając rywala do końca życia na wózek inwalidzki, jedynie dlatego, iż się prywatnie nie lubią? No proszę was. W ferworze walki zdarzają się różne sytuacje. Bywa, iż karambole wynikają z bezceremonialnej akcji jednego czy drugiego.
Tylko… Kiedy się powiedzie – mówimy o wirtuozerii, kunszcie i fantazji. Kiedy rywal ląduje w płocie – o haniebnym, perfidnym, wyrachowanym polowaniu na cudze kości. Tak do końca ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. A za zdrowie Wiktora, którego z pewnością bardzo boli (szeroko rozumiejąc owo pojęcie), podobnie jak za zdrowie wszystkich cierpiących po upadkach zawodników i tych ze świecznika i tych (szczególnie) bez nazwisk oraz dokonań, będących na początku drogi – mocno i szczerze trzymam kciuki, co polecam także krytykantom i prześmiewcom z pozycji klawiatury.
Przemysław Sierakowski