Po F1 Grand Prix Miami 2024

1 tydzień temu

Sukces! Tor zasługujący na miejsce w kalendarzu! Wiele podsumowań tak właśnie określa Grand Prix Miami 2024. Tylko czy wyjazd samochodu bezpieczeństwa serio definiuje to, jak dobry jest tor?

Gdzie jest Perez, gdzie Hamilton, a gdzie Magnussen

No bo serio – przecież w tym wyścigu nie działo się praktycznie NIC. No jasne był start i atak kamikaze Pereza, bo na starcie zawsze coś się dzieje. Swoją drogą Sergio był o milimetry od takiej katastrofy, iż mógł się żegnać z RBR jeszcze w tym sezonie, a tak… no do końca roku jeszcze chyba posiedzi. Potem rozpędziły się McLareny i to w sumie tyle.

Właściwie drugą atrakcją wyścigu, jak i całego weekendu, była ilość błędów popełnianych przez Hamiltona. Siedmiokrotny mistrz świata zdecydowanie nie przyzwyczaił nas do takiej ilości wpadek. Coś jest nie tak z jego koncentracją w tym momencie sezonu, jakby myślami był już w roku 2025 i Ferrari. Z drugiej strony, nieco na usprawiedliwienie Lewisa, ten weekend w ogóle był pełen błędów. Czy to tor, czy warunki na nim (mocny wiatr). Generalnie było ich sporo. Co nie zmienia postaci rzeczy, iż Hamilton na tle swoim i reszty stawki, popełnił ich naprawdę sporo.

Negatywnym bohaterem weekendu był Magnussen, który znów otwarcie przyznał, iż pracuje na zespół i punkty karne ma w D. Generalnie ja jestem jak najbardziej za ostrą walką i przyzwoleniem by się ścigać. Jednak jeżeli ktoś otwarcie przyznaje, iż jedzie na kontakt i bronienie pozycji za wszelką cenę, zgodnie z przepisami czy nie, to chyba coś jest nie tak, prawda? To jakby sprinter mówił, iż niezależnie czy własną szybkością, czy podcinaniem innych zawodników, ale na pewno wygra swój bieg. Coś co jest z gruntu sprzeczne z duchem sportowej rywalizacji i mi się nie podoba. Dobrze, iż Magnussen został mocno zganiony i grozi mu race ban, ale zaistnienie takiej sytuacji powinno rodzić pytania, prawda? Co jest nie tak w sporcie? W jaki sposób F1 doprowadziła do sytuacji, gdzie zespoły z końca stawki celowo pozwalają się rozwalać jednemu kierowcy, byle drugi dowiózł punkty warte grube miliony. Czy to przypadkiem nie jest chory układ?

Paradoksalnie ostatnie proponowane zmiany, by wszyscy zawodnicy mogli zdobywać punkty, mogłyby ten problem rozwiązać. Mimo wszystko jednak nie zaliczam się do fanów podsuwanego rozwiązania, podobnie jak chyba większość.

Szkoda, iż nie wygrał Verstappen!

No dobra „sosenką na torcie” była wygrana Norrisa. Zasłużona? Tak i nie. Zanim spłucze mnie fala nienawiści powiem, iż ja też się z niej cieszę. Cieszę się z dobrego tempa McLarena, który prezentuje progres już kolejny sezon i konsekwentnie rozwiązuje swoje problemy. Cieszę się z niesamowitej atmosfery w tym zespole, którą po prostu widać, widzi ją choćby reszta padoku. Team jest ze sobą blisko na dobre i na złe, a sceny po dojeździe Norrisa na metę, musiały budzić uśmiech chyba na każdej twarzy.

Tempo mieli dobre, zagrali strategicznie dobrze, ale… czy na pewno by wygrali, gdyby nie błąd Samochodu Bezpieczeństwa? Nie jestem pewien. Oczywiście nie znaczy to, iż wygrana im się nie należała – zapracowali na nią. Jednak SC puszczający Norrisa, a łapiący drugiego Verstappena, dał Lando czas na wykonanie bezstresowego zjazdu i powrót na czele stawki, zamiast w środku.

Żeby było śmieszniej ta druga opcja potencjalnie mogła dać jeszcze więcej emocji – Lando gdzieś w Top10 z dobrym tempem. Czy złapie Verstappena, który miał problemy z bolidem, skosił słupek i uszkodził podłogę? Oto jest pytanie! No, ale ono nigdy nie padło. Błąd SC był natomiast tak oczywisty, iż nie sposób go pominąć, a okazał się rozstrzygający i definiujący rywalizację.

Mijamy Miami

Ok, tylko czy pomyłka sędziego serio definiuje tor w Miami jako dobry? Znów… moim zdaniem nie. Wciąż jest to ten sam średniawy obiekt z jedną nietypową szykaną i miejscami do „wyprzedzania” definiowanymi przez obecność stref DRS (aż trzech!). Jak z resztą większość obiektów w kalendarzu – niestety. Wciąż nalegam na chłodny osąd i rozdzielenie dwóch tematów: czy wyścig był dobry i czy tor jest ciekawym obiektem wyścigowym. Niektórzy nie widzą różnicy. Bo wiecie – wrzucić do NASCAR DRS i nikt nie będzie chciał prowadzić – to dopiero będzie tasowanie i emocjonujące wyścigi. Tak?

Tylko nikt się tym nie przejmie. Nie po tym jak weekend Miami GP zgromadził około 280 tysięcy ludzi przy tak absurdalnych cenach biletów. Dla porównania Le Mans 24h gromadzi 340 tysięcy, a mówimy tu o jednej z największych imprez motoryzacyjnych na świecie (tydzień ścigania). Kasa się zgadza, to reszta też się zgadza i tyle.

Idź do oryginalnego materiału