Przez cztery miesiące od listopada do marca przyzwyczailiśmy się, iż polscy skoczkowie nie doskakują do podium Pucharu Świata. Aż nagle w sobotę w Lahti stanął na nim Paweł Wąsek.
REKLAMA
Zobacz wideo Legenda skoków uciekła z Polski. Teraz pracuje... na górze piasku
Po świetnych skokach na 127 i 127,5 metra Wąsek zasłużenie skończył konkurs indywidualny na trzecim miejscu. Lepsi od niego byli tylko Anże Lanisek i Stefan Kraft. Po takiej niespodziance czekaliśmy na niedzielny konkurs duetów z trochę większymi nadziejami niż powinniśmy. I od razu zostaliśmy sprowadzeni na ziemię.
Plan Polaków był prosty. Ale nie wypalił
Oczywiście dobry Wąsek i tylko przeciętny Dawid Kubacki nie tworzyli duetu tak mocnego i równego jak austriacki (Stefan Kraft i Manuel Fettner), niemiecki (Philipp Raimund i Andreas Wellinger), słoweński (Lovro Kos i Anże Lanisek), a choćby japoński (Ren Nikaido i Ryoyu Kobayashi). Ale też składy rywali nie wykluczały kolejnej polskiej niespodzianki. Trzeba było tylko, żeby i Wąsek, i Kubacki poskakali w niedzielę najlepiej, jak w tym momencie potrafią.
Niestety, ten plan nie wypalił. Już w serii próbnej nasz duet był piąty. Tam Wąsek skoczył 124 metry i miał indywidualnie szósty wynik, a Kubacki po lądowaniu na 114. metrze był indywidualnie 15. Już wtedy było widać, iż raczej nie podskoczymy wyżej niż na to piąte miejsce – czwarta Japonia była o 10 pkt lepsza, trzecia Austria – o 16 pkt, podobnie jak drudzy Niemcy, a najlepsi Słoweńcy mieli notę wyższą aż o 25 pkt. W konkursie było jeszcze gorzej. Dużo gorzej.
Kubacki trzeci, ale od końca. Wąsek w środku stawki
Kubacki miał przyzwoity tylko jeden skok. choćby nie dobry, po prostu przyzwoity. To było 118 metrów w pierwszej z trzech jego prób. W następnych na skoczni o punkcie K 116 uzyskał zaledwie 112 i 110 metrów. Wąsek spisał się lepiej, ale też nie porwał tłumów. W pierwszej serii miał 123 metry, w drugiej dokładnie tyle samo, a w trzeciej skoczył 124 m.
W sumie sześć skoków naszego duetu dało mu końcową notę 699,9 pkt. To wynik aż o 62,2 pkt gorszy od czwartych Niemców. Do podium (stanęli na nim Słoweńcy, Austriacy i Japończycy w takiej kolejności) Polakom zabrakło aż 102,6 pkt. Do zwycięzców – aż 113,5 pkt. To przepaść.
Przykro, iż tak słaby, bezbarwny start nasz duet zaliczył tuż po wspaniałej niespodziance. Po najlepszym dniu polskich skoków w tym sezonie przyszedł dzień, jak co dzień. Błyskawicznie wróciliśmy na swoje miejsce. I tu choćby mniej boli słaba forma Kubackiego, bo do niej już przywykliśmy. On indywidualnie miał dopiero 14. wynik w stawce 16 zawodników, którzy skoczyli w niedzielę po trzy razy. Więcej do myślenia daje rezultat Wąska. Dzień po wspaniałym locie na podium indywidualnie miał siódmy wynik. Był o wiele, wiele gorszy od najlepszych skoczków tego dni. Popisowe skoki pokazali przede wszystkim Kobayashi (128 m, 129 m i 130,5 m) i Lanisek (129,5 m, 130 m i 124 m). Japończyk miał indywidualną notę wynoszącą aż 431,4 pkt, a Słoweniec – 421 pkt. Tylko 384,9 pkt Wąska wygląda przy ich dorobku skromnie. Widać, iż podobnie jak polski duet, jego indywidualnie od najlepszych dzieliła przepaść. Dzień po wskoczeniu na podium straciłby do tego podium (do trzeciego Krafta) aż 28 punktów, gdyby ktoś chciał stworzyć taką oficjalną klasyfikację.
Krótko mówiąc: po pięknym wyjątku od reguły z sobotę w niedzielę polskie skoki wróciły na swoje miejsce. Nadzieje na jeszcze jakąś niespodziankę w końcówce sezonu spadły. Choć z drugiej strony na lotach – a w kalendarzu zostały już tylko loty w Planicy w przyszłym sezonie – Wąsek już raz tej zimy pokazał się ze świetnej strony, zajmując czwarte miejsce w Oberstdorfie. W nim wciąż cała nasza nadzieja. Tylko w nim.