
Czy organizacja UFC… nie chce zbytnio widzieć Mateusza Gamrota na szczycie? Bliski przyjaciel „Gamera”, którym niewątpliwie jest Borys Mańkowski dzieli się swoimi odczuciami!
Już za tydzień dojdzie do jednej z największych walk w historii polskiego MMA. Mianowicie Mateusz Gamrot stoczy pojedynek z byłym mistrzem UFC, a zarazem ostatnim pretendentem do tytułu, czyli rzecz jasna legendarnym Charlesem Oliveirą.
Oczywiście jest to tak wielki pojedynek nie tylko ze względu na to, iż rywalem jest „Do Bronx”, ale również w związku z tym, z czym się wiąże potencjalne przejście Brazylijczyka. Mateusz bowiem, w takim przypadku, mógłby liczyć na walki z największymi nazwiskami w dywizji, a ponadto miałby prawo zabiegać choćby o tytuł mistrzowski. Oczywiście sam titileshot po potencjalnej, choćby niezwykle efektywnej viktorii raczej miejsca by nie miał, natomiast trzeba by było pchać się wszędzie i korzystać ze swoich pięciu minut.
ZOBACZ TAKŻE: Anakalaev i Pereira ostatni raz twarzą w twarz przed rewanżem na UFC 320 [WIDEO]
Wszyscy wiemy, jak potwierdzenie walki z Oliveirą przeżywał Mateusz. Było to coś fantastycznego, czego pewnie również doświadczyła część kibiców. Jak z kolei zareagował na to Borys Mańkowski? „Diabeł Tasmański” oczywiście był bardzo podekscytowany, ale również poczuł ulgę związaną z tym, co nie będzie miało miejsca w związku z takim obrotem spraw. Mowa jest o niedoszłym pojedynku „Gamera”, na którego temat Borys wypowiedział się w materiale „Klatka po Klatce”:
Na początku to może nie było takie niedowierzanie, ale na początku to było takie coś: uf – odetchnął były mistrz KSW, po czym kontynuował: Bo tamten rywal, to UFC pokazało, wiesz co, Gamer? Nie chcemy Ciebie, nie chcemy Ciebie tam na górze. Damy Ci kogoś, bo musimy Ci kogoś dać i fajnie by było jakby choćby przegrał, tak to sobie myślę. (…) Oliveira odmienia wszystko, więc można mieć z tyłu, a choćby na przedzie te najwyższe cele.
Przypomnijmy, iż gdyby nie to, iż Polak wskoczył za Rafaela Fizieva do zestawienia z Charlesem, to stoczyłby pojedynek w listopadzie. Jego rywalem po raz kolejny miał zawodnik spoza rankingu – Nazim Sadykhov. Były podwójny mistrz KSW miałby w takim starciu naprawdę wiele do stracenia, a zarazem niezwykle mało do zyskania i to pomimo tego, iż Azer był niepokonany w swoich pięciu starciach w UFC.