Żużel. Speedway wśród pól naftowych i Lambert w Chinatown, czyli żużel w Ameryce (REPORTAŻ)

2 miesięcy temu

W ubiegłym roku żużlowy sezon wyjazdowy zaczynaliśmy w połowie marca w Oxfordzie. Nie przypuszczaliśmy wówczas, iż ten 2025 zaczniemy już 1 lutego, obecnością w kalifornijskim Bakersfield na meczu USA – Wielka Brytania. Jak wygląda żużel w Ameryce i co zdążyliśmy zobaczyć oprócz czarnego sportu? O tym w poniższym reportażu.

Na amerykański speedway wystartowaliśmy z Berlina. Po szybkiej przesiadce w Amsterdamie dolecieliśmy do Los Angeles. Po dwóch dniach na aklimatyzację i poradzenie sobie z jetlagiem sobotnim rankiem, już na czterech kołach, udaliśmy się jakieś 120 mil na północ, do Bakersfield. Miasto liczące ponad 400 tysięcy mieszkańców słynie z przemysłu rafineryjnego i metalowego zespołu Korn. Na początek niespodzianka. Trafiamy godzinę przed zawodami na… zamknięty obiekt. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Po chwili konsternacji oraz konsultacji z „lokalsami” okazuje się, iż pomyliliśmy stadiony. Ten, przy którym się zatrzymaliśmy ma w nazwie speedway, ale żużla na nim nie ma.

Ten adekwatny, żużlowy, oddalony jest o kolejne pół godziny jazdy. Na stadion docieramy więc niedługo przed startem imprezy. Tor żużlowy przylega nie tylko do obiektu, na którym regularnie realizowane są wyścigi samochodowe, ale i do autostrady. Kibic oglądający speedway ma zatem jednocześnie podgląd na natężenie ruchu na kalifornijskiej drodze. Długość toru w Bakersfield, co już zaskoczeniem nie jest, to tylko 198 metrów, czyli praktycznie od startu do mety jazda w kółko.

Jeśli ktoś spodziewał się w sobotnie popołudnie tłumów kibiców, to zawiódł się srogo. Przed kasami kolejek brak. Stoi zaledwie parę osób. – Zawsze jak jest żużel w Bakersfield, to tutaj przyjeżdżamy. Grand Prix oglądamy na bieżąco i mamy nadzieję, iż kiedyś zagości w Ameryce – mówił nam amerykański kibic żużla z oddalonego godzinę jazdy od Bakersfield, Tehachapi.

W rozmowie z naszym portalem menadżer reprezentacji USA, Steve Evans, nie ukrywał, iż liczy na obecność około 1500-2000 kibiców. Wedle naszych wyliczeń, chętnych na obejrzenie pojedynków Luke’a Beckera z Danielem Bewleyem przybyło może trochę więcej aniżeli 600. Cena biletów – 25 dolarów. Po, jak przystało na międzynarodowy testmecz, prezentacji z odegraniem hymnów narodowych ruszyło ściganie. Nie brakowało niezłych biegów, ale i również upadków. Najdotkliwiej z torem zapoznał się Ashton Boughen. Jedno jest pewne, gdyby na torze zagościli polscy „spece” od organizowania zawodów to te na pewno by się nie odbyły. Prosta przeciwległa do startu bandy nie miała, a szerokość toru była zaznaczona kredą.

Żużel. Wielki speedway w Stanach! „To największe wydarzenie ostatnich dekad. Być może niedługo zaprosimy też Polaków” – PoBandzie – Portal Sportowy

– Trudno znaleźć podobny tor. On jest dość dziwny. Jest mały, ale dość okrągły i bardzo przyczepny. Na pewno trzeba mądrze po nim jeździć. Dla mnie to świetna zabawa – mówił nam po zawodach Dan Bewley.

CAŁĄ ROZMOWĘ Z DANEM BEWLEYEM PRZECZYTASZ TUTAJ

W ściganiu to jednak nikomu nie wadziło. Kibicom, przyzwyczajonym do oglądania żużla w Polsce, z pewnością przeszkadzałaby jednak wysoka siatka, odgradzająca główną trybunę od toru. Nikt jednak przed i po meczu nie robił awantury na widok kibiców w parkingu, którzy mogli z bliska przyjrzeć się czy też porozmawiać z zawodnikami. Parking, jak na amerykański żużel przystało, składał się z namiotów, pod którymi swoje „rumaki” trzymali zawodnicy oraz przyczepki do samochodu, na której usadowiona była beczka z metanolem. Z niej „kowboj” w kapeluszu dolewał paliwo do baków motocykli.

Organizatorzy meczu zadbali również o odpowiednie gadżety dla kibiców. Co warte podkreślenia, program zawodów był darmowy, a każdy kibic mógł zakupić w cenie 30 dolarów okolicznościową czapkę lub koszulkę. Swoje stoisko z gadżetami miał przy namiocie również Luke Becker. Warto nadmienić, iż żużlowego towaru bardzo gwałtownie w punkcie sprzedaży zabrakło.

Tradycyjny punkt naszych wyjazdów to gastronomia. Nie zabrakło jej i tutaj. Na trybunie głównej mieści się Speedway Cale, w której za można było kupić hot-doga czy kurczaka z frytkami. Do picia serwowano do wyboru kawę, napoje gazowane i lokalne piwo. Podobne stoisko funkcjonowało również przy samym wejściu na obiekt. To na nim właśnie za kurczaka z frytkami zapłaciliśmy 12 dolarów plus oczywiście amerykański tax.

Kibice, którzy zjawili się na meczu w przerwach między biegami nudzić się nie mogli. O rozrywkę dbał swoim charyzmatycznym głosem niejaki „Crazy Chris” i przyznajemy – Chris starał się robić „crazy atmosferę”. jeżeli myślicie, iż to wyjazdy na tor Beckera budziły największe zainteresowanie amerykańskich kibiców, to jesteście w błędzie. Kibice w Bakersfield mają tylko jednego idola – Eddiego Castro. „Fast” Eddie był kiedyś czwartym zawodnikiem w mistrzostwach Ameryki i ściga się, pomimo ponad sześćdziesięciu pięciu wiosen na karku. To właśnie każdy wyjazd na tor żużlowca, pomiędzy biegami głównymi, budził największe emocje. Pomimo swoich lat, „Fast Eddie” potrafi jeszcze skutecznie wchodzić w łuki. Bylibyście zaskoczeni.

– To dla nie świetna okazja, aby porywalizować. Ścigam się m.in. z nadzieją naszego żużla Lukiem Beckerem i chyba daję radę! (śmiech – dop.red.). Na żużlu jeżdżę od 1979 roku, ale największą wygraną w moim życiu było zwycięstwo z nowotworem. To takie moje mistrzostwo świata – opowiadał nam Eddie Castro, z którym większy wywiad przeczytacie już niebawem na naszych łamach.

Reprezentację Anglii w dosyć jednostronnym pojedynku z Amerykanami prowadził menadżer reprezentacji Rob Painter, a na zawody, co ciekawe, przybyła całkiem liczna, jak na odległość, grupa kibiców z Anglii.

– To egzotyka żużlowa zobaczenie takiego meczu. Przylecieliśmy w parę osób z Anglii, ja akurat z Birmingham. Warto takie zawody mieć w życiu zaliczone, choć odległość spora – mówił nam angielski fan żużla. Nie ukrywamy, iż z takiego swego założenia wychodziliśmy i my. Żużel w Ameryce zaliczyliśmy.

Angielscy kibice w Bakersfield

Na meczu w Bakersfield nasze wątki z żużlem się nie skończyły, ale o tym później. Co ciekawe, wyjeżdżając z Bakersfield, w stronę gór Sierra Nevada i parku narodowego z Sekwojami, którego każdemu będącymi w pobliżu obejrzenie polecamy, nie sposób było nie zauważyć, iż Bakersfield otaczają pola naftowe, rozmieszczone niemal jedno na drugim.

Po zawodach w Bakersfield udaliśmy się jeszcze do San Francisco, aby porównać sobie widowisko NBA do tych z najlepszej, ponoć, żużlowej ligi świata. Oczywiście porównania sensu nie mają, bo żużel to nie koszykówka. Jedna rzecz, która mocno rzuca się w oczy i którą koniecznie powinno się transformować do żużla to fakt, iż na meczu NBA kibic nie ma prawa się nudzić. Od godziny przed meczem, przez przerwy w grze aż po jego koniec nie ma dla kibica dosłownie sekundy wytchnienia. Pokazy, konkursy czy inne zabawy szczelnie wypełniają czas bez koszykarzy na parkiecie.

– Koszykówka to koszykówka, ale całą tę naszą magię i fabrykę pieniędzy tworzy show, jakie się robi na tych meczach. Kibic pracuje, chce odpocząć i się bawić. My mamy mu to zapewnić. Show jest chyba ważniejsze od samej gry – mówił nam jeden z pracowników obsługujących mecz NBA. Nic dodać, nic ująć. Pisał ostatnio w jednym ze swoich felietonów Przemysław Sierakowski o sędziowaniu w żużlu. Wyobraźcie sobie, iż w takiej lidze NBA mają swój VAR. Sędzia ma czas, aby zaznajomić się ze spornym zdarzeniem, a później przez mikrofon oznajmić swój werdykt przybyłym kibicom. Wyobrażacie sobie coś takiego w polskim żużlu? Ja owszem, ale trzeba nie tylko mówić, iż mamy najlepszą ligę świata, ale starać się coś robić, aby się doskonaliła.

W tytule pojawia się Robert Lambert. Tej sytuacji, przyznajemy, absolutnie się nie spodziewaliśmy. Kierowca Ubera, kiedy się dowiedział, iż owszem byliśmy na NBA, ale lubimy bardziej inny sport, stwierdził, ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu, iż wie co to speedway i, co jeszcze ciekawsze, kojarzy Roberta Lamberta! Tacy „driverzy” tylko na Chinatown.

Kierowca kojarzący Lamberta na Chinatown to nie był ostatni żużlowy akcent wyjazdu. Kalifornia żużlem nie stoi, ale w drodze powrotnej z San Francisco zaliczyliśmy miejsca, gdzie kiedyś ścigano się na żużlu, a dziś motocykle warczą tam sporadycznie. Widzieliśmy obiekt w miejscowości Santa Maria, na którym w przeszłości odbywały się mistrzostwa Ameryki. W 2021 został on dla żużla definitywnie zamknięty. Byliśmy również przy żużlowym torze w Ventrurze.

– Niestety obiektu samego nie zobaczycie, bo otwieramy go tylko na same zawody, które, jeżeli chodzi o żużel, realizowane są już dzisiaj sporadycznie – powiedział nam jeden ze stróżów sprawujących opiekę nad obiektem.

Ventura Speedway

Wielokrotnie na naszych łamach gościł Bruce Penhall i finał indywidualnych mistrzostw świata rozegrany na stadionie Coliseum w Los Angeles. Przed odlotem postanowiliśmy odwiedzić jeszcze okolice stadionu, na którym rozstrzygnięto losy indywidualnego mistrzostwa świata w okresie 1982 roku. To właśnie po tym finale Bruce Penhall postanowił definitywnie rozstać się z żużlem jako zawodnik. Nadmienić wypada, iż były amerykański mistrz świata rozwój żużla wspiera do dziś, To właśnie prowadzona przez niego firma Connor była jednym z głównych sponsorów sobotniej imprezy.

Idź do oryginalnego materiału