Narzeka wielu. Że gładkie, asfaltowe tory. Że nudne, przewidywalne zawody. Że jazda gęsiego i ścigania jak na lekarstwo. Że motocykle coraz szybsze, przez co speedway`owi bliżej do F1, niż starego, dobrego dirt tracka. Że rajderzy bez jaj, bo tylko asfalt (sorry – tor) się spoci a już lament i odwoływania. Że na dziurach to żaden nie pojedzie i… takie tam. Byłbym ostatnim hipokrytą, gdybym się pod takimi wynurzeniami bezkrytycznie podpisał.
Żużel – ten współczesny, jest zupełnie inny niż przed laty. Tylko „inny” nie oznacza „gorszy”. Moim zdaniem nieszczęście F1, iż tak to ujmę, zatem pogoń za mocą i prędkością, rozpoczęło się od wprowadzenia w silnikach krótkiego skoku. Tłok zwariował, bo obroty były takie, iż sam już nie wiedział, czy jest na górze, czy u dołu cylindra. Potem poszła lawina. Moc wzrosła z pierwotnych niespełna pięćdziesięciu do niemal osiemdziesięciu koni. Przeciętne prędkości przy rekordzie toru z niespełna 80 km/h do ponad 90-ciu. Technika jazdy również ewoluowała, a różnice są fundamentalne. Dziś nikt z wyjścia nie pilnuje przodu, nie trzyma prawej nogi w haku, a lewej na podnóżku. To nie daje „kopa”. I choćby o rosnącą falę kontuzji nie obwiniałbym „legendarnych” zatkanych tłumików, choć swój udział też mają. Dla wyżyłowanych ponad miarę furmanek musi być jednolicie, twardo i równo, zatem… asfalt. Mała hopka, odrobina plastelinki i zrazu dzwon. Trzymanie się kanonu techniki w niczym nie pomoże.
Żużel. Kurtz jedzie do królestwa Zmarzlika! „Nie martwię się o to, co robi Bartek” – PoBandzie – Portal Sportowy
Prędkość wzrasta, więc robi się ekstremalnie niebezpiecznie. Żadne dmuchawce niczego nie zmienią. Żadne limitery obrotów niczego nie poprawią, ani wyeliminują. Utrzymaj „bajka” z 75 końmi mocy pod sobą, przy ponad 100 km/h z prawą nogą w poprzek, a lewą za bagażnikiem, gdy ten gwałtownie wyrwie ci spod tyłka. Nie ma kozaka. To się nie może udać w tych warunkach. Rozsypujący się tor, więcej wody, parę dziur, kolein, odparzyn i mamy „Nemocnice na krai mesta”, czyli swojski „Szpital na peryferiach”. Warto więc zdecydowanie pochylić się nad niewątpliwym problemem, jak w deklaracji ideowej PZPR dawno temu – „O co walczymy, dokąd zmierzamy”. Nagle żużlowy zaścianek nie naumie się przygotowywać idealnego betonu ze szlichtą, a na kartoflisku to emocje z cyklu „Kto skończy w busie, a kto na SOR-ze”, bo upilnować i obłaskawić tego mocarnego smoka w ramie od roweru nie sposób. Owszem, należy naciskać organizatorów, wymagać „właściwego” przygotowania nawierzchni, ale trzeba też mieć świadomość, iż choćby idealne uklepanie owalu nie gwarantuje ani ścigania co się zowie, ani bezpieczeństwa zawodników.
Żużel. Czugunow wierzy, iż ROW się utrzyma! Zażartował z wyjścia Pedersena! – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Pedersen chory?! Trener komentuje zachowanie Duńczyka! – PoBandzie – Portal Sportowy
Współcześni herosi mają jaja, tylko w mokrych redlinach nie są w stanie ogarnąć i zapanować nad wyrywnym rumakiem. Nikt nie jest w stanie, tym bardziej na tych bezdętkowych wynalazkach. jeżeli więc chcemy rzeczywiście dbać o BHP, to przetnijmy radykalnie ów „trend na pęd”. Kibica nie interesuje jaką moc ma fura, tylko ile walki na torze. Bez względu na to w jakim stanie jest owa arena. jeżeli więc na owalach takich jak w Teterow, Cardiff, czy Glasgow ma być dobre, bezpieczne ściganie to należy na początek ograniczyć moc i obroty silników. Nie przez przesławne limitery. Wróćmy do długiego skoku, a już wiele „samo się” dokona. Potem zakaz bezdętkowców, bo te gumy twardsze, ale kładą się niemal całą powierzchnią na szlace, zatem kleją niemożebnie… póki twardo i równo. Zaskakująca zmiana i… ratuj się kto może. To na początek. Dobry początek. Powtórzę. Kibica nie interesuje, czy grajek śmiga 120 km/h, czy „ledwie” 80. Ważne, żeby były emocje i mijanki – sól żużla. Z perspektywy żużlowców zaś, byłoby miło, gdyby zrobiło się bezpieczniej, choćby podczas corridy w Glasgow. Tu dmuchawce dają tylko alibi organizatorom, bo niczego nie poprawiają. Zatem koniecznie wręcz powrót do długiego skoku, zmniejszającego moc i obroty, bo tylko wówczas dmuchane bandy będą mogły rzeczywiście chronić, spełniając swe przeznaczenie – tylko… czy to realne?
Przemysław Sierakowski