Z czym kojarzy się Wam pojęcie elektryfikacji? Z domniemaną „ekologią”, której pod żadnym pozorem nie wolno zakwestionować? Wizją szarej, obdartej z emocji motoryzacji? A może ograniczeniami w dostępności? Istotnie, ciężko pogodzić się z przyszłością, którą tak wytrwale rysują nam politycy. Jednak kilku pasjonatów powołało do życia projekt, który pozwoli poznać elektryfikację z drugiej, lepszej strony. Tak też powstał Pitlane – „elektryczny” tor kartingowy. I choć to prąd gra tutaj główną rolę, o motorsportową pasję i dobrą zabawę możecie być spokojni!
Przyszło nam żyć w dziwnych czasach, nieprawdaż? Wielu z nas przypomina sobie jeszcze lata, w których samochód był dobrem luksusowym, a pojęcie „korków” nie istniało. Potem przechodziliśmy przez szarą transformację systemową, giełdy na placach, pierwsze salony dealerskie z prawdziwego zdarzenia. Tak obudziliśmy się w rzeczywistości, w której rodzina ma minimum dwa pojazdy, zaś relatywnie sprawna maszyna kosztuje mniej, niż telefon. Dziś, po dekadach wielkiego rozwoju zaczynamy się… cofać. Wszystko przez elektryfikację.
To sformułowanie, które wywołuje skrajne emocje. Dla wielu wizja motoryzacji „z gniazdka” jest prawdziwym złem koniecznym. Zwiastunem rychłego armagedonu, symbolem upadku. To proces, który spotyka się z czystą nienawiścią, a rozwścieczony tłum bez chwili namysłu wykrzyczałby biblijne „ukrzyżuj, ukrzyżuj…!”. Ciężko się dziwić, bo narzucane nam normy wprowadzane są batem, a nie marchewką. Jest ledwie jedna, słuszna, i nieodwracalna linia partii. Brakuje za to przykładu. Dowodu na to, iż warto zaufać zmianom. Brakuje symbolu, który mógłby porwać tłumy, który ostatecznie przełamałby barierę, rozkruszył twardy mur.
Biorąc odpowiedzialność za własne słowa, odnalazłem miejsce, które może stać się owym symbolem. Przykładem na to, iż elektryfikacji nie trzeba się bać. Że może ona generować gigantyczną frajdę, emocje. A poziom spalinowego i elektrycznego motorsportu może być równie wysoki. Zapraszam Was do swojego rodzinnego Wrocławia, gdzie znajdziecie nowy tor kartingowy – Pitlane. Miejsce, które wprowadzi Wam do krwiobiegu… odrobinę prądu!
To coś więcej, niż „tor”
Po felietonowym wstępie wystarczy przecież napisać, iż na motosportowej mapie Polski powstało nowe miejsce, którego główna różnica leży w sposobie napędzania kartów. I iż zamiast beczek z benzyną, z sufitów zwisają tu kable do ładowania. Jednak Pitlane to coś więcej, niż „kolejne miejsce do sportowej rywalizacji”. Projekt powstał z inicjatywy trzech, przesiąkniętych motoryzacją ludzi. Pierwszym z nich jest Adam Kania, który poznał karting od podszewki, a od kilku lat zarządza obiektami w Krakowie oraz Opolu. Druga postać to Szymon Banaś – kolekcjoner samochodów, znany chyba każdemu petrolheadowi. Trójząb uzupełnia Michał Grabowski, którego możecie dziś kojarzyć pod pseudonimem „The Mike”. Ich pomysł był prosty – podnieść poprzeczkę. I wejść na nieosiągalny do tej pory poziom.
Oczywiście, pewne schematy musiały zostać zachowane. Tor musi mieć start, metę, aleję serwisową czy park maszyn. Nie wymyśli się koła na nowo. Ale można tchnąć w nie nowe życie. Zbudować coś więcej, niż kilka zakrętów, poczekalnię, punkt rozliczeń oraz szatnię. Pitlane stał się ideą. Pomysłem na promocję całego motosportu, rozwój młodych talentów. Miejscem, w którym przenikają się światy spalinowej, elektrycznej i wirtualnej motoryzacji. I to wszystko w jednej lokalizacji, na poziomie -2 wrocławskiej galerii handlowej Wroclavia.
Pitlane to profesjonalny tor kartingowy, przygotowany dla amatorów oraz profesjonalistów. Dalej, to projekt, który niebawem wynieść ma rodzimy simracing na zupełnie nowy poziom, tworząc największą, profesjonalną „dywizję” w kraju. Na miejscu powołano również w pełni wyposażoną akademię, która każdego tygodnia szkoli młode talenty – następne pokolenia kierowców wyścigowych. W końcu, to arena, na której organizowane są turnieje i puchary, które przyciągają początkujących, zawodowców, a nawet… mistrzów świata. I to wciąż nie koniec atrakcji, ponieważ niebawem na miejscu pojawi się możliwość „zagrania” w… Mario Kart. I nie mówimy tutaj o grze na konsoli, czy znajdującym się na miejscu symulatorze.
Witajcie w XXI wieku
No dobrze, choćby najpiękniejsze cele bledną, kiedy zestawi się je z rzeczywistością. Więc kawa na ławę, dlaczego warto odwiedzić to miejsce? Czym różni się od pozostałych torów które znamy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Technologią, która wyznacza nowe standardy.
Wprost, jaka jest przewaga elektrycznego kartingu? Przede wszystkim, gwarantuje równą, sprawiedliwą rywalizację. Po pierwsze, stan techniczny i osiągi każdego wózka dostępne są online, a obsługa ma do nich bezpośredni dostęp. Nie ma więc możliwości, aby dana grupa wyjechała na tor w nierównych maszynach. Po drugie – elektryfikacja otwiera nowe ścieżki doważania. Moc poszczególnych maszyn dopasować można do wagi zawodnika, zaś każda zmiana wymaga tylko kilku ruchów palcem na specjalnym tablecie. Dosłownie po minucie usunąć można największą wadę „tradycyjnego” kartingu – obawy o przewagę sprzętową. Dalej, zastosowanie baterii obniża środek ciężkości, a jej umiejscowienie gwarantuje nam perfekcyjny balans masy. A sam kart nie różni się od swoich spalinowych kuzynów – jego „kręgosłup” jest praktycznie taki sam. Profesjonaliści od razu poczują się tu jak u siebie.
Kluczem jest też cała infrastruktura. Obecny układ toru ma około 300 metrów. Pełna nitka pokryta jest specjalną nawierzchnią, która gwarantuje identyczną przyczepność, niweluje różnice w wysokości, a przy okazji oszczędza ogumienie. Zadbano też o bezpieczeństwo. Cały tor wyposażony jest w pełni elektroniczny system kamer, wyświetlacze z flagami, a bandy pokryte są innowacyjnym pochłaniaczem energii. To technologia, którą włodarze Pitlane sprowadzili bezpośrednio ze słonecznej Italii. Wszystko to pozytywnie zaskakuje. Zajmując miejsce w wózku powoli przenosisz się do innego świata. Jakbyś za dosłownie kilka minut miał wystartować w swoim pierwszym, debiutanckim Grand Prix Formuły 1.
Przesadzam? Mówiąc szczerze, właśnie tak czułem się po swoim pierwszym okrążeniu…
Będziesz nurkował?
Największą zaletą tego miejsca są same karty. Elektryczne bestie francuskiej marki Sodi. Dostępnych jest kilkanaście sztuk wersji dla dorosłych (RSX2), najmłodsi mogą korzystać ze specjalnego modelu, w którym zamontowano dodatkowe zabezpieczenia, pasy i system zapobiegający ewentualnym wywrotkom. Już na samym początku zaskoczy Was ich moc. Spalinowe karty wielokrotnie dawały mi dziwne wrażenie spadku osiągów. Po pierwszym, intensywnym uderzeniu prędkości czułem… pewną stagnację. A tutaj? Przez kilka sekund Wasze plecy wbijają się w fotel, a górne partie mięśni zaciskają się znacznie mocniej. A to wszystko w akompaniamencie „elektrycznego” dźwięku i pisku opon. Zdecydowanie, jeżeli uważacie, iż elektryfikacja zabija emocje związane ze słuchem, jesteście w dużym błędzie.
Czas na wisienkę. Creme de la creme. Karty mają swoje elektryczne biegi, które ustawia obsługa obiektu. Wszystko zależy od preferencji, stopnia zaawansowania kierowców, czy charakterystyki danego wyścigu. Pod prawym kciukiem macie również nieco niepozorny, srebrny przycisk. Jeden włącznik, który całkowicie zmienia charakterystykę ścigania. Po prostu, na krótką chwilę przenosicie się do świata… Formuły 1. Na moment stajecie się kierowcami królowej motosportu, dla której karting stanowi w końcu inkubator talentów.
Owy srebrny przycisk możemy określić mianem… „doładowania”. Na każdym okrążeniu możecie z niego korzystać przez pięć sekund. A tuż po jego wciśnięciu wózek przyspiesza jeszcze mocniej, jakby ze zdwojoną siłą. Tak zmienia się dosłownie wszystko. Rywalizacja traci monotonność, każde „kółko” jest inne, a poza walką o tempo, musicie zacząć myśleć. Taktyka odgrywa tu kluczową rolę. „Wykorzystam „boost” na prostej? A może dojdę go w ciasnym zakręcie, i tam zaatakuję”? Kiedy miałem okazję wystartować w wyścigu, przez dobrych kilkanaście minut czułem się jak w Abu Dhabi. Czułem, jakbym na każdej prostej uruchamiał DRS. Jakbym miał przed sobą „własnego” Hamiltona, z którym biję się o tytuł. Ciągle zastanawiałem się nad kolejnymi ruchami. Kiedy mam przyspieszyć i… zanurkować.
Niech prąd będzie z Wami!
Wysiadając byłem cały mokry, zmęczony, i… uśmiechnięty. Po prostu, przepadłem. Chyba od razu zakochałem się w takiej formie rywalizacji. W tym, iż przez krótką chwilę mogłem spełniać swoje marzenia. Wyłączyć głowę, i zapomnieć o problemach. Te kilkanaście minut spędziłem w świecie Formuły 1. I nie liczyło się, czy spalam benzynę, czy zużywam baterie.
Podsumowując, wiem, iż należę do mniejszości. Ale wierzę w elektryfikację i rozumiem, iż większość nowinek technicznych musi przejść przez fazę niechęci, odrzucenia, i wątpliwości. Uważam, iż wykorzystanie energii elektrycznej może stać się impulsem do rozwoju, czymś w rodzaju nowego otwarcia, które pchnie motosport w ekscytującą przyszłość. Dowody na współistnienie, współpracę świata benzyny i elektryczności obserwujemy już od dawna we wspomnianej Formule 1, na odcinkach specjalnych WRC, z królującą tam kategorią Rally1. My, zwykli śmiertelnicy potrzebujemy pozytywnych przykładów. A bez cienia wątpliwości, wrocławski Pitlane właśnie do nich należy. To miejsce, które warto odwiedzić i… wspierać!
Dlatego z wielką dumą możemy oznajmić, iż Rally and Race zostaje patronem medialnym toru Pitlane w okresie 2023. Na naszej stronie internetowej i w papierowym kwartalniku przeczytacie relacje z imprez, reportaże, wywiady z zawodnikami czy felietony, w których postaramy się przybliżyć tajniki elektrycznego kartingu. Gotowi? To wkładajcie balaklawy, zapinajcie kaski i wspólnie zajmijmy miejsca na linii startowej. Niech prąd będzie z nami!
Komplet informacji o Pitlane Wrocław znajdziecie na oficjalnej stronie internetowej obiektu. Po więcej wieści ze świata kartingu, również amatorskiego, zapraszamy na rallyandrace.pl.