Wcale nie trzeba jechać do Budapesztu, aby usłyszeć ryk bolidu Formuły 1 i zobaczyć wicemistrza świata w najszybszej odmianie rywalizacji na czterech kołach. W czwartek taką okazję mieli wrocławianie, za sprawą zorganizowanego na Stadionie Olimpijskim show „Red Bull Speed Ways”. My już tradycyjnie przyjrzeliśmy się imprezie z Red Bullem i Maciejem Janowskim w roli głównej od tak zwanej „kuchni”.
O tym, czy to obecność Davida Coultharda, czy Macieja Janowskiego, a może ich wspólna rywalizacja sprawiła, iż na Stadionie Olimpijskim pojawił się komplet publiczności przesądzać doprawdy trudno. Co warte podkreślenia, rzesze kibiców przyszły również na imprezy towarzyszące, które odbywały się wokół położonego na wrocławskim Sępolnie stadionu przed głównym spektaklem wieczoru.
– Od lat jesteśmy zagorzałymi fanami Maćka Janowskiego i oczywiście jesteśmy tu dzisiaj głównie dla niego. Jestem przekonany, iż na żużlowym torze okaże się on lepszy od kierowcy Formuły 1, choć sam jestem niezwykle ciekaw, jak technicznie ta rywalizacja na torze będzie w ogóle wyglądała – mówił nam Pan Marek z wrocławskich Popowic, który przy stadionie pojawił się już około godziny dwunastej.
– Naszym idolem jest oczywiście Max Verstappen, ale takiej okazji, aby zobaczyć połączenie żużla z Formułą 1 nie mogliśmy przegapić. Pomysł na imprezę naprawdę doskonały, co zresztą widać po frekwencji na parę godzin przed jej oficjalnym rozpoczęciem – dodawała rodzina, która do Wrocławia przyjechała z, póki co, nieżużlowego Płocka.
Fanów Formuły 1 można było za sprawą „taeamowych” koszulek dostrzec bez większego problemu. Mieszały się one oczywiście z „odzieniem” fanów Macieja Janowskiego i Sparty Wrocław. Tradycyjnie zawodnik wrocławskiego klubu pomyślał i o marketingu i o swoich kibicach. Przy stadionie, w specjalnie postawionym na tą okazję sklepie, można było nabyć jego gadżety.
– Na brak klientów nie narzekamy, ale co najlepiej się sprzedaje, to ciężko powiedzieć. Ogólnie można powiedzieć, iż gadżety Maćka mają zawsze swoich wiernych nabywców – mówiła nam jedna z osób zaangażowana w sprzedaż kolekcji Macieja Janowskiego. Z kronikarskiego obowiązku dodać należy, iż t-shirt kapitana Betard Sparty kosztował pod stadionem 149 złotych, czapeczka 119 złotych.
Zaledwie nieco bardziej rozmowni byli sprzedawcy na stoisku firmowym „stajni” Red Bulla. – Na ten moment największe zainteresowanie to koszulki teamowe. Biorąc pod uwagę pogodę i fakt, iż jest sporo fanów nie tylko Formuły 1, ale i żużla, narzekać nie możemy – dodawali kolejni sprzedawcy gadżetów.
Największym zainteresowaniem wśród tych, którzy wcześniej zdecydowali się przybyć na „Olimpico” cieszyły się oczywiście dwa wyznaczone obok stadionu miejsca. Pierwsze z nich to to, w którym można było zdobyć autografy obecnych tego dnia sportowców, między innymi Coultharda, Małysza czy Janowskiego. Drugie to to, gdzie można było z bliska przyjrzeć się bolidom Formuły 1, ścigającym się pod brandem Red Bulla. Nie brakowało również chętnych do tego, aby „biernie” poczuć się przez chwilę jak zawodnik czarnego sportu i usiąść na motocyklu żużlowym.
Najwięcej emocji, tych już rodem wprost z Formuły 1, dostarczył przybyłym przejazd bolidu Formuły 1 z Davidem Coulthardem od Stadionu Olimpijskiego w stronę ulicy Godebskiego. Po raz pierwszy można było zobaczyć we Wrocławiu przyśpieszenie bolidu oraz charakterystyczny, znany z torów Formuły 1, jego odgłos.
– Fajnie, iż ktoś coś takiego zorganizował. Okolice Stadionu Olimpijskiego czegoś takiego w swojej historii po prostu nie przeżyły. Ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy tu, gdzie basen AWF, stała wieża spadochronowa, a tam, wie Pan, po prawej w stronę stadionu, był odkryty basen. Na żużel chodzę do dziś, a zaczynałem za Pociejkowicza – mówił jeden ze starszych wrocławian. My dodamy tylko, iż Stadion Olimpijski od czasów powojennych nie przeżył momentu, kiedy na jego środku lądował samolot. Wydarzenie we Wrocławiu, na oczach 12 tysięcy kibiców, otworzył bowiem spektakularny wyczyn pilota akrobacyjnego Łukasza Czepieli, który wylądował samolotem Carbon Cub na płycie stadionu, a pod koniec imprezy odleciał z niego w spektakularny sposób.
– To, co tu się dzieje to naprawdę jest mega proszę Pana. Ta jazda w prawo, czy lądujący samolot, to świetne pomysły. Spadochroniarzy widziałem na memoriale naszego Taia, a teraz doczekałem samolotu. interesujące co wyląduje na kolejnej dużej imprezie? Ufo? – pytał nas ze śmiechem fan żużla z Opola.
Na pusty żołądek oraz pragnienie nikt z przybyłych narzekać nie mógł. Red Bull zadbał o to, aby ich flagowego napoju oraz przekąsek na ich stoiskach sprzedażowych nie zabrakło. Kiełbasa w bagietce z sałatką szwedzką kosztowała 22 złote, hotdog 15 złotych, a frytki 12 złotych. jeżeli chodzi o napoje Red Bulla. Za jedną puszkę płaciliśmy 7 złotych, ale przy dwóch obowiązywała już promocja – 12 złotych.
Wynik sportowy rywalizacji Macieja Janowskiego z Davidem Coulthardem opisaliśmy w innym artykule. Przypominamy tylko, iż żużel okazał się lepszy ostatecznie od Formuły 1. Jedno nie ulega jednak jakiejkolwiek wątpliwości. Takiego eventu, będącego jednocześnie promocją wielu sportów motorowych na stadionie żużlowym w Polsce jeszcze nigdy nie było. Najwięksi wygrani? Bez wątpienia wrocławski klub, który miał swój spory udział w organizacji wydarzenia oraz oczywiście marka Red Bull, która doskonale pokazała jak eventy sportowe należy w obecnych czasach organizować, aby nikt nie wychodził z nich niezadowolony.
– Mega impreza, po prostu mega. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem i pewnie nie przeżyję, chyba, iż za rok organizatorzy zrobią „rewanż” za dzisiejszy pojedynek. Tego sobie mogę życzyć, a czwartek, mimo iż bez ligowego żużla, który kocham na Olimpijskim uznaję za mega udany – mówił nam kibic wrocławskiego klubu.
– Co mi się nie podobało? Nie ma chyba do czego się przyczepić poza długimi kolejkami po autografy, ale to tylko świadczy o popularności zawodników, którzy pojawili się we Wrocławiu. Stałam w kolejce ponad czterdzieści minut i ostatecznie zrezygnowałam. Wszystko było bardzo fajne i po raz kolejny nie żałuję, iż pomimo faktu, iż do Wrocławia na żużel i nie tylko dojeżdżamy aż z Gliwic. Oby takich imprez było w Polsce więcej – komentowała czwartkową imprezę Pani Iwona.
– To było niesamowite wydarzenie! Jestem ogromnie szczęśliwy, iż mieliśmy okazję zorganizować Red Bull Speed Ways właśnie we Wrocławiu, na moim domowym torze, w moim mieście. Jak to jest czuć oddech Formuły 1 na karku? To nowe doświadczenie, tym bardziej, iż nie mam lusterek, więc cały czas zerkałem za plecy, czy rywal mnie nie dogania. Powiem krótko: było wspaniale! – mówił po imprezie Maciej Janowski.
– Największym wyzwaniem była jazda ze stosunkowo niewielką prędkością na nawierzchni żużlowej. Zwykle jeździmy gwałtownie na asfalcie, co oznacza sporo docisku oraz przyczepności. Tutaj mieliśmy całkowicie inne środowisko, więc trzeba było się dostosować. To całkowicie wyjątkowe doświadczenie – dodawał David Coulthard.