W minionym tygodniu nasza redakcja zainaugurowała wyjazdowy sezon 2024. Postanowiliśmy wybrać się na premierę ligi angielskiej, czyli pojedynek Oxfordu z Birmingham. Tradycyjnie połączyliśmy przyjemne z pożytecznym. Zwiedzania nie zabrakło, choć tym razem nie skupiliśmy się wcale na najpopularniejszych atrakcjach stolicy Wielkiej Brytanii.
Jak zatem było na Wyspach? Na pewno, co przecież oczywiste, żużlowo i, co pozytywne, jak na porę roku ciepło. Po porannym, czwartkowym locie z Wrocławia do Londynu i paru godzinach pobytu w stolicy udaliśmy się autobusem do Oxfordu. Koszt biletu w dwie strony to 20 funtów. Im mocniej się przybliżaliśmy do miasta, w którym kiedyś trzykrotnie wykładał sam Albert Einstein, tym bardziej widać było ciemne chmury.
Prognozy pogody zawiodły nas mocno. Miały być delikatne, przelotne opady, a od godziny 17 zaczęło padać i to całkiem mocno. Z niepokojem, nauczeni doświadczeniami pogodowymi z Polski, podążaliśmy zatem na stadion. Po drodze zatrzymaliśmy się w lokalnym pubie położonym niecałe trzy kilometry od stadionu. O dzisiejszym żużlu wie tylko jedna na pięć osób… Wie za to kto z kim rywalizuje. Takie pocieszenie.
Opady wciąż się nasilały. Po dotarciu na obiekt padało już solidnie. Postanowiliśmy zatem przejść się do parkingu, aby zasięgnąć języka czy liga angielska wystartuje, czy w czwartek szans na to nie ma absolutnie żadnych. Tu było pierwsze zdziwienie, a raczej skojarzenie z wyprawą Ryszarda Ochódzkiego do Londynu w kultowej komedii „Miś”. Pamiętacie scenę, gdy Ochódzki czeka dosłownie parę minut na otwarcie okienka w banku, aby podjąć pieniądze? Przed wejściem do parkingu pojawiliśmy się dosłownie minutę przed 18. Miła Pani stwierdziła, iż nas nie wpuści, gdyż 18 wybije dopiero moment. Poczekaliśmy.
W parkingu szybkie przywitanie z debiutującym w barwach Oxfordu Maciejem Janowskim i rozmowa, a raczej pytanie do menadżera gospodarzy, Petera Schroecka o to, co z tym meczem. Odpowiedź była dla nas zaskakująca. – Czekamy, za dłuższą chwilę opady mają zelżeć i jedziemy. Tak to u nas jest. Tor jest ubity po wczorajszych opadach i nie ma mowy o jakimkolwiek odwołaniu. Damy radę. Bądźcie spokojni. Żużel będzie, a my Was zapraszamy do naszej strefy VIP – usłyszeliśmy od byłego żużlowca, a w tej chwili menadżera gospodarzy. Po chwili kolejnej rozmowy, tym razem z byłym zawodnikiem, w tej chwili menadżerem Birmingham, Samem Ermolenko i powspominaniem jego startów w Polsce, udaliśmy się we wskazane nam miejsce.
Jak wygląda z strefa VIP na stadionie Oxfordu? Okazale. Spora, otwarta przestrzeń. Znajdują się w niej różnego rodzaju bary serwujące alkohole i jedzenie. Jest stoisko bukmachera, w którym niestety jednak można obstawiać wyłącznie wyścigi chartów. jeżeli zaś chodzi o czworonogi, to poznaliśmy ich status. Organizatorzy plandeką zakryli nie tor żużlowy, a ten do wyścigu chartów. Wszystko po to, aby lecące podczas biegów błoto nie uszkodziło nawierzchni, gdzie za „zającem” biegają charty. Warto zaznaczyć, iż za napoje w strefie VIP płacą wszyscy bez wyjątku.
Jedzenie? Tu od opłat „zwolnieni” są główni sponsorzy i goście klubu. Co nam zaserwowano zatem do spożycia? Każdy dostał do wyboru jedno z dwóch dań głównych. My postawiliśmy na tradycyjne „Fish and Chips”. Na deser „wjechał” znakomity angielski sernik z lodami. Wracając do samej strefy, to jest ona przeznaczona dla maksymalnie 200 osób, które zza swoich stolików mogą przez szybę oglądać zmagania zawodników. Chętni mogą oczywiście wyjść przed strefę i oglądać zawody na świeżym powietrzu. Spotkała nas miła niespodzianka. Działacze Oxfordu zaprosili nas na środek murawy, abyśmy mogli z innej, nietypowej perspektywy obejrzeć kilka biegów. Wrażenia doskonałe. Dziękujemy.
Kogo spotkaliśmy podczas meczu wśród gości VIP? Nie zabrakło, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, Phila Morrisa, któremu przygotowano specjalny stolik. Odległe czasy powspominaliśmy spotykając urodzonego w Szkocji Berta Herkinsa, którego nie sposób nie było zapytać o wspomnienia związane z Edwardem Jancarzem i Zenonem Plechem.
– Pewnie, iż się znaliśmy. Obaj byli doskonali. Jancarz jeździł w moim Wimbledonie. Fajni koledzy byli. Zenon to był człowiek „dusza”. Kiedyś wymieniliśmy się plastronami i chyba ponownie będę musiał go odszukać. Przykro, iż obaj już nie żyją. To byli zawodnicy z papierami na mistrzów świata – wspominał Polaków Herkins.
Miłym akcentem było również spotkanie na stadionie Łukasza Nowackiego, byłego mistrza świata w speedrowerze. – Mieszkam 40 mil od stadionu. Jak tylko mogę, to jeżdżę na żużel, a akurat tutaj działam też w miejscowym klubie speedrowerowym – tłumaczył nam reprezentant Polski w speedrowerze.
Ile osób oglądało powrót Oxfordu do grona najlepszych drużyn angielskich? Wedle tego co nam przekazano, około dwóch tysięcy. Przyznamy szczerze, iż mieliśmy wrażenie, iż kilka więcej na tym stadionie jest w stanie się w ogóle pomieścić. Z kronikarskiego obowiązku dodać należy, iż bilet na spotkanie kosztował 20 funtów. Młodzież do lat 16 wchodzi za darmo i „licealistów” nie brakowało, choć na trybunach była wyraźna przewaga starszego pokolenia. Najwyraźniej w Anglii „szczepienie” na żużel potomków nie jest tak skuteczne, jak w Polsce. Co nas mocno zaskoczyło, nie było jeszcze do kupienia klubowych gadżetów, ale te – jak nas zapewniano – mają pojawić się lada moment.
Stadionowa gastronomia dla kibiców nie daje powodów do narzekania. Sprawna obsługa sprawia, iż kolejek brak. Frytki w cenie czterech funtów, pięć kosztuje hot-dog i tyle samo należy zapłacić za piwo.
Maciej Janowski? Jak wypadł sportowo, to wszyscy wiemy. Na pewno warto zwrócić uwagę na fakt, iż przez kibiców został przywitany bardzo gorąco i to Polak był najczęściej proszony o zdjęcie czy autograf. Sam zawodnik był też w doskonałym nastroju. Zarówno przed, jak i po meczu skłonny do oficjalnych i mniej oficjalnych rozmów, co skrzętnie wykorzystaliśmy. Słowa uznania należą się również Chrisowi Harrisowi, który swoim występem pokazał, iż wciąż jak stary rekin jest w stanie „zjadać” na torze młodszych kolegów niczym małe rybki. W przypadku „Bombera” wiek, jak widać, to tylko liczba, przynajmniej na angielskich torach.
W takim stylu Maciej Janowski wraca na Wyspy. 🔥
Wygrana w pierwszym biegu @OxfordSpeedway – @BrumSpeedway ✅ pic.twitter.com/kxlhcIm7wl
— pobandzie.com.pl (@pobandziecompl) March 14, 2024
Żużel. Maciej Janowski: Zawsze jest chrapka na złoto ze Spartą. Do Anglii po ciężką szkołę żużla (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
– Po tym, co jechał dziś Chris można powiedzieć, iż mieliśmy „Harris destruction”. Chris wciąż jeszcze potrafi w naszej lidze skutecznie jechać. Tak, jak pokazał to dzisiaj. Janowski? Pierwszy raz pojechał i to na całkiem dobrym poziomie. Warto pamiętać, iż u Was na takim torze nikt by nie pozwolił prawdopodobnie na rozegranie zawodów – mówił nam przybyły na zawody z pobliskiego Swindon fan „Rudzików”.
Podsumowując inauguracyjny mecz Premiership, gdyby takie opady jak nad „Sandy Lane” pojawiły się nad jakimkolwiek polskim stadionem, to żadne zawody nie byłyby rozegrane. To pewne. Spotkanie w Oxfordzie odjechano w niecałą godzinę dwadzieścia, bez jakichkolwiek prac torowych. Sam mecz, pomimo wyniku na styku, nie należał może do najbardziej emocjonujących pod kątem walki na torze, ale biorąc pod uwagę warunki w jakich przyszło je rozegrać ,”żużlowych” wrażeń nie brakowało.
Żużel żużlem. Co warto poza speedwayem w Oxfordzie zobaczyć? Oczywiście Uniwersytet, słynny dom z wbitym w niego rekinem czy szereg budynków, które opowiadają historię powstałego w ósmym wieku miasta. My kolejnego dnia rano udaliśmy się do Londynu, aby przed wieczornym odlotem „posmakować” sportu, filmu oraz psychologii w jednym. Z pewnością wielu z Was słyszało o bijącym rekordy oglądalności serialu „Ted Lasso”.
To historia amerykańskiego trenera drużyny bejsbolowej, który przylatuje do fikcyjnego klubu Premiership i obejmuje stanowisko trenera. On sam pragnie sukcesów, nie wie jednak, iż został zatrudniony przez charyzmatyczna szefową, aby pogrążyć klub i doprowadzić do jego upadku. Ci, którzy oglądali wiedzą jak historia się skończyła, pozostałym polecamy obejrzenie serialu na jednej z płatnych platform. Jak powiedział nam jeden z żużlowców, serial to doskonałe połączenie sportu, psychologii i zwykłego podejścia do życia. Żart głosi, iż jak ktoś nie ma czasu w psychologa, to zastąpi go doskonale amerykański serial i coś w tym jest.
Tak więc z Oxfordu piątkowym porankiem udaliśmy się w miejsce, gdzie kręcono sceny ze słynnego serialu. To londyńska dzielnica Richmond. To tam znajduje się pub Princes Head, gdzie nagrywano serialowe sceny. Pomimo wczesnej godziny, ruch w pubie i przed nim był spory. Większość odwiedzających lokal to fani produkcji zza oceanu.
– Nie ma dwóch zdań, iż fakt kręcenia serialu przysporzył nam wielkiej popularności. Codziennie przewija się masa turystów. Powiem, iż w weekendy ciężko jest z miejscem, jeżeli ktoś chce wypić piwo czy zjeść w barze Teda Lasso. Rezerwację na stoliki w weekendy przyjmujemy z wyprzedzeniem, a blisko 80 procent naszych weekendowych gości to Amerykanie – mówi nam właściciel jednego z najsłynniejszych w tej chwili pubów w Londynie.
Nie ma też również wątpliwości co do tego, iż w tej chwili cała najbliższa okolica profituje z faktu, iż tam właśnie kręcony był słynny serial. Na pytanie czy ceny w barze uległy zmianie wraz ze wzrostem zainteresowania klientów otrzymujemy od właściciela uśmiech i pytanie czy w Polsce też już serial jest popularny. My symboliczne piwo wypiliśmy i wiemy, iż tanie nie było.
Tuż obok słynnych drzwi, z których rankiem wychodził ze swojego mieszkania trener AFC Richmond znajduje się mała kawiarenka sprzedająca słynne ciastka wedle receptury Teda Lasso. Oczywiście w charakterystycznym różowym pudełku.
– Ile pudełek sprzedajemy? W dni powszednie średnio około 150-200 pudelek. W weekendy wielokrotność tego. Wtedy jest najazd Amerykanów. Oni kochają ten serial i dla nich to miejsce to „must to be” po prostu. Tak naprawdę tu zjeżdżają w tej chwili fani produkcji z całego świata – mówi nam sprzedawca.
Cena pudełka i trzech ciastek… 10 funtów. Jak smakują? Na nas wrażenie smakowe zrobiły jak na Rebece Walton. Niestety cenowe również. Naprzeciwko kawiarenki sklep z ubraniami. Na jego wystawie znaleźliśmy wyłącznie serialowe skarpetki i czapki z daszkiem. Zdziwienie następuje po wejściu do środka. Bez cienia przesady można wystroić się dokładnie tak, jak główny bohater. Wybór ubrań i gadżetów spory. Ceny również. Najtańszy podkoszulek… 32 funty.
– Dobrze sprzedają się wszystkie gadżety. Jako nieliczni mamy chyba prawo do ich sprzedaży. Sam Pan widzi, co się dzieje, jeżeli chodzi o zainteresowanie, a nie mamy jeszcze południa – uzupełnia obraz popularności fikcyjnego, bądź co bądź, Teda Lasso właściciel sklepu.
Jeśli jednak będzie Wam Teda Lasso wciąż mało, to polecamy spacerek na nabrzeże pobliskiej rzeki. Właśnie tam filmowy Roy Kent zapraszał na randkę Kelly Jones. Po drodze miniecie salon fryzjerski, którego właściciel spyta Was oczywiście czy chcecie fryzurę na Teda Lasso i wskaże pokaźną galerię serialowych pamiątek.
Po wizycie w dzielnicy Richmond nie pozostało nic innego, jak zobaczyć słynny Tower Bridge, Buckingham Palace czy inne popularne miejsca, z których słynie Londyn. Zwiedzanie zakończyliśmy kawą w Hyde Parku, w którym niestety w tej chwili wyłącznie w niedzielę można wypowiadać się do woli na każdy temat. Krótki wypad do Oxfordu na żużel via Londyn polecamy. Nam się podobało.
Bez wątpienia warto zobaczyć na żywo pojedynek żużlowej Premiership, aby na własne oczy przekonać się jak bardzo różni się od ligi polskiej. W Polsce jest niekiedy aż za nadto „profesjonalnie”. W Oxfordzie było sielsko i na luzie. Zmianę zachowań widać również po samych zawodnikach. W angielskim parkingu zamiast znanego z polskich boksów napięcia na większości twarzy gościł uśmiech i dobry humor. Która wersja żużla jest lepsza? Ile głosów, tyle opinii. Musicie najlepiej przekonać się sami. Polecamy!