Tak Norwegowie tłumaczą się po tym, co zrobili na MŚ. Szczyt bezczelności

16 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Kai Pfaffenbach


"Naruszenie zasad" - tak dyrektor ds. norweskich skoków narciarskich Jan-Erik Aalbu nazwał to, czego dopuściła się tamtejsza drużyna podczas MŚ w Trodnheim. Po tym, jak szokujące nagranie ujawnił dziennikarz Sport.pl Jakub Balcerski, inne zespoły złożyły przeciwko niej protest. Skończyło się dyskwalifikacją Mariusa Lindvika i Johanna-Andre Forfanga. Oto jak z całej afery tłumaczyli się sami Norwegowie.
Mistrzostwa świata w Trondheim kończą się w atmosferze gigantycznego skandalu. Jeszcze przed konkursem mężczyzn na dużej skoczni dziennikarz Sport.pl Jakub Balcerski upublicznił nagranie, na którym widać, jak członkowie norweskiej ekipy przeszywają czipy w kombinezonach zawodników. Mogło zatem dochodzić do duplikowania czipów po to, by oszukiwać kontrolerów sprzętu. Niedługo później kilka czołowych ekip, w tym również Polska, złożyło w związku z tym protest do FIS-u. Ostatecznie po zawodach doszło do dyskwalifikacji, ale z oficjalnie z innego powodu.


REKLAMA


Zobacz wideo To może być największe oszustwo w historii skoków. Mamy dowody


Jasna deklaracja Norwegów ws. Lindvika i Forfanga. "Nie ponoszą żadnej odpowiedzialności"
Po drugiej serii zdyskwalifikowano drugiego Mariusa Lindvika, który tym samym stracił srebrny medal, oraz piątego Johanna-Andre Forfanga. - Musieliśmy otworzyć kombinezony Norwegów, żeby przekonać się, iż oszukiwali. Nie mogliśmy tego zrobić w trakcie konkursu. To jeden z najczarniejszych dni dla skoków narciarskich, będziemy zastanawiali się nad dalszymi konsekwencjami - mówił po wszystkim dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile.Oficjalnie powodem tej decyzji była jednak nie afera z czipami, a... naciąganie kombinezonów.


Sytuacja z miejsca wywołała olbrzymie zamieszanie szczególnie w samej Norwegii. Tamtejsze media piszą wręcz o "katastrofie". Dziennik "Dagbladet" o wyjaśnienia poprosił dyrektora ds. norweskich skoków Jana-Erika Aalbu. - Sportowcy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Dla nas ważne było uzyskanie ogólnego obrazu sytuacji w rozmowach z Sandro (Pertile - dyrektorem Pucharu Świata, przyp. red.) w FIS i właśnie go otrzymaliśmy. Jest nam niezmiernie przykro, iż bardzo udane dla norweskich skoków mistrzostwa zakończyły się w taki sposób - mówił. Powodu dyskwalifikacji nie nazwał jednak oszustwem, a "naruszeniem zasad".
To za to zdyskwalifikowano Norwegów. Trener sam to przyznał. "To złamanie zasad"
Za co dokładnie zdyskwalifikowano Norwegów, wytłumaczył trener tamtejszej kadry Magnus Brevig. - Kombinezon sprawdzano kilka razy i okazało się, iż szew w kroku jest zbyt mało elastyczny. To po prostu oznacza, iż kostium powinien mieć gumkę w kroku, a tak nie było. W takim przypadku jest to złamanie zasad - upierał się.


Żaden z nich do przeszywania czipów nie odniósł się ani słowem. Padło też pytanie, czy Norwegowie naginali przepisy bardziej niż inne drużyny. - Nie, nie sądzimy. Przez cały okres przed mistrzostwami to Austria dominowała i wtedy nie byliśmy niczemu winni. My też nie mówiliśmy, iż Austria oszukuje. Byliśmy trochę zazdrośni, iż skaczą tak dobrze. Teraz stopniowo nadrabiamy zaległości i radzimy coraz lepiej, ale myślę, iż to tylko dzięki naszym skokom. Marius Lindvik nie skacze dobrze tylko z powodu tego, za co został dziś zdyskwalifikowany. Sądzimy, iż to dlatego, iż prezentuje niesamowicie dobrze pod względem technicznym - przekonywał Aalbu.
Idź do oryginalnego materiału