Żużel. Miśkowiak, Lampart, Świdnicki, Pludra – czego oni nie mają?

5 godzin temu

Z pewnością ta, której zdołali zaczerpnąć przez kilka lat ścigania nie jest doskonałą. Wystarczyła jednakowoż, by brylować za czasów żużlowego pacholęcia i „rokować” na kolejne sezony. Na pewno nie są idealni. Żaden. Ale też taki Cierniak czy Kowalski, którzy jak się wydaje, skuteczniej walczą o przetrwanie bez parasola ochronnego, nie mogą pochwalić się zdecydowanie większą. Terminują chłopaki ile mogą w Skandynawii, by testować na poligonie. Nie każdy jednak tam również przetrwał. Podpatrują, pytają, notują – w porządku. Nic jednak nie zastąpi „czucia” motocykla i praktycznych umiejętności reagowania na zmiany w trakcie zawodów. Musisz sam wiedzieć dlaczego na wodzie miałeś „za mocno” i jak to adekwatnie poprawić, nie zaś każdorazowo uruchamiać bęben maszyny losującej, z nadzieją na cud.

Żużel. Co słychać u Daniela Kaczmarka? Cegielski o postępach, walce i wsparciu (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Czy mecz w Częstochowie dało się jechać? Szef Ekstraligi wdał się w ostrą dyskusję! – PoBandzie – Portal Sportowy

Ktoś powie – umiejętności

Tu zgoda. W Polsce mamy wszech obecny trend na pęd. Masz pod siodłem – jesteś „mistrz”. Wkręcasz spod linek, zamykasz na kresce, a po drodze to już zawody z cyklu „Dokąd jedziemy motorku”. Na rówieśników wystarczy. Czasem zdarzy się łyknąć gwiazdę i już sam przez kilka dni za takową uchodzisz. A najmniej za objawienie. To zamazuje obraz. przez cały czas upieram się, iż bez terminów na Wyspach żaden grajek nie zaistnieje. I nie mówimy o poziomie mistrza świata. Mówimy o przetrwaniu w E-lipie. Anglia uczy pokory. Krótkie, techniczne tory. Specyficzne, inne niż w Polsce nawierzchnie. No i deszcz. choćby będący ostatnio w znakomitej dyspozycji Piter Pawlicki tamże radził sobie najwyżej przeciętnie. Manchester? To najbardziej „europejski” pośród Brytyjskich owali – stąd Zmarzlik dał radę. W Cardiff czy Glasgow nasi już tak nie szaleli. Dlaczego? Bo to nie zawody sprinterskie przed SGP. Tu musisz błyskawicznie łączyć kropki. Ustawienie motocykla. Zapłon przyspieszyć czy opóźnić? Jaki to ma wpływ na zachowanie bajka? Nie tylko zębatka na wale i z tyłu. Tylne koło. Cofnąć? A może lekko do przodu? No i co to zmienia? Manetka gazu takoż przydaje się podczas wyścigu częściej niż u nas. No i klamka sprzęgła również. Nie musisz od razu klapować gazem i spuszczać fury gwałtownie z obrotów. Czasem wystarczy… delikatnie po sprzęgle. Efekt oczywisty, bo nie lądujesz w płocie tylko kończysz jako zwycięzca. Do tego nawyki. Praca na motocyklu. Przesuwanie środka ciężkości. Łapanie kątów. No i podstawowa nauka. Albo chcesz się wygodnie wozić – wtedy będzie „piękna porażka”, albo potrafisz gnać skutecznie ogarniając nieco narowistego rumaka. Tego uczy Anglia. Bez tamtejszej szkoły, kiedy różnice sprzętowe przestają w wieku seniorskim decydować o powodzeniu, nie masz szans. I to poniekąd odpowiedź dlaczego nieznani za czasów juniorskich, bądź ogrywani przez nasze perełki tamtejsi woje, po kilku latach leją naszych aż przykro. O ile naturalnie owe rodzime „talenty” dotrwają – vide: Świdnicki.

Ktoś powie – pasji

Tu się nie zgodzę. Wszędzie mamy kandydatów na żużlowców mądrych i tych… mniej. Każdy jednak prowadzony zimnym wychowem w początkowym etapie musi pokazać kojones. Potem, kiedy już błyśnie jako trzystapięćdziesiątyósmy „drugi Gollob” – ma z górki. Fura jest. Sponsorzy są. No i życie otwiera swe podwoje. Kusi jak panienki w dyskotece. Tutaj ów zimny wychów już się kończy. Jesteś „local matador”. Odpękasz drugi wyścig z trójeczką i możesz z nikim nie wygrać później. „Swoje” zrobiłeś. Nic bardziej błędnego. Kto stoi w miejscu ten się cofa. A tu pierwsze grymasy. Fochy. Nie tędy droga. Mówić, iż się chce – to jedno. Pracować i krok po kroku zdobywać z mozołem nowe umiejętności, podnosić poziom – zupełnie coś innego. Ale rzeczony grajek już przecież „nic nie musi”. Jest „gwiazdą”. Tak przynajmniej się małolatowi wydaje. W Anglii nikt nie biega za „talentem” jak kot z pęcherzem i nie traktuje juniora jak jajko. Żeby dorobić się drogiego sprzętu i pozycji u tunera – trzeba na to zapracować. Zapracować ujeżdżając przechodzone odkurzacze po starszych kolegach. U nas początkowo szkółkowiczom i świeżo upieczonym „szczęśliwym posiadaczom licencji” owej pasji nie brakuje. Wystarczy jednak pierwszy w gruncie rzeczy nieznaczący, ale jednak sukces i cała misterna konstrukcja sypie się jak domek z kart. Nieświadomy swych braków małolat gotów uważać się za alfę i omegę w żużlowym rzemiośle. A to zazwyczaj… początek końca. Najtaniej uczyć się na cudzych błędach – mniej boli, ale komu się udaje? To pacholęcia bez doświadczeń życiowych. Im wydaje się, iż oto świat stanął przed nimi otworem. Zderzenie z rzeczywistością często już w pierwszym seniorskim sezonie bywa nader bolesne. Ale pasji, szczególnie w początkowej fazie – odmówić im nie sposób.

Żużel. Co się dzieje w Unii Tarnów? Wymowne słowa kapitana, główny partner milczy! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Zmarzlik i Kurtz stoczą bitwę w Vojens? Crump mówi o swoim następcy! – PoBandzie – Portal Sportowy

Ktoś powie – determinacji

I tu również zgoda. Trzeba nie lada odporności i rozsądku o który w chmurnej, gburnej i durnej młodości tak trudno, by mieć świadomość wczesnego etapu na który zdołało się dotrzeć. jeżeli w bezpośrednim otoczeniu nie znajdzie się przekonujący, doświadczony mentor – taki którego małolat zechce słuchać i się podporządkować – nici z kariery. Siłą nijak nie zmusisz. Skończy się krótką przygodą, a potem ewentualnie pracą w roli mechanika u starego wygi. Determinacja zwykle finiszuje tam, gdzie zaczynają się pieniądze. Zaczyna być kolorowo i wtedy jest… najtrudniej. Kto przekona zarozumiałego małolata, iż żaden z niego filozof, a kasa za chwilę się skończy, tak szybko, jak gwałtownie się pojawiła? Tu najtrudniej wykrzesać z kandydata na żużlowca pokorę i pracę. Na tym etapie zaczynają dołować przygody większości (choć formalny rozbrat następuje po jednym, dwóch sezonach seniorskich). Łatwe czasy kreują słabych ludzi – czyż nie? Im trudniej zatem – tym lepiej.

Ktoś powie – próg wejścia to sufit możliwości

No i tu nie sposób protestować. To prawda. Aby zainstalować się na stałe w świecie dorosłego ścigania – musisz być mądry, zdeterminowany, pracowity, ale też mieć niezbędną odrobinę szczęścia. Gwarancji nikt nie wystawi, iż sama pracowitość i lotność umysłu wystarczą. Istnieje bowiem jeszcze owo „coś od Bozi” bez czego nie przetrwasz. O kontuzjach nie wspominam, bowiem ryzyko tychże dotyczy w równym stopniu wszystkich. Najpierw więc przestępujesz próg wejścia do tego sportu, czytaj – dotrwania do licencji i debiutu w zawodach. Później jest coraz… trudniej. Przetrwają nieliczni.

Naturalnie te moje wywody obarczone są błędem niezbędnego uproszczenia. Jednakowoż generalne wnioski (życie potwierdza) są jasne. Na dobre, wieloletnie ściganie w górnej lidze mogą liczyć jedynie najbardziej zdeterminowani, pojętni, rozsądni i terminujący na Wyspach… szczęściarze.

Przemysław Sierakowski

Idź do oryginalnego materiału