W sobotę we Wrocławiu odbył się szesnasty w historii turniej Grand Prix na Stadionie Olimpijskim. Tym razem nie było polskiego happy endu. Na najwyższym stopniu podium stanął bowiem Martin Vaculik. My tradycyjnie przyjrzeliśmy się turniejowi od „kulis”.
Wnioski zwykle winny być na końcu. „Ameryki” jednak nie odkryjemy, jeżeli napiszemy, iż tradycyjne wrocławskie Grand Prix to święto polskiego żużla, w dodatku, co nie bez znaczenia, doskonale wypromowane.
Kto podróżował przez stolicę Dolnego Śląska w tygodniu poprzedzającym Grand Prix, ten bez problemu zdołał dojrzeć reklamę turnieju choćby na kasownikach biletów – w autobusach czy tramwajach. Banery reklamujące sobotni turniej widoczne były również w mieście, między innymi na latarniach znajdujących się przy największych wrocławskich arteriach czy najpopularniejszym miejscu spotkań, czyli wrocławskim rynku. To tam w piątkowy wieczór można było spotkać fanów żużla z Niemiec, Anglii czy Słowacji.
Żużel. Słowak skradł show w GP na Olimpijskim! Vaculik: To był świetny Wrocław! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
Żużel. Przewaga Zmarzlika topnieje! Lambert i Lindgren depczą mu po piętach (KLASYFIKACJA GENERALNA) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
– Nie mam jakichkolwiek wątpliwości, iż jutro na pudle stanie Martin Vaculik i zacznie gonić czołówkę klasyfikacji. On ma dobre końcówki sezonów. Mój kapelusz? Tak jest oryginalny, ale tak, jak Ty, każdy z daleka dzięki niemu wie komu kibicuję – mówił nam słowacki fan żużla.
– Wrocław to piękne miasto i żużel można połączyć zawsze ze zwiedzaniem. Komu kibicujemy? Oczywiście przyjechaliśmy dla Kaia Huckenbecka. To przyszły mistrz świata i oby w końcu jutro stanął na podium zawodów – dodawali kibice z niemieckiego Stralsundu. Angielscy fani żużla mieli swoich „pewniaków”.
Żużel. Zmarzlik czuł się kapitalnie i… przyszła katastrofa! Mistrz świata mówi o defekcie – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
– Lambert i Bewley jutro będą w finale. Są w doskonałej formie, a Dan dodatkowo pojedzie niemal u siebie – prognozowali kibice z Workington.
W sobotnie popołudnie wszystkie „drogi” wiodły na wrocławskie Sępolno, gdzie w 1928 roku oddano do użytku Stadion Olimpijski zaprojektowany przez niemieckiego architekta, Richarda Konwiarza. Jak wiadomo, bilety na wrocławski turniej wyprzedane zostały bardzo szybko. Nic zatem dziwnego, iż pod stadionem nie brakowało „koników”, którzy dwie godziny przed zawodami oferowali chętnym bilety w cenie 400- 500 złotych. Do tematu „biletów” jeszcze powrócimy. Jak zwykle, Ci, którzy przybyli wcześniej nie mieli prawa się nudzić. Swoje firmowe stosika mieli główni sponsorzy imprezy, znany producent narzędzi De Walt, czy coraz bardziej rozpoznawalna – nie tylko na Dolnym Śląsku – firma Magik.
– o ile chodzi o organizację imprezy, to jak zawsze wszystko było perfekcyjnie przygotowane. jeżeli z kolei mówimy o emocjach sportowych, to tutaj wielka szkoda, iż tak się to potoczyło w półfinałach. „Apetyt” na pudło miało trzech Polaków, a finalnie wyszło tak, jak wszyscy widzieliśmy. Na koniec powiem krótko, widzimy się w przyszłym roku – mówił nam właściciel firmy Magik, Piotr Domagała, tuż po wręczeniu pucharu trzeciemu zawodnikowi sobotniego turnieju.
– Na pewno stoisko cieszy się zainteresowaniem, organizujemy specjalne konkursy i liczymy, iż na pewno będzie rosła nasza rozpoznawalność w żużlu – dodawała z kolei osoba obsługująca stanowisko De Walt. Na stoisku firmy Magik wszyscy chętni mogli z kolei sprawdzić swój refleks na symulatorze „wyjścia spod taśmy”. Chętnych było tylu, iż sporo osób z racji czasu rezygnowało ze sprawdzenia samego siebie. Podczas naszego pobytu przy stoisku najlepszy czas reakcji wynosił 0,138 sekundy. Jak rywalizacja o miano króla refleksu się skończyła, tego ostatecznie nie wiemy.
Nie zabrakło tradycyjnych punktów „rozrywek” dla kibiców, obecnych przy każdej rundzie Grand Prix, jak wystawy zabytkowych motocykli, możliwości zobaczenia pucharu czy kącika dla najmłodszych. Największe tłumy były pod ustawioną specjalnie sceną. Jeszcze krótko przed samymi zawodami w strefie „energetyka” Monster, sponsorowani przez producenta napojów uczestnicy turnieju wyrzucali do kibiców darmowe koszulki w towarzystwie muzyki i specjalnych pokazów.
– Zawsze poluję na koszulki i w końcu złapałem. Tym razem rzucali naprawdę sporo. Trafili choćby z rozmachem, bo noszę XL – mówił nam Pan Adam „szczęśliwy” łapacz koszulek. Zadowolenia z obecności we Wrocławiu nie krył również pracujący w tej chwili dla Eurosportu Sebastian Szczęsny.
– Zawsze jest miło wrócić na stare wrocławskie „śmieci” – mówił spotkany przez nas dziennikarz, który – jak może niewielu kibiców wie – swoją medialną przygodę z żużlem zaczynał od współtworzenia z Bartłomiejem Czekańskim i ówczesnym zawodnikiem Wrocławia Dariuszem Śledziem „Magazynu Żużlowego” we wrocławskim Radiu Klakson w latach 90. ubiegłego wieku.
Swoje oblężenie tradycyjnie już „przeżywał” mobilny sklep Macieja Janowskiego czy stoisko z gadżetami wrocławskiego zespołu ligowego. Przy tym drugim spora kolejka była jeszcze po zakończeniu samych zawodów.
– Jestem fanką Macieja Janowskiego i za 50 złotych będę miała „zarąbista” czapkę Macieja. Mieszkam w Gliwicach i oczywiście nosząc ją będę reklamowała żużel. Dzisiaj Mackowi nie wyszło, ale we wrześniu obowiązkowo będę dopingowała go podczas SEC. Maciek to dla mnie najlepszy zawodnik. Było też dziś widać, iż to właśnie jemu trybuny dopingowały najmocniej – mówiła nam Pani Iwona.
Z kronikarskiego obowiązku dodamy tylko, iż zimowa czapka kosztowała 50 złotych. Długopis teamu „Magica” 5 złotych, a brelok – 16.
„Miasteczko” wrocławskiego turnieju Grand Prix pozostawało pod stałą, werbalną „opieką” spikera – Jacka Dreczki, który oczywiście wieczorem swoim głosem uświetniał turniej Grand Prix. Autor podcastu „Mówi się żużel” tym samym miał mocno pracowitą sobotę.
– Doskonała sobota dla fanów żużla. Jak widać, zainteresowanie zawodami jest ogromne. Mam nadzieję, iż mogę swoją pracą umilić fanom żużla czas do zawodów i wierzę w polskie podium – mówił nam Jacek Dreczka w przerwach od pracy i zdjęć z fanami. Zapracowane były również spacerujące przed stadionem maskotki – wrocławskiej Sparty, jak i ta promująca cykl Grand Prix.
Co ciekawe, tym razem na wrocławskim turnieju zagościło sporo fotoreporterów, mniej wizualnie wydawało się być obecnych tych „piszących” na co dzień o żużlu. Zdziwienie niżej podpisanego wywołał fakt, iż wprost z trybuny prasowej relację live z sobotnich zawodów przeprowadzało Radio Black County z siedzibą w angielskim Birmingham. Biegi z udziałem angielskich zawodników komentowane były z niezwykłą ekspresją.
– To prawda, iż stacji radiowych jest coraz mniej przy turniejach Grand Prix, ale pamiętam czasu jak turnieje rangi mistrzostw świata przed dobą internetu relacjonowało na żywo angielskie BBC, a komentował je nie kto inny, jak sam Tony Milard – mówił nam Henryk Grzonka, który przez lata relacjonował żużel dla Polskiego Radia.
Turniej rangi Grand Prix to też miejsce, na którym często spotykają się osoby mające status VIP. Tak było też w sobotę. Ze specjalnej strefy zawody śledził nie kto inny, jak mający w Turynie przydomek „Bello di Notte”, czyli Zbigniew Boniek. Urodzonego w Bydgoszczy fana speedwaya tak właśnie nazwał po raz pierwszy przed laty „patron” Juventusu Giovanni Agnelli, mając na myśli fakt, iż polski piłkarz szczególnie imponował formą w meczach rozgrywanych przy sztucznym oświetleniu.
W strefie VIP nie zabrakło Prezydenta Wrocławia, Jacka Sutryka czy medalistki olimpijskiej, Anity Włodarczyk, która przed laty, w barwach Rawicza próbowała swoich sił w speedrowerze. Co cieszyło się największym „braniem” jeżeli chodzi o serwowane potrawy? Największa „kolejka” chętnych ustawiała się do kurczaka ze szpinakiem. Powodzeniem cieszyły się grillowane warzywa. Oczywiście nie zabrakło pełnego asortymentu napojów bez i alkoholowych. Wśród tych ostatnich, jak nam doniesiono, największe wzięcie miała whisky.
Żużel. Anita Włodarczyk pojawiła się na Grand Prix! Opowiedziała, co trenowała w młodości! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
Jak zawody zakończyły się sportowo, to wszyscy wiemy. Tradycyjnie jak na turniej we Wrocławiu organizacyjnym ich zakończeniem był pokaz laserów i sztucznych ogni. Staranne przygotowanie i finezja sprawia, iż Andrzej Rusko oraz Krystyna Kloc od lat prowadzą w kwestiach, nazwijmy to, „ogniowych”, jeżeli chodzi o stadiony żużlowe na świecie. Patrząc na sobotni pokaz ,wątpliwe wydaje się zatem, że gwałtownie zostaną zdetronizowani. Sam prezes wrocławskiego klubu uważnie z trybuny doglądał czy laserowo-ogniowe „dzłeło” ponownie zostało doskonale przygotowane.
– Bywam na wszystkich polskich turniejach. jeżeli chodzi o pokazy na koniec imprezy, to Wrocław króluje od lat choć chyba chce go pobić Warszawa. W maju też był tam fajny pokaz – mówił mieszkaniec Gniezna, fan tamtejszego Startu.
Na konferencji prasowej po zawodach najwięcej powodów do zadowolenia mieli oczywiście dziennikarze ze Słowacji.
– Martin robi doskonałą robotę dla słowackiego żużla. Takie zwycięstwa tyko propagują ten sport, Martin od początku do końca jechał dziś wybuchowo – mówiła nam dziennikarka tamtejszej telewizji, która sobotnie zawody pokazywała na żywo, co jest swego rodzaju ewenementem jak na Słowację.
– Cieszy mnie fakt, iż moje dobre występy sprawiają, iż żużel na Słowacji staje się popularniejszy i coraz więcej młodych chłopców się do niego garnie. w tej chwili trenuje też jedna młoda Słowaczka – dodawał na konferencji prasowej Martin Vaculik.
Niżej podpisany Wrocław opuszczał niedzielnym, bardzo wczesnym porankiem. Pomimo bardzo wczesnej pory, na wrocławskim dworcu głównym nie brakowało kibiców opuszczających stolicę Dolnego Śląska.
– Jedziemy porannym pociągiem do Warszawy, a potem do siebie, do Lublina. Mamy mecz z Zieloną Górą. Fajne zawody. Szkoda tylko. iż Bartka i Dominika zabrakło w finale. Bartek ma chyba jednak zniżkę formy i oby dowiózł swoją przewagę do końca cyklu. Lindgren robi się niebezpieczny. On dzisiaj latał – mówili nam Marek i Wojtek, zagorzali kibice Motoru Lublin.
– Wracamy z samego rana do Zielonej Góry ponieważ mąż jest „antyżużlowy”. Przyjechałam z córką dopingować „Magica”. Niestety tym razem nie udało się mu stanąć na podium – dodawała ubrana w kolekcjonerski zestaw Janowskiego – czapka i koszulka, pani Monika.
Poza brakiem Polaka w finale, wrocławski turniej można tradycyjnie uznać „całościowo” za udany. Nie bez powodu zatem były wrocławski spiker, Andrzej Malicki, powiadał, iż są trzy piękne rzeczy w życiu – koń w galopie, kobieta w tańcu i żużel we Wrocławiu przy świetle elektrycznym. Wrocławskie turnieje Grand Prix, parafrazując stwierdzenie działacza Juventusu o Zbigniewie Bońku, to żużel w szczególności piękny wieczorem. Tak było i tym razem.
Na koniec, tak jak obiecałem wyżej, jeszcze dwa słowa do rozczarowanych kibiców, którzy mając bilet w ręce nie zobaczyli ostatecznie sobotnich zawodów. Takich było, jak się okazuje, niemało. Kiedy chcieli wejść na obiekt z biletem kupionym w „drugim obiegu”, przy bramkach pojawiał się komunikat „bilet został wykorzystany”. Nie bez powodu kluby coraz częściej ostrzegają przed nabywaniem biletów z „drugiej ręki”. W tym wypadku pretensje można mieć tylko do siebie, nie organizatorów imprez sportowych.