To, co zrobiły Polki, nie mieści się w głowie. Było 13:12 w tie-breaku

1 godzina temu
Polskie siatkarki przegrały pierwsze spotkanie w tegorocznej Lidze Narodów - walczyły z Turczynkami, ale niestety uległy im po tie-breaku. Okazję do poprawienia nastrojów sobie i kibicom będą miały już w niedzielę, gdy zagrają z Belgijkami. Ostatniego spotkania przeciwko nim w tych rozgrywkach nie wspominają jednak najlepiej.
Najpierw były dwie wygrane: 3:0 z Tajkami i 3:1 z Chinkami, ale podczas turnieju w Pekinie przyszła też pierwsza porażka Polek w tym sezonie Ligi Narodów. 2:3 z Turczynkami to przez cały czas nie jest zły wynik - zwłaszcza iż zawodniczki Stefano Lavariniego dotrzymywały kroku rywalkom i były w grze o zwycięstwo. Choć wiadomo, iż po tak udanym początku sezonu docelowo chciałyby pewnie unikać porażek, zwłaszcza gdy w zasięgu jest lepszy wynik.

REKLAMA







Zobacz wideo Tak kibice reprezentacji Polski żegnają Kamila Grosickiego i oceniają decyzję Lewandowskiego



W niedzielę Polki będą miały okazję, żeby zakończyć turniej w Pekinie zwycięsko. Zagrają z Belgijkami - zespołem, który w teorii jest od nich słabszy. I trzeba przyznać, iż porażkę kadry Lavariniego, czwartego zespołu rankingu Międzynarodowej Federacji Siatkówki (FIVB) z czternastym, trzeba byłoby uznać co najmniej za sporą niespodziankę i rozczarowanie. Oby Polki nie nawiązały do ostatniego spotkania obu drużyn w Lidze Narodów. Wtedy przydarzyła im się porażka. I to taka z kategorii: do jak najszybszego zapomnienia.
Polki mogły spaść z Ligi Narodów
Mecz w Chinach będzie pierwszym starciem obu zespołów w LN od trzech lat. W międzyczasie rozegrały mecz na mistrzostwach Europy, gdzie Polki potwierdziły, iż są zespołem znacznie lepszym, wygrywając 3:0. To był jednak mecz w drugim sezonie pracy Stefano Lavariniego, gdy zespół został już odmieniony przez Włocha i był świeżo po zdobyciu pierwszego medalu imprezy rangi światowej od 55 lat.
Rok wcześniej, Polki również prowadzone przez Lavariniego, ale na początku swojej przygody z naszą reprezentacją, zaskoczyły słabszą dyspozycją przeciwko Belgijkom i w tym spotkaniu zdecydowanie zawiodły.


To był ósmy mecz ówczesnego sezonu LN, koniec drugiego turnieju fazy grupowej. Przed wyjściem na boisko Polki miały bilans czterech zwycięstw i trzech porażek. W tabeli rozgrywek powoli trzeba było patrzeć za plecy, na zespoły, które mogły im zagrozić i sprawić, iż spadłyby z elity do Złotej Ligi Europejskiej, niż wyglądać ewentualnego awansu do turnieju finałowego. I starcie z Belgijkami niestety tylko to potwierdziło.



Dwie twarze polskiej kadry. Postawione pod ścianą pokazały tę odważniejszą
Choć początek pierwszego seta nie wyglądał źle i Polki prowadziły 3:1, to potem złapały zadyszkę. Wydawało się, iż przekuje się ona w sporą przewagę Belgijek, ale gdy doszła do czterech punktów (6:10), drużyna Lavariniego się przebudziła i serią punktową odrobiła straty (10:10, potem 12:12). Jednak wyrównanej gry nie oglądaliśmy długo. Po chwili rywalki odjechały polskiemu zespołowi na pięć punktów (15:20). Tę różnicę udało się jeszcze na chwilę zmniejszyć (19:21), ale koniec końców Belgijki i tak wygrały właśnie pięcioma punktami - 25:20.
Druga partia to odmieniony obraz Polek. Grały o wiele lepiej, przede wszystkim nie popełniając aż tylu błędów. Belgijki prowadziły w niej tylko raz, zdobywając pierwszy punkt. A nasze zawodniczki gwałtownie zdobyły wysoką przewagę (8:2) i utrzymywały podobną różnicę punktową nad przeciwniczkami niemal przez całego seta. Zakończyły go sześciopunktową serią i ustaliły wynik na 25:15. Dominacja. Szkoda, iż w kolejnej partii już jej nie uświadczyliśmy, a jakościowy zjazd po stronie Polek był spory. Całym jej przebiegiem rządziły Belgijki. gwałtownie zrobiło się 5:11 i taki dystans pomiędzy obiema drużynami utrzymywał się do końcówki (13:19). W niej Polki zeszły do dwóch punktów straty, ale i z tym nic więcej nie mogły zrobić. Skończyło się na 22:25.
Polki zostały postawione pod ścianą i choć do tej pory gra układała im się rzadko, to musiały wymyślić, jak sprawić, żeby miały możliwość pozostania w tym spotkaniu. Na szczęście, miały dwie twarze i tym razem pokazały tę odważniejszą, zamiast zmartwionej sytuacją. Po niemrawym początku (3:5), starały się przejąć kontrolę nad tym, co działo się na boisku. To na dobre udało się w połowie seta, gdy od stanu 9:8 udało im się przejść do zachowania przewagi dwóch punktów do samego końca tego fragmentu spotkania. choćby nieco zwiększyły ją na koniec - trzypunktowa seria przyniosła im cztery meczbole, ale wykorzystały dopiero trzeciego, wygrywając do 22. O losach spotkania miał zdecydować tie-break.
Porażka na własne życzenie. Niewytłumaczalne, co stało się po 13:12 w tie-breaku
I to był jeden wielki rollercoaster emocji. Na początku decydującego seta wydawało się, iż Polki wraz z wygraną w poprzedniej partii odzyskały inicjatywę i to wszystko skończy się wymęczonym, ale jednak zasłużonym zwycięstwem. Niestety, wróciły ich demony.



Belgijki naciskały i doprowadziły do remisu 5:5 pomimo wcześniejszej trzypunktowej przewagi Polek (3:1). Nie spodziewały się jednak tego, iż za chwilę zawodniczki Lavariniego znikąd wyciągną czteropunktową serię (9:5). Na to też potrafiły odpowiedzieć - trzema punktami z rzędu (10:9), ale Polki przez cały czas grały na tyle dobrze, żeby wszystko pozostawało w ich rękach. Miały dwa punkty przewagi (12:10), a gdy Belgijki znów zmniejszyły stratę, przez cały czas prowadziły (13:12). Ale to i tak okazało się za mało na to, żeby tego dnia zwyciężyć.
Trzy kolejne punkty naprawdę poszły na konto Belgijek i to one mogły świętować wygraną 15:13 w tie-breaku i 3:2 w cały meczu. To niewytłumaczalne, nie mieści się w głowie. Ale było prawdziwe - chwilami Polki szokowały nieporadnością. Tę przegraną zapisały sobie same, na własne życzenie - 31 własnymi błędami, pomimo przewagi w ataku, bloku i zagrywce. To, jak traciły punkty w tie-breaku, zwłaszcza po tym, w jaki sposób je wcześniej wypracowały, aż kłuło w oczy.


W takich bólach rodził się zespół, który dziś przynosi nam wiele radości. Tamtą Ligę Narodów Polki skończyły dopiero na trzynastym miejscu. Utrzymały się w rozgrywkach, ale to, iż musiały liczyć, czy to na pewno się uda, a nie walczyć o awans do turnieju finałowego musiał boleć. Na szczęście te czasy już za nami - przynajmniej miejmy taką nadzieję. Teraz Polki walczą o trzeci medal LN z rzędu - po zdobyciu dwóch brązowych w 2023 i 2024 roku. Mecz z Belgijkami będzie do tego kolejnym krokiem, choć dopiero jednym z pierwszych. Ważne, żeby polski zespół nie zaliczał jednak głupich wpadek, a budował pewność siebie pod przyszłą walkę o najważniejsze cele. Niedzielne spotkanie w Pekinie zaplanowano na godzinę 5:30 czasu polskiego. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.
Idź do oryginalnego materiału