Świątek wysłała sygnał Sabalence. Będzie się działo

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Francis Edgar Su


Pierwszy set potrwał ledwie 24 minuty. Wynik? Oczywisty - 6:0 dla Igi Świątek. Cała "walka" o ćwierćfinał między Polką a Niemką Evą Lys potrwała równo godzinę, skończyła się wynikiem 6:0, 6:1 i była tak naprawdę nie walką (stąd cudzysłów), tylko bolesną lekcją tenisa, jaką Świątek dała rewelacji Australian Open.
Kiedy Iga Świątek rozbijała Evę Lys w czwartej rundzie Australian Open, interesującym zajęciem było śledzenie kursów bukmacherskich wyświetlanych pod wynikowymi relacjami na żywo w internecie. Otóż przed pierwszą piłką firmy oferujące obstawianie za pieniądze (nie polecam!) proponowały graczom kurs – uwaga! – 1.01 za wygraną Polki. I aż 20.0 - 20.5 za sensację i awans Niemki do ćwierćfinału. Jeszcze ciekawiej zrobiło się po pierwszym secie. Przy prowadzeniu Świątek 6:0 przy jej nazwisku nie było już żadnej oferty. A ta przy nazwisku Lys z każdą minutą robiła się coraz bardziej szalona. I tak na przykład przy wyniku 6:0, 2:0 dla Polki jeden z polskich bukmacherów proponował aż 110-krotne przebicie na Niemkę.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek atakowana przez wielką rywalkę! Otwarty konflikt [To jest Sport.pl]


interesujące czy znaleźli się szaleńcy, którzy w taką sensację zainwestowali chociaż tę symboliczną złotówkę. Do nich na pewno nie należał Mats Wilander. Ekspert Eurosportu został poproszony przed meczem o ocenę szans Niemki. Nie zrobił tego. Nie odmówił wprost, to by było nieeleganckie. Ale też były lider rankingu ATP i zwycięzca siedmiu turniejów wielkoszlemowych wyraźnie nie chciał udawać, iż widzi w tenisie zawodniczki z drugiej setki światowego rankingu coś, co mogłoby jej pozwolić powalczyć ze światową numer dwa, która większość z ostatnich prawie trzech lat spędziła na pierwszym miejscu.
- To, czego dokonała Lys jest niesamowite. Jest pierwszą szczęśliwą przegraną [Niemka przegrała w ostatniej rundzie kwalifikacji, ale dostała prawo gry w turnieju głównym w ostatniej chwili, wskutek kontuzji innej zawodniczki] w erze Open, która doszła do drugiego tygodnia Australian Open. Choruje na to, co w pewnym sensie zakończyło karierę Caroline Wozniacki [reumatoidalne zapalenie stawów], mimo iż Caroline wróciła. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to jest być profesjonalnym tenisistą i doświadczyć tej choroby. Teraz Lys znajdzie się w top 100 rankingu, będzie mogła grać bez kwalifikacji we wszystkich turniejach i jeszcze nagle zacznie zarabiać trochę pieniędzy. Wow! – cieszył się Wilander szczęściem Niemki. I absolutnie nie zapowiadał, iż to szczęście po meczu ze Świątek może być jeszcze większe. Nie chciał kłamać.


Sama Lys mówiła, iż bardzo się na ten mecz cieszy. Jasne, ma rację, kiedy mówi, iż po to się gra w tenisa, żeby się mierzyć z wielką zawodniczką w wielkim turnieju, na wielkim korcie. I choćby jeżeli to nie było żadne mierzenie się, tylko była to bolesna lekcja tenisa, to i tak Lys wcale nie żegna się z Australian Open jako pokonana czy tym bardziej rozbita. W sensie ścisłym porażka 0:6, 1:6 to jest lanie, rozbicie. Ale mimo iż mecz ze Świątek Lys przegrała aż tak boleśnie, ten mecz ciągle ma prawo oceniać jako nagrodę za to, co sobie wypracowała w Melbourne.
Świątek idzie po więcej. To widać
A co w Melbourne może wypracować Świątek? Wszystko! Polka jest wspaniale skoncentrowana i pełna energii. Widać - choćby na tle zawodniczek, które nie potrafią rzucić jej takiego wyzwania jak Aryna Sabalenka czy Coco Gauff – iż gra wysokojakościowy tenis. I iż ma wielki cel. Ćwierćfinał Igi to już jest coś. To dziesiąty taki wynik w historii wielkoszlemowych występów naszej dopiero 23-latki. Ale Świątek chce więcej, może więcej i idzie po więcej. Jej najlepszym osiągnięciem w AO na razie pozostaje półfinał. Marzeniem i zarazem celem na pewno jest tytuł. Tych wielkoszlemowych na ten moment Świątek ma pięć – cztery z Roland Garros i jeden z US Open.
Idź do oryginalnego materiału