Nazwisko Miśkowiak oczywiście nie jest kibicom żużla obce. Ci młodsi fani czarnego sportu naturalnie powiążą je z osobą Jakuba – jednego z najzdolniejszych zawodników młodego pokolenia, a ci nieco starsi sympatycy z Robertem, jego wujkiem, który dzisiaj obchodzi swoje 41. urodziny.
Robert Miśkowiak urodził się w Rawiczu, mieście żużlowym, choć nigdy w miejscowym Kolejarzu nie startował. Karierę rozpoczynał w Polonii Piła, skąd trafił do Wrocławia. Nie był to jednak typowy transfer, bowiem sprawa rozbiła się aż o PZM. Klub z Piły był na skraju bankructwa, zawodnikowi nie wypłacono należnych kilkudziesięciu tysięcy złotych, a na listę transferową został wystawiony za naprawdę dużą kwotę. Ostatecznie Robert Miśkowiak – podobnie jak Tomasz Gapiński – dogadali się z działaczami z Piły, by obniżyć ich wartość na liście transferowej w zamian za zrzeknięcie się zobowiązań.
CZYTAJ TAKŻE – Żużel. Prezes Unii wciąż pracuje nad wsparciem dla klubu. Pomóc mogą kibice
CZYTAJ TAKŻE – Żużel. Wzmocniona Sparta zagrozi Motorowi? Nie ma wątpliwości!
O tej historii pisaliśmy kilka miesięcy temu. Przypomnijmy, iż obaj zawodnicy ustalili warunki kontraktu z Atlasem Wrocław. Prezes Andrzej Rusko nie musiał wykładać na oba transfery choćby złotówki, wbrew kwotom na liście transferowej. Skorzystał z przepisów o przynależności klubowej, który głosił, iż „w przypadku rozwiązania klubu lub skreślenia go z listy członków PZM, zawodnicy tego klubu otrzymują automatycznie zwolnienia, podlegające zatwierdzeniu przez PZM”, a Polonia została postawiona w stan likwidacji. Prezes pilskiego klubu, Romuald Mencel, twierdził, iż choć faktycznie jest stan likwidacji, to klub cały czas istnieje, zatem wrocławianie powinni zapłacić za zawodników. Ostatecznie jednak PZM przyznał rację wrocławianom.
W barwach ówczesnego Atlasu Robert Miśkowiak stworzył silną parę juniorską z Piotrem Świderskim, a z klubem z Wrocławia zdobył srebrne medale Drużynowych Mistrzostw Polski. Zanim jednak przyszło srebro – po wyrównanym boju z Unią Tarnów – Miśkowiak wywalczył złoto. I to w mistrzostwach świata, w kategorii juniorskiej. Podczas jednodniowego finału we Wrocławiu po rundzie zasadniczej był drugi, w półfinale przyjechał na drugim miejscu, co dawało mu awans do bezpośredniego biegu o złoto, a ponadto dwóch najsilniejszych tego dnia rywali – Adrian Miedziński i Antonio Lindback – zostali wyeliminowani przez odpowiednio defekt i wykluczenie. W finale Miśkowiak wyprzedził Kennethe Bjerre i Mateja Zagara.
– Który podopiecznych był najlepszym uczniem pod kątem refleksu i startu? Chyba wszystkich dobrze wytrenowałem. Całkiem poważnie to Krzysiu Kasprzak i Robert Miśkowiak. Obaj zostali mistrzami świata w juniorach. Największy talent z jakim pracowałem to jest Jakub Miśkowiak. Jego przypadek potwierdza tezę, iż czas reakcji jest uzależniony genetycznie. Jakub Miśkowiak ma to w genach po Robercie – mówił o Robercie i Jakubie Miśkowiakach śp. Marian Misiak w rozmowie z naszym portalem.
CZYTAJ TAKŻE – Żużel. Marian Misiak: Koncentracja jest cholernie ważna
Sukcesy z 2004 roku były jednymi z największych w karierze Roberta Miśkowiaka. Inny udany sezon to rok 2012 – wówczas żużlowiec wywalczył srebro Indywidualnych Mistrzostw Europy, a w lidze w barwach Motoru Lublin zdobywał średnio 2.381 punktu na bieg – to najlepszy rezultat w karierze. Po sezonie 2019 definitywnie zakończył z jazdą na żużlu i skupił się na pomaganiu swojemu siostrzeńcowi, Jakubowi. I to ze znakomitymi efektami, bo młodszy z Miśkowiaków nie tylko zdobył złoto Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski, ale również powtórzył sukces wujka i w 2021 roku został najlepszy na świecie w kategorii młodzieżowców.
Dziś Robert Miśkowiak obchodzi 41. urodziny. Czego można mu zatem życzyć? – Przede wszystkim spokoju i zdrowia. Jak to się poukłada, to wszystko będzie dobrze, to najważniejsze. Tak naprawdę praca w żużlu to ciągła gonitwa, więc ten spokój jest potrzebny i doceniany – mówi były żużlowiec.
CZYTAJ TAKŻE – Żużel. Będzie powrót do GP pod chorwacką flagą?! istotny wpis!
Nie jest wielką tajemnicą, iż często po odwieszeniu kevlaru na kołek zawodników kusi powrót na tor, zwłaszcza, kiedy pozostają w środowisku żużlowym. Nie inaczej jest z Robertem Miśkowiakiem. – Czasami treningowo uda się wejść i trochę popróbować jazdy. Jestem aktywny, jeżdżę na motocrossie, realizuję trening indywidualny. Razem z Kubą lubimy takie formy aktywności i tym uzupełniamy regularne treningi – dodaje.
Robertowi Miśkowiakowi życzymy więc dużo zdrowia i spokoju oraz kolejnych sukcesów siostrzeńca – Jakuba. Wszystkiego najlepszego!