Żużel. Widziane zza Odry. O kibicowaniu w GP, wyroku na Stal Gorzów i drugiej szansie

2 godzin temu

Zaczniemy od Wrocławia, gdzie sobotnia impreza – jak zwykle – pod kątem organizacyjnym była udana. Pod kątem sportowym kilka zmieniła, a można wręcz napisać, iż nie zmieniła kompletnie nic w odpowiedzi na pytanie: „kto w Vojens ubierze mistrzowską koronę?”. Przed ostatnią rundą Bartosz Zmarzlik dalej prowadzi trzema punktami nad Bradym Kurtzem. Bartek doskonale radził sobie we wszystkich biegach aż do finału, w którym uznać musiał wyższość Australijczyka.

Tak, jak opisywałem w ostatnim reportażu, Stadion Olimpijski był sobotę podzielony. Część za Kurtzem, część za Zmarzlikiem. Każdy może kibicować komu chce, ale warto pamiętać czasy kiedy, jeszcze przed erą Tomasza Golloba, modliliśmy się o to, aby jakikolwiek z Polaków awans do finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata wywalczył, o walce o tytuł nie wspominając. Pokolenia się zmieniają, to i owszem, ale przyjęte ogólnie jest, iż zawsze serce kibica bije za rodakiem.

Nie ukrywam, iż to podzielenie stadionu przyjąłem z zaskoczeniem, a z jeszcze większym zachowanie paru dziennikarzy na trybunie prasowej, którzy – biorąc pod uwagę ich ekspresyjne zachowanie po biegu finałowym – najwyraźniej znaleźli się tam przez przypadek. Jak to mówi Wojciech Koerber, dziennikarz nigdy nie będzie obiektywny. To prawda. Myślę jednak, iż wykonywanie w mniejszy lub większy sposób działań „pisarskich” mądrych, co podkreślam, dziennikarzy obliguje do tego, aby publicznie w taki sposób swoich emocji nie okazywać. Jesteś kibicem – idź na trybuny. Dziennikarz z założenia powinien starać się być obiektywny.

Żużel. Kurtz czy Zmarzlik? Hancock wskazał mistrza świata! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Kurtz mówi o rekordzie na oczach mamy! „Była pierwszy raz na GP!” (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

Tydzień temu pisałem o Rybniku i jego prezesie, który liczył na cud w Zielonej Górze i cudu, ani tym bardziej żadnego objawienia formy rybnickich zawodników, nie było. Były „bęcki” i z niecierpliwością czekam na jakiś komunikat, iż mecz o siódme miejsce to Rybnik spokojnie wygra. Czy wygra spokojnie, czy też nie, to przekonamy się niedługo. Jedno wiemy już teraz. Spokój zapanował w Częstochowie. Niemal 30 lat po pamiętnym finale w Toruniu, gdzie skazywany na sromotną porażkę Włókniarz wywalczył Drużynowe Mistrzostwo Polski, tym razem Włókniarz sprawił sensację w Gorzowie. Chłopcy Michała Świącika, który zamiast obecności w Gorzowie wybrał obecność na południu Europy, żeby było jasne – za złe tego mu nie mam, pojechali do Gorzowa i jeszcze tam, pewnie ku zaskoczeniu samych siebie, pisząc żartobliwie, wygrali. Po meczu mogli spokojnie do prezesa dzwonić, meldując mu wykonanie zadania. Pamiętacie euforia Piotra Śwista po ostatnim „gwizdku” sędziego w Częstochowie? On już pewnie myślał gdzie spędzi wakacje, jak pensja już na konto dotrze. Jak to było? Pycha kroczy przed upadkiem?

W Gorzowie mają teraz ból głowy i to nie tylko ten sportowy. Biorąc pod uwagę atmosferę i finanse, to śmiem twierdzić, iż o ile w końcu cud się nie uda prezesowi z wąsem i ROW Mrozek Rybnik nie wygra dwumeczu, to i tak wyrok na Gorzowie zostanie wykonany w barażach. Obojętnie czy będzie to Unia czy Polonia, to Gorzów polegnie. Co ciekawe, jednym z katów Stali może być jej niedawny zawodnik, Szymon Woźniak. Czy się w swoich prognozach mylę, to przekonamy się za kilka tygodni.

Tradycji stało się zadość. Miesiąc wrzesień 2024 należał do Stali Gorzów w aspektach pozasportowych, jak dobrze pamiętamy. Wszystko w tej chwili wskazuje na to, iż właśnie we wrześniu 2025 rozpoczyna się druga część, oby nie ostatnia, serialu pod tytułem „Problemy finansowe Stali Gorzów”. Właśnie gdzieś czytam, iż Prezydent Miasta zaleca restrukturyzację klubu. Z kolei reformator żużla, Wojciech Stępniewski, grzmi na łamach swojej, jak to niektórzy żartobliwie mówią, tuby propagandowej, iż drugiej szansy dla Gorzowa już nie będzie.

Tak poważna liga, jaką się mieni PGE Ekstraliga, nie powinna w ogóle w swoich głowach mieć schematu myślowego, znając realia ekonomiczne żużla i zadłużenie klubu, pod tytułem „damy komuś pierwszą szansę”. Swoją drogą, może się mylę, ale w tym Gorzowie też coś miano nadzorować. Czyli nadzorowano i było pięknie, a tu nagle znowu wybija szambo. Dziwny ten cały nadzór.

Żużel. Stal straci Jacka Holdera? Komarnicki spokojny, odpowiada Mrozkowi! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. O ludzkiej twarzy zawodników Stali Gorzów. Pomagają małej wojowniczce, którą spotkała tragedia – PoBandzie – Portal Sportowy

Najbardziej jednak rozbawił mnie Prezydent Miasta Gorzowa stwierdzeniem, iż nie zakładano dodatkowych czterech meczów do odjechania. Dla wyjaśnienia – to jakieś dwa miliony dodatkowych kosztów dla klubu, który już bez tych spotkań znajduje się w niemałej finansowej potrzebie. Dziwi mnie, iż „ekipa”, która się wzięła niecały rok temu za ratowanie Staleczki nie przewidziała, iż sportowo noga może się powinąć i te parę meczy dodatkowych trzeba będzie odjechać. Bywa.

Teraz mamy kolejny plan tym razem, restrukturyzacji, w którym przykładowo zobowiązania zostaną rozłożone na lat dziesięć i wielu, oby nie zawodników, może latami czekać na spłatę powstałych wobec nich zaległości. Plan restrukturyzacji się, nie daj Boże, nie powiedzie, będzie upadłość, a wtedy co? Honorowy prezes klubu może zostać bez klubu…

Póki co, z tego co mówią, niczym na portalu Interia „kuluary”, realizowane są już nagłe poszukiwania nowego prezesa klubu. Najwidoczniej Dariusz Wróbel, po roku pobytu w klubie, ma już dość żużla lub, co bardziej prawdopodobne, ci, którzy wysłali go na stołek mają dość. Szukają nowej ofiary. Problem w tym, iż ci którzy mają własne biznesy, rozum i tytułów przed nazwiskiem, aby czuć się dobrze nie potrzebują dzwoniącym pukają w czoło.

I żartobliwie na koniec. Zadzwonił do mnie jeden z byłych zawodników Stali i powiedział, abym sobie obejrzał scenę z komedii „MIŚ” z dialogiem pomiędzy prezesem klubu, Ryszardem Ochódzkim, a kierownikiem filmu „Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta” Janem Hochwanderem i wyciągnął wnioski. Jak to mówią, mądremu wystarczą dwa słowa. Głupiemu i elaboratu mało. Wierzę i mam nadzieję, iż nie jesteśmy wszyscy świadkami filmu pod tytułem „Ostatnia Staleczka” i tego fanom gorzowskim, oprócz utrzymania, oczywiście życzę.

ŁUKASZ MALAKA

Idź do oryginalnego materiału