
Gdy latem Lech wysupłał ponad dwa miliony euro na sprowadzenie Yannicka Agnero, w Poznaniu spodziewano się błyskawicznego efektu. Tymczasem pierwsze miesiące Iworyjczyka były bardziej szarpane niż płynne – długo wyglądał jak zawodnik, który dopiero próbuje zrozumieć, gdzie trafił i czego się od niego wymaga.
Ale w piłce moment przełamania czasem przychodzi nagle. I Agnero wreszcie taki moment złapał.
W Gliwicach potrzebował dwóch minut
W meczu Pucharu Polski z Piastem wszedł z ławki i… adekwatnie od razu zrobił to, po co ściągał go „Kolejorz”. Minęło około sto dwadzieścia sekund od jego wejścia, a piłka była już w siatce. Prosto, skutecznie, bez kombinowania.
To już trzeci raz w ostatnich czterech spotkaniach, kiedy 22-latek daje Lechowi coś konkretnego. Po bardzo powolnym starcie zaczyna wyglądać jak realna alternatywa – a może i presja – dla Mikaela Ishaka.
Kibice gwałtownie podłapali zmianę
Zachwyt na platformie X był natychmiastowy. Kibice, którzy jeszcze niedawno kręcili nosem na transfer za ponad dwa miliony euro, teraz bawią się jego nazwiskiem i podkreślają, jak wielki postęp zanotował.
- „To tylko prosta piłka? Nieważne – znowu strzela.”
- „Kun Agnero.”
- „3 bramki z ławki z rzędu. Właśnie po to go braliśmy.”
Tego wieczoru zrobiło się o nim naprawdę głośno.
Do chóru dołączyli choćby dziennikarze
Radosław Laudański z TVP Sport też nie przeszedł obojętnie obok tej przemiany:
„Agnero trafia w trzech z ostatnich czterech meczów. Święta idą, cuda się dzieją.”
I trudno odmówić mu racji – forma Iworyjczyka nagle zaczęła pasować bardziej do kwoty, jaką Lech musiał za niego zapłacić.

1 godzina temu
















