Wielka metamorfoza! Barcelona ma konkurencję. Mocny kandydat do Złotej Piłki

4 godzin temu
Przewaga PSG nad Arsenalem (1:0) po pierwszym półfinale jest minimalna, ale zasłużona. W Paryżu wielka ambicja wreszcie zastąpiła wielkie nazwiska. Zamiast wielkiego ego, jest wielki głód sukcesu. To znacznie lepszy przepis na zdobycie Ligi Mistrzów.
Ousmane Dembele, który w czwartej minucie napędził bramkową akcję i zwieńczył ją precyzyjnym strzałem tuż przy słupku, jeszcze w październiku, gdy Arsenal bez problemu pokonał PSG w fazie ligowej, w ogóle nie znalazł się w meczowej kadrze. Luis Enrique ukarał go wtedy za spóźnienie na trening i obijanie się we wcześniejszym spotkaniu z Rennes, a dzisiaj widzi w nim faworyta do zdobycia Złotej Piłki. Nie ma zresztą bardziej symbolicznej postaci dla opowieści o przemianie PSG. W ostatnich miesiącach nie tylko zmienił się on w najlepszego strzelca drużyny, ale też w jednego z najciężej pracujących graczy. Ten lekkoduch jest teraz przykładem dla reszty. Liderem, a nie gwiazdą.


REKLAMA


Cała akcja, która skończyła się strzeleniem jedynego gola w tym meczu, jak w soczewce skupia największe zalety nowego PSG. Zanim Dembele oddał strzał, kontakt z piłką miało dziewięciu zawodników. Od przejęcia piłki do strzału wymienili między sobą aż 26 podań. Na początku byli cierpliwi i spokojni, ale po przeprawieniu się przez środek boiska gwałtownie przyspieszyli. Dembele włączył się w tę akcję około 45 metrów od bramki Arsenalu i gwałtownie zauważył na boku boiska wolną przestrzeń dla Chwiczy Kwaracchelii. Gruzin już po chwili dotarł z piłką w pole karne, skupił na sobie uwagę rywali i podał z powrotem do Dembele, który w 2025 roku jest w tak znakomitej formie, iż choćby jego nieczyste uderzenia okazują się idealne. Piłka po odbiciu od słupka wpadła więc do bramki, a on cieszył się z 25. gola w tym roku - żaden zawodnik z czołowych pięciu lig nie strzelił ich aż tylu.


Znamienne było w tej akcji i ustawienie Dembele w centrum boiska - to autorski pomysł Luisa Enrique, i jego kooperacja z Kwaracchelią, i kooperacja całego zespołu, i choćby wspólna euforia z gola. PSG przestało być zbiorem gwiazd i jest dziś drużyną. Ambitną, głodną, zdeterminowaną. Chcącą nie tylko bawić się piłką w ataku, ale też gotową, by z pianą na ustach walczyć o jej odzyskanie. Wciąż mającą indywidualności - nie byłoby przecież zwycięstwa nad Arsenalem, gdyby nie znakomita postawa w bramce Gianluigiego Donnarummy, i nie byłoby go bez błysku Dembele w ataku - ale wreszcie mającą też taktyczne ramy. PSG jest dziś zespołem ciekawym dla miłośników taktyki, ale też dla kibiców szukających w piłce rozrywki. Żaden inny zespół w Lidze Mistrzów nie notuje tak wielu odbiorów piłki przy polu karnym rywala, a przy tym bodaj tylko Barcelonę ogląda się w tym sezonie z równie dużą przyjemnością.
PSG przeszło rewolucję. Koniec ery błyskotek
PSG jest dziś drużyną zaprojektowaną przez Luisa Enrique na jego własne podobieństwo. On sam jest człowiekiem niezwykle zdyscyplinowanym i ciężko pracującym, więc podobnej postawy wymaga od swoich piłkarzy. Regularnie startuje w zawodach Ironman, przebiegł też 230-kilometrowy Maraton Piasków na Saharze, nigdy nie zdejmuje sportowego zegarka i reaguje na jego każde wezwanie do wykonania aktywności, więc w klubie nikogo nie dziwią już przerywane nagle spotkania, by trener mógł wykonać serię pompek, wyskoków lub przysiadów. gwałtownie przestały też dziwić jego bose przechadzki po boiskach treningowych, które - jak twierdzi - pomagają mu czerpać naturalną energię z ziemi i chronią go przed alergiami. Luis Enrique ma swoje obsesje. Je, śpi i żyje sterylnie. Nasser Al-Khelaifi, prezes PSG, wiedział o tym, gdy latem 2023 r. rozglądał się za nowym trenerem. I był wręcz przekonany, iż potrzebuje właśnie kogoś takiego. Miał już dość "ery błyskotek", jak sam określił w wywiadzie okres, w którym hurtowo sprowadzał do klubu największe gwiazdy pokroju Neymara, Leo Messiego, Kyliana Mbappe czy Sergio Ramosa. Nie dość, iż tamta formuła się wyczerpała, to jeszcze nie pozwoliła osiągnąć najważniejszego celu, jakim od początku inwestycji Katarczyków w paryski klub było zdobycie Ligi Mistrzów.
Luis Enrique miał zaprowadzić dyscyplinę w klubie umoczonym w politycznych interesach między Francją a Katarem i przepełnionym gwiazdami, z których każda chciała błyszczeć najjaśniej. PSG było klubem, w którym jednego dnia Leo Messi wylatywał bez jakiejkolwiek zgody załatwiać interesy w Arabii Saudyjskiej, innego Neymar wyprawiał w Brazylii urodziny swojej siostry, a jeszcze następnego Mbappe spotykał się w pałacu z Emmanuelem Macronem. Thomas Tuchel, trener, który w 2021 r. doprowadził PSG do przegranego finału Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium, opowiadał, jak przeczuleni na swoim punkcie potrafili być jego piłkarze. A choćby nie tyle oni sami, co ludzie wokół nich. Przykładowo, gdy udzielał wywiadu brazylijskim mediom, które - co naturalne - pytały go głównie o Neymara, już następnego dnia przed jego gabinetem ustawiali się reprezentanci Mbappe z pretensjami i pytaniami, dlaczego faworyzuje byłego piłkarza Barcelony. Gdy później pochlebnie wypowiadał się o Mbappe, w kolejce ustawiali przedstawiciele Neymara.


Dlatego Al-Khelaifi w pierwszych dniach po zatrudnieniu Luisa Enrique ogłosił w szatni, iż trener dostaje pełnię władzy i może zrobić wszystko, co uzna za słuszne. Hiszpan zaczął od podstaw - bezkompromisowo karał za spóźnianie się na treningi, zaczął wymagać obecności również od kontuzjowanych piłkarzy i nie przymykał oka choćby na drobne nadwyżki na wadze. Zaczął zasypywać piłkarzy informacjami dotyczącymi taktyki. Zespołowe odprawy przedzielał indywidualnymi spotkaniami. Wymagał od gwiazd tego samego, co od juniorów wprowadzanych do pierwszego zespołu. Jednocześnie do klubu trafiali zawodnicy głodni sukcesu –19-letni Desire Doue, 20-letni Joao Neves, 21-letni Bradley Barcola czy 23-letni Wilian Pacho, który raptem dwa lata wcześniej trafił do Europy z ekwadorskiej ligi. Piłkarzy nasyconych zastąpili głodni. Nie tylko mieli znacznie mniejsze ego, ale byli też mniej ukształtowani, bardziej plastyczni, więc Luis Enrique mógł ulepić ich po swojemu.
Najlepszym tego przykładem jest właśnie Dembele. Kilka lat temu, gdy grał jeszcze w Barcelonie, Xavi Hernandez, który był wtedy jej trenerem, stwierdził, iż ten ma wszystko, by zostać najlepszym piłkarzem na świecie. Musiał tylko zostać wykorzystany w odpowiedni sposób. Xavi tego sposobu nie znalazł, zrobił to dopiero Luis Enrique, który przesunął go ze skrzydła na środek ataku, dając mu przy tym olbrzymią swobodę. Zadziałało. W tym sezonie Dembele zagrał w 45 meczach we wszystkich rozgrywkach i brał udział przy strzeleniu 45 goli - ma 34 trafienia i 11 asyst. Nigdy wcześniej choćby nie zbliżył się do takich wyników. A co najważniejsze - błyszczy w najważniejszych momentach. Jego gol dał zwycięstwo nad Arsenalem, wcześniej trafiał też w rewanżu z Liverpoolem w 1/8, a w ćwierćfinale z Aston Villą miał dwie asysty. Lekkoduch i miłośnik gier komputerowych ze skłonnością do odnoszenia kontuzji zmienił się w niezawodnego lidera zespołu. Prowadzi się w bardziej odpowiedzialny sposób, zaczął też zgłębiać taktyczne niuanse. Ponoć w domu dyscyplinuje go żona - Rima Edbouche, a w klubie Luis Enrique.


Największa gwiazda? Luis Enrique nie ma wątpliwości
Pierwsze pół godziny przeciwko Arsenalowi było w wykonaniu PSG wręcz doskonałe. Pressing, ciągła chęć otrzymania piłki, nieustanny ruch w środku. Zespołowość połączona z indywidualnymi popisami Kwaracchelii czy Doue. Grający u siebie Arsenal nie tylko nie potrafił oddać celnego strzału, ale rzadko w ogóle docierał pod bramkę. Wydawało się, iż Kwaracchelię można zatrzymać wyłącznie faulem, iż Dembele jest absolutnie wszędzie, iż Neves nie zatrzymuje się choćby na chwilę. Gdyby nie świetna interwencja Davida Rayi, bramkarza Arsenalu, PSG już pod przerwą prowadziłoby dwoma bramkami. I byłoby to prowadzenie absolutnie zasłużone.
Ale PSG już w poprzednich latach nie narzekało na brak polotu z przodu. Największa zmiana zaszła w obronie - dzisiaj żaden zawodnik nie jest zwolniony z walki o odzyskanie piłki. Druga połowa, w której Arsenal rzucił się do odrabiania strat, była egzaminem właśnie z determinacji i współpracy w defensywie. Nie wszystko się udało, bo Leandro Trossard i Gabriel Martinellii mieli znakomite sytuacje do zdobycia bramki i tylko dzięki Donnarummie udało się zachować czyste konto, ale bardziej wynikało to z dobrej gry samego Arsenalu niż pokpienia sprawy przez PSG. Arsenal miał też pecha, iż gol Mikela Merino, strzelony głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, nie został uznany ze względu na minimalnego spalonego. Ogólnie jednak PSG potrafiło przetrwać trudne momenty i wyprowadzać bardzo groźne kontry - najpierw świetną okazję po jednej z nich zmarnował Bradley Barcola, a później w poprzeczkę trafił Goncalo Ramos.


Zwycięstwo 1:0 na wyjeździe każe stawiać PSG w roli faworyta do gry w finale. Ale niezależnie od tego, jak potoczy się rewanż, stwierdzić można, iż PSG zmierza we adekwatnym kierunku, a największą gwiazdą - jak mówi sam Luis Enrique - wreszcie jest drużyna.
Idź do oryginalnego materiału