Od momentu, gdy Piotr Protasiewicz ogłosił rozstanie ze Stelmet Falubazem Zielona Góra, kibice żużla zastanawiają się, jaki będzie jego kolejny krok w trenerskiej karierze. Popularny „PePe” przez trzy lata prowadził zielonogórski zespół, osiągając z nim m.in. powrót do PGE Ekstraligi i udział w fazie play-off. Choć tegoroczny sezon nie przyniósł oczekiwanych sukcesów, Protasiewicz pozostawił po sobie solidny dorobek – 31 zwycięstw w 52 meczach ligowych.
Kilka tygodni po jego decyzji pojawiły się plotki o możliwym zatrudnieniu w Betard Sparcie Wrocław. Klub ze stolicy Dolnego Śląska poszukuje nowego szkoleniowca po odejściu Dariusza Śledzia, który po sześciu latach pracy zakończył swoją misję we Wrocławiu. Nic więc dziwnego, iż nazwisko Protasiewicza od razu trafiło na giełdę kandydatów.
Prawdziwą iskrą dla tych spekulacji była sytuacja z finału Speedway of Nations. Podczas transmisji w studiu TTV, prowadzący Sebastian Szczęsny zapytał wprost Protasiewicza o możliwy kierunek wrocławski. Odpowiedź była krótka i bardzo wymowna – „pomidor”. W środowisku takie słowo to często sygnał, iż temat faktycznie istnieje, ale strony nie chcą jeszcze zdradzać szczegółów.
Protasiewicz nie potwierdził więc rozmów ze Spartą, ale też im nie zaprzeczył. Dla kibiców może to być jasna wskazówka, iż negocjacje są na stole, a sam „PePe” poważnie rozważa powrót na trenerską ławkę właśnie na Stadionie Olimpijskim.
