Paweł Szczotka (mistrz HR4 2022) : „W rajdach liczy się pasja, frajda, adrenalina”

rallyandrace.pl 10 miesięcy temu

Paweł Szczotka to jeden z tych kierowców, którzy od początku sportowej kariery pozostawali wierni jednej konstrukcji. Różne generacje kultowej już Hondy Civic towarzyszyły mu od dziewiczych startów w imprezach amatorskich po… walkę o tytuły Mistrzostw Polski i… triumf w klasie HR4 w okresie 2022. Kim jest Paweł Szczotka? Skąd jego zamiłowanie do japońskiej myśli technicznej? Czy Honda to wciąż konkurencyjna maszyna, mająca szansę na walkę z rajdówkami kategorii „Rally”? I przede wszystkim, ile trzeba dziś zapłacić za budowę konkurencyjnego Civica? Oddajemy głos wielkiemu pasjonatowi maszynerii z kraju kwitnącej wiśni.

Honda Civic to jedna z tych maszyn, które na stałe wpisały się w polski krajobraz i folklor naszych ulic. Japoński kompakt przez dekady był jedną z najchętniej wybieranych maszyn, wnikając do świata miłośników motoryzacji z kraju kwitnącej wiśni, domorosłych tunerów, czy… przedstawicieli świata motorsportu. Jakość, podatność na modyfikacje oraz porządne parametry bazowe sprawiły, iż ten miejski hatchback na stałe zadomowił się na rodzimych oesach czy trasach wyścigów górskich, wychowując… pokolenia późniejszych czempionów.

Do grona fanów Civica należy też nasz dzisiejszy rozmówca, Paweł Szczotka. Zawodnik ze stolicy Dolnego Śląska zakochał się w Hondzie jeszcze w latach dziecięcych, a bryła Civica towarzyszyła mu na każdym etapie kariery prowadząc go do upragnionego, mistrzowskiego tytułu RSMP w okresie 2022 (klasa HR4, triumf z Adamem Janiszynem na prawym fotelu). Kim jest Paweł Szczotka? Dlaczego związał swoją karierę z japońskimi samochodami? Czy wciąż poleciłby konstrukcję Civica, i ile kosztuje dziś przygotowanie samochodu do RSMP? Zapraszamy na rozmowę z prawdziwym pasjonatem reklamowego hasła „potęga marzeń”!

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Rajdowa, włoska inspiracja

RR: Zacznijmy od… początku. Kim jest Paweł Szczotka? Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze światem motorsportu? Co pchnęło Cię do realizacji Twoich marzeń?

PS: Ziarnko motorsportowej pasji zasiał we mnie mój tato. Jeszcze zanim przyszedłem na świat on już angażował się w imprezy amatorskie, głównie jako sędzia. Kiedy już odrobinę podrosłem, zabrał mnie na 43. Rajd Polski 1986. To było ogromne przeżycie – dzikie tłumy kibiców, fotoreporterzy, błyski fleszy. Byłem zbyt mały aby wszystko rozumieć, aby w pełni świadomie uczestniczyć w tej imprezie. Doskonale pamiętam jednak jeden moment, który tak naprawdę ukształtował moją dorosłość. Stanąłem wtedy obok Lancii 037 drużyny Tre Gazelle, startowali nią Mauro Pregliasco oraz Alessandro Cavalleri. Dla młodego chłopaka był to biało-czerwony potwór, obiekt z kosmosu. Niesamowity dźwięk tej rajdówki sprawiał, iż znajdowałem się na granicy strachu i… euforii. Ojciec złapał wtedy za aparat i zrobił mi zdjęcie, które można dziś znaleźć w moich mediach społecznościowych. Wiesz, w tamtych czasach nasze życie i nasze marzenia były prostsze i bardziej przyziemne. Moi koledzy ze szkoły chcieli zostać policjantami, strażakami. A ja poczułem, iż chcę zostać… rajdowcem.

Tato prowadził naukę jazdy. Wsiadałem więc za kierownicę, często przy wyłączonym aucie. Tylko po to aby pobyć w środku, pobawić się. Byłem też pierwszy przed telewizorem kiedy transmitowano relację z rajdów czy wyścigów F1, a moim młodzieńczym idolem był Ayrton Senna. Wciąż miałem w sobie te dziecięce marzenia, choć życie potoczyło się inną ścieżką. Przyszła dorosłość, obowiązki, praca. Pierwsze kroki w stronę motorsportu zrobiłem przed trzydziestką – wybrałem się na „oglądarkę”, na Rajd Polski 2008. Kiedy zobaczyłem w akcji współczesne „wurce” serce zabiło mocniej. Podjąłem decyzję, iż wystartuję w jakimś KJS.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Debiutancki… kubeł zimnej wody

RR: Jak wspominasz swój debiutancki start? Wróciłeś z tarczą, czy… na tarczy?

PS: Mówiłem wtedy w domu, iż jadę na swój pierwszy rajd. Ale tato nieco mnie hamował wspominając, iż to tylko… konkursowa jazda samochodem. Na miejscu pojawiłem się za kierownicą Hondy Civic, silnik 1.5, niecałe sto koni mechanicznych. Byłem przekonany, iż zaraz narobię tu hałasu, wygram w cuglach i porozstawiam chłopaków po kątach. I wtedy dostałem swój pierwszy, tak potrzebny kubeł zimnej wody. zwykle to ja udzielałem rad prowadząc wraz z ojcem szkołę jazdy. Nie czułem się zatem zbyt komfortowo, kiedy to inni instruowali mnie, iż jadę nieco zbyt agresywnie, nadużywam hamulca manualnego… To mnie zmotywowało. Wkręciłem się na maksa, dobre dwa lata poświęciłem na naukę oraz rozwój, rywalizując między innymi z Arturem Żechowskim czy Magdą Misiarz. Świetnie wspominam tamten okres – żyliśmy adrenaliną, walką na dziesiętne części sekundy. Ale nasze ściganie pozbawione było „spiny”. Tam liczyła się pasja, frajda, dobrze spędzony czas. Kwintesencja wszystkiego, co kochamy w motorsporcie. Nie będę ukrywał, brakuje mi „tamtych czasów”.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Śladem wielkiego idola

RR: Z konstrukcjami Hondy związany jesteś od początku swojej kariery. Dlaczego zdecydowałeś się na technologię z kraju kwitnącej wiśni? To młodzieńcza miłość, zauroczenie, czy budżetowe realia tamtych czasów i kwestia łatwej dostępności?

PS: Piękne jest to, iż pasja nie musi powstawać z wielkich rzeczy i ogromnych czynów. Po prostu, czasami zakochujesz się w czymś mimochodem, patrząc na to kątem oka. Tak jak wspomniałem, moim dziecięcym idolem był Senna. Uwielbiałem patrzeć na jego maszynę. Ten czarny emblemat Hondy przykuwał wzrok. A kiedy Ayrton święcił triumfy wyposażony w jednostki napędowe Hondy, to marka stała mi się jeszcze bliższa, kojarząc się z wielkimi zwycięstwami. Jako instruktor jazdy nie potrzebowałem prywatnego samochodu – miałem przecież auta „służbowe”. ale w pewnym momencie stwierdziłem, iż chcę coś swojego.

Kiedyś jeden z moich kursantów, Łukasz Kowalski, przyjechał na zajęcia swoją Hondą Civic. Staram się rozmawiać, poznawać klientów. I tak od słowa do słowa, przejechałem się jego autem. Nie było to nic spektakularnego, wyjątkowego czy romantycznego. Jednak ten wóz spełniał wszystkie moje potrzeby. Dobrze się czułem, zaś jazda sprawiała radość. Zacząłem szukać Civica na niemieckim rynku, i w końcu udało mi się kupić wspomniany egzemplarz.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Skok na głęboką wodę

RR: Jak wyglądała Twoja transformacja ze świata amatorskich „pojeżdżawek” na prawdziwe, typowo rajdowe odcinki specjalne? Wszystko poszło po Twojej myśli?

PS: Dość gwałtownie poczułem, iż chciałbym już zbudować „prawdziwą” rajdówkę. Jednak nie miałem wtedy żadnej wiedzy, doświadczenia… Należałem do grupy „młodych gniewnych”, którym wydawało się iż w sporcie najważniejsza jest moc. Zacząłem szukać wydajniejszej jednostki, znalazłem ciekawą ofertę w Krakowie. Okazało się iż sprzedającym był… Michał Anaszkiewicz, licencjonowany kierowca startujący na co dzień w „trzeciej lidze” na Śląsku. Kiedy opowiedziałem mu o moich planach, złapał się za głowę. Dziś jestem mu za to bardzo wdzięczny, bo poświęcił mi czas, wyłożył istotne kwestie, wspomniał o homologacji i podał konkretne wskazówki. Zaufałem mu. Sprzedałem swój „amatorski” wóz, zakupiłem Civica Rally Edition, z homologacją. Zaczęła się rozbudowa, auto zyskało też profesjonalną klatkę.

I tak pewnego razu stanąłem na linii startu Rally Masters. Uzbrojony w odpowiednie opony, „zawias” od Bilsteina, skróconą skrzynię, podkręconą jednostkę – o całość zadbał Mirosław Gądek. Znów wydawało mi się, iż mam wszystko i mogę skupić się jedynie na wygrywaniu. A skończyło się… dachowaniem. Wtedy przejrzałem na oczy, pierwszy raz poczułem strach. Z perspektywy czasu jestem za to wdzięczny. Uczyłem się bowiem… na własnych błędach.

Japończyk w biało-czerwonym wydaniu

RR: Civic na stałe wpisał się w biało-czerwone, rajdowe krajobrazy. Jak myślisz, dlaczego to tak popularne konstrukcje w naszym kraju? To zasługa znakomitej, japońskiej inżynierii czy… kwestia relatywnie niskich kosztów i progu wejścia? Czy poleciłbyś Hondę młodym zawodnikom, którzy pukają już do świata rajdów?

PS: Ponad wszelką wątpliwość, praktycznie każda generacja Civica to znakomity wóz na początek przygody ze sportem. Po prostu, to świetna baza z dużym potencjałem rozwoju. Po pierwsze, niezłe i naprawdę mocne silniki. Dalej, to porządnie zestrojone zawieszenie, które przy dobrym amortyzatorze zaczyna być bardzo wdzięczne. A po trzecie, coś co dziś nazwał był uniwersalnością. Przy odpowiednim budżecie, z Civica zrobić można naprawdę konkurencyjną maszynę do rajdów, wyścigów płaskich, wyścigów górskich czy rallycrossu. Na oesach może być to piekielnie szybka, jadowita „ośka” – modele z lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych miały przecież pełną homologację a za ich rozwój odpowiedzialne były odrębne zespoły inżynierów. To sprawia, iż budując samochód można z nim zostać przez dłuższy czas, stopniowo rozwijając konstrukcję i podzespoły. To gigantyczna zaleta.

Trzeba jednak postawić sprawę jasno. Świat poszedł do przodu, choćby najmocniejsze oraz najlepiej zbudowane Hondy łapią już zadyszkę przy profesjonalnych konstrukcjach Rally i R2. To brutalna prawda. Auto cywilne z potencjałem na rajdowe nie ma większych szans przy maszynie, którą zaprojektowano wyłącznie do sportowej rywalizacji. Nawet, jeżeli te samochody wyglądem przypominają śmieszne hatchbacki z parkingów galerii handlowych. Dlatego też tym bardziej szanuję zawodników, którzy w leciwych Hondach czy Peugeotach krzyżują rękawice z profesjonalnymi maszynami. I są tacy, którzy potrafią z nimi wygrać!

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Porozmawiajmy o kosztach

RR: Masz doświadczenie w budowie oraz obsłudze Hond. Jakim budżetem trzeba dziś dysponować, żeby stworzyć samochód gotowy do walki o puchary w RSMP?

PS: Wbrew obiegowej opinii, to nie są już tanie samochody. Był kiedyś „pik” cenowy, więc była zabawa. Jednak rynek gwałtownie to zweryfikował. Civic był popularny w świecie tuningu, mnóstwo egzemplarzy poddano modyfikacjom, wiele z nich skończyło gdzieś na szrocie… Mimo tego nie pozostało za późno, można znaleźć naprawdę ciekawą bazę na rajdówkę.

Jeżeli ktoś zastanawia się nad tą konstrukcją, to mam kilka prostych rad. Nie popełniajcie moich błędów – nie idźcie w moc, uczcie się wykorzystania opony, szanowania prędkości, zadbajcie o zawieszenie. Pokonujcie kilometr za kilometrem. Ale jeżeli macie dziś większe ambicje i środki, trzeba wyciągnąć kartkę oraz długopis, stworzyć odpowiedni kosztorys. Może jednak okazać się, iż budowa „potwora” wyniesie nas mniej więcej tyle, co zakup… R2. Nie mam dziś niczego do ukrycia, więc kawa na ławę, opowiem na swoim przykładzie.

Celuję w klasę Open Mistrzostw Polski. Chcę zbudować konkurencyjną maszynę z silnikiem K20 2.0, z topowymi podzespołami, sekwencyjną skrzynią biegów. Koszty szacuję dziś na 150 – 200 000 złotych. Jak widać, zakup R2 oscylowałby prawdopodobnie w podobnych granicach.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Najważniejsze są emocje

RR: Nasuwa się więc dość oczywiste pytanie. Skoro koszty są zbliżone, to po co zostawać przy „archaicznym” Civicu, skoro w zasięgu ręki jest maszyneria R2?

PS: Ponieważ lubię wyzwania… Wiktoria za kierownicą Civica będzie miała o wiele lepszy smak, nieprawdaż? Choć prawdopodobnie będzie okupiona godzinami stresu, frustracją, wieloma litrami wylanego potu i niejedną wiązanką bardzo niecenzuralnych słów. W aucie R2 wiele zagadnień wymaga drobnego dopracowania, w starszych rajdówkach trzeba się namęczyć, aby ustawić samochód, znaleźć odpowiednie setupy i w pełni zrozumieć nową konstrukcję.

Jest też jeszcze jeden aspekt. W tym sezonie nie startowałem, byłem kibicem. W Świdnicy obserwowałem przejazdy wszystkich maszyn, wszystkich kategorii. I kiedy mijały mnie R2 czy Rally4, to… wiało nudą. Owszem, to „przecinaki”, samochody które pędzą jak złe, ale robią to wręcz identycznie, jak po szynie, jak od linijki. Potraktujmy to jako ogromny skrót myślowy, bo mam wielki szacunek do tych zawodników, trzymam za nich kciuki. Ale czuję, iż czasami ta nowoczesna maszyneria podróżuje „sama” – wystarczy jej nie przeszkadzać.

Stare samochody generowały emocje, widać było, iż zawodnicy walczą o przyczepność, o utrzymanie się na „czarnym”. To chciało się oglądać, właśnie po to chciało się przyjeżdżać na oesy. Dlatego zostaję przy starych autach. Może jestem głupcem i może ktoś stwierdzi, iż to ślepe patrzenie na sentymenty. Ale to przemyślana decyzja. Kto wie, może za sezon lub dwa przeproszę i przesiądę się do Rally4? Cóż, przecież tylko krowa nie zmienia zdania.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Spieszmy się kochać Hondę

RR: Istnieje taka obiega opinia, być może słuszna w kilku przypadkach, iż Subaru oraz Mitsubishi to rajdowe studnie bez dna – zawsze znajdzie się coś do poprawy. A jak wygląda to w Hondzie? Po złożeniu samochodu śpisz spokojnie, czy czujesz ciągłą gehennę oraz obawę o to, czy japoński weteran dotrwa do ostatniego PKC?

PS: Przede wszystkim wchodzimy już w okres, w którym robi się naprawdę ciężko. Mamy coraz mniej części, coraz mniej zdrowych konstrukcji, które mogą posłużyć za bazę. Dziś brakuje już porządnych motorów o pojemności 1.6, ceny robią się dość kosmiczne. Wiesz, nie jest to taka skala problemu jak w przypadku niektórych „historyków” z HRSMP… ale dochodzimy do momentu, gdzie trzeba już poszukać, popytać, zaczekać oraz wywalczyć.

Nieco lepiej jest jednostkami K20, nie ma problemu z dostępnością skrzyń kłowych oraz sekwencyjnych. Trochę smutno to powiedzieć, ale jesteśmy już nieco bliżej tej chwili, gdy Honda Civic stanie się pewną awangardą na oesach, startując już wyłącznie w… HRSMP.

A co do nerwów, nie ma jasnej odpowiedzi. Dobrze złożona maszyna, którą serwisujesz z odpowiednią troską odwdzięczy się na odcinkach. Chociaż wielu mechaników mówi to już wprost – nie chcesz kłopotów i frustracji? To sięgnij głębiej do kieszeni, kup sobie auto R2.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Szczotka na oesach… RSMP!

RR: Jesteś ogromnym pasjonatem Hondy, na budowie i startach za sterami owej marki zjadłeś zęby… Teraz skupmy się na tym drugim aspekcie, chciałbym żeby nasi czytelnicy nieco lepiej Cię poznali. Przejdźmy do profesjonalnego okresu w Twojej karierze. Na oesach RSMP zadebiutowałeś w 2016 roku, choć nie był to chyba najlepszy występ, prawda? Wraz z Mariuszem Kupcem na prawym fotelu pokonaliście zaledwie dwa, premierowe oesy 50. edycji Rajdu Dolnośląskiego…

PS: Tak wskazują oficjalne statystyki, choć nie traktuję tego jako debiut… Przyjechaliśmy na rajd, po pierwszych kilometrach rozpadła się nasza skrzynia biegów, było po zawodach. W rozmowie telefonicznej powiedziałem mojemu znajomemu iż musimy się wycofać, i iż „pies drapał tę imprezę”. Ale po chwili zapaliło się światełko nadziei, Grzegorz Wasilewski przywiózł nam zapasową, seryjną skrzynię. Mogliśmy więc wrócić, nabić cenne kilometry.

Tego dnia pech dopadł nie tylko nas. Jeden z naszych rywali miał podobą awarię. Przyszedł do nas i powiedział, iż dojechanie do mety da im tytuł mistrzowski. Nie znałem człowieka, byłem całkowicie „zielony”, stawiałem pierwsze kroki w RSMP. Ale chciałem pomóc, wierzę iż dobre uczynki wracają. Wycofaliśmy się, odstąpiliśmy naszą skrzynię, oni zdobyli tytuł.

To było bardzo miłe, sporo osób przyszło zbić piątkę, pogratulować prawdziwie sportowego zachowania. Po tym wydarzeniu przepracowałem okres zimowy, przygotowałem się tak jak trzeba. Za swój pradziwy oraz świadomy debiut w RSMP traktuję 45. Rajd Świdnicki 2017.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Pierwsze koty za płoty

RR: Pamiętasz jeszcze co czułeś na starcie swojego pierwszego odcinka w RSMP?

PS: Choć te wspomnienia są bardzo trwałe, to ciężko je opisać. Z boku mogło to wyglądać tak, jakbym we krwi miał całą tablicę Mendelejewa różnych, dziwnych substancji. euforia i euforia przechodziły w stres. Nerwy sprawiały, iż miałem ochotę wyskoczyć z samochodu, pobiec w krzaki i przywitać się ze śniadaniem. Bałem się, nie ma co ukrywać… Miałem już za sobą trochę kilometrów w SKJS, ale tutaj po otwarciu książki drogowej dochodziło do Ciebie, iż za moment pokonasz osiemnaście kilometrów na jednym oesie. A tyle robiliśmy kiedyś przez cały dzień, w „amatorkach”. Mało tego, gdy już przeżyjesz tę „osiemnastkę”, na deser dostaniesz ponad dwadzieścia – nocą, przez las, z mnóstwem „brudnych” wiraży.

W „okręgówkach” nauczyłem się gwałtownie „powozić”, zdobywałem tytuły na Dolnym Śląsku. Debiutując w Mistrzostwach Polski czujesz się jednak jak amator, jakbyś po raz pierwszy wsiadł za kierownicę. Nerwy rozpływają się w chwili startu. Wtedy nie ma czasu w lęki…

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Zniszczone marzenia

RR: Paweł, miałeś kilka różnych Hond, miewałeś wzloty i upadki, lepsze i gorsze momenty. Jednak jeden z nich był szczególnie brutalny i ponury. Zapytam więc wprost: co czuje facet, który widzi na własne oczy, jak jego samochód… płonie?

PS: Nie przesadzam, kiedy o tym myślę mam ciarki na całym ciele. Wiesz, to jeden z tych momentów, o których chciałoby się gwałtownie zapomnieć. Jedna z najgorszych chwil w życiu, sportowej karierze. Ciężko się do tego wraca, choćby teraz. Ale z perspektywy czasu muszę być wdzięczny opatrzności, iż skończyło się tylko na doszczętnie spalonym wraku… Mogło być tragicznie – byli tam kibice, drzewa. My na szczęście wydostaliśmy się z samochodu o własnych siłach. Uderzenie było sążne, mogliśmy więc stracić przytomność. Zwłaszcza, iż Krzysiek Mazur dość mocno uderzył kaskiem o szybę. Mieliśmy tam sporo szczęścia, serio.

Owszem, to stracone pieniądze, lata moich wyrzeczeń, dobre pięć lat codziennej pracy. Ale skończyło się najlepiej jak tylko mogło, bo ucierpiała wyłącznie maszyna. Nie jestem z tych, którzy wstydzą się swoich emocji. Patrząc na te płomienie czułem pustkę i… przytłaczającą bezradność. Życie stanęło – wiedziałem, iż nie mam pieniędzy na odbudowę auta. Pojawiło się sporo łez. Dostałem wtedy mnóstwo telefonów od różnych ludzi, wiele osób zaoferowało swoją pomoc, chcieli odstąpić swoje części. Mówi się, iż rajdowe środowisko jest podzielone i skłócone. Być może, ale w trudnych chwilach potrafi się pięknie zjednoczyć. Poczułem to.

Niestety, wypadek odcisnął piętno na psychice. Zbyt wiele miejsc i zakrętów rozpatrywałem przez pryzmat tamtej sytuacji. Wszędzie widziałem zagrożenia. Proces odbudowy, „resetu” mojej głowy był długi i naprawdę mozolny. Chciałem jak najszybciej wrócić. Wiedziałem, iż muszę jak najprędzej wrócić do jazdy, iż jeżeli zrobie przerwę, to gwałtownie odwieszę kask…

Rajdowa batalia o tytuły

RR: Dla równowagi, przejdźmy do bardziej pozytywnych, być może najlepszych wspomnień. Czy na początku sezonu 2022 brałeś w ogóle pod uwagę, iż niedługo przyjdzie Ci zawalczyć o upragniony tytuł rajdowego mistrza Polski w klasie HR4?

PS: Pierwszy atak planowałem już na 2017… W 2020 też rozpoczynałem dość ambitnie, jednakże defekty maszyny i kłopoty osobiste mocno mnie przytłoczyły. Nie było „czystej” głowy. Życie napisało jednak interesujący scenariusz, każąc mi czekać, testując cierpliwość.

W 2022 mogłem skupić się tylko na dwóch tematach – prowadzeniu firmy i rajdach. Cóż, udało się, wraz z Adamem Janiszynem zostaliśmy mistrzami Polski. Chciałbym jednak być całkowicie szczerym z czytelnikami i… samym sobą. To był sezon kalkulacji, a dość niska frekwencja w klasie sprawiała, iż w niektórych rundach trzeba było powalczyć, w innych zaś przeczekać, nie szarżować i po prostu przeciąć linię mety. Według wielu ludzi to tytuł „wyjeżdżony”, a nie „zdobyty”. I mogę się z tym zgodzić, poważnie. Na przestrzeni paru ostatnich lat prawdopodobnie byli szybsi, lepsi od nas. My zaś wygraliśmy rozsądkiem, chłodnym myśleniem. Ale czasami tak właśnie trzeba… Ci którzy rywalizowali na oesach doskonale mnie zrozumieją. Obracając to w żart, rajdy to prosty sport. A zwycięzców wita… meta.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Smak zwycięstwa

RR: w okresie 2022 wygrywacie Rajd Świdnicki, Rajd Podlaski, Rajd Śląska oraz Rajd Polski, choć na tym ostatnim byliście jedyną załogą w klasie. Był to pewien kamień milowy w Twojej karierze – premierowy triumf w RSMP i pierwszy tytuł. Nikt nie odbierze Ci tego, iż zostałeś mistrzem…. Opowiedz, jak to smakowało?

PS: Jestem mistrzem Polski, jestem z tego dumny. To miłe, bo faktycznie zostanie to ze mną już na zawsze. Ale wiesz… Taką prawdziwą euforia sprawiło mi podium w Świdnicy, które wywalczyliśmy w 2017 roku. To był najlepszy występ w mojej karierze. O „pudło” biliśmy się z Marcinem Pietrzykiem – wspaniałym zawodnikiem z Dolnego Śląska. To była batalia dosłownie do ostatniego metra. I choćby teraz opowiadając o tym czuję ogromne podniecenie. Na ostatniej próbie obaj wypadliśmy z trasy, i obaj mieliśmy tam przygody. Jednak ostatecznie to ja wyszedłem zwycięsko, wskakując na trzecie miejsce klasy HR4.

Tytuł mistrza Polski nie smakował tak dobrze, jak tamto „pudło”. Tam były łzy radości, prawdziwa, szczera euforia. To pokazuje, iż w motorsporcie najwięcej euforii i emocji gwarantuje nam zacięta i wyrównana rywalizacja. To ona cementuje naszą pasję oraz miłość do oesów. Brakuje mi właśnie takiej walki, mam nadzieję iż Marcinowi również.

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Szczotka wróci do walki o mistrzostwo?

RR: w okresie 2023 zdecydowałeś się na krótką pauzę, wiemy jednak, iż chcesz wrócić. Paweł Szczotka ma już konkretne pomysły na starty w przyszłym roku?

PS: Tak. Chcę wrócić na oesy RSMP. Przygodę z klasą HR4 już zakończyliśmy, zamierzamy iść dalej. Był plan na budowę Hondy CRZ, ale zostaję przy swojej karoserii. Udało nam się dopracować zawieszenie, to już połowa sukcesu… Mogę zapowiedzieć, iż wystartujemy w kategorii NAT4/Open 2WD, z mocniejszym, dwulitrowym motorem z sekwencją. W planach jest pełna kampania, uwzględniająca również ewentualne występy na luźnej nawierzchni. To będzie wielkie i bardzo trudne wyzwanie, ale patrzymy na nie z wielkim optymizmem.

Chcę skupić się na rozwoju. Jestem instruktorem jazdy z ponad dwudziestoletnim stażem, wyszkoliłem kilka tysięcy kursantów. Jako człowiek wychowany w duchu motoryzacji widzę co dzieje się dziś na drogach. Wielu z nas ma się za perfekcyjnych kierowców, choć trudne, kryzysowe warunki brutalnie weryfikują nasze umiejętności. Chcę przekuć doświadczenie w czyn – uczyć, szkolić, edukować i pomagać. Otwieram ośrodek doskonalenia techniki jazdy.

Motorsport to sztuka zbliżania się do granic wytrzymałości człowieka lub maszyny. A jazda w ruchu publicznym powinna być przeciwieństwem. Chcę więc pokazać jak jeździć pewnie i bezpiecznie. Kto wie, być może choć w kilku osobach uda mi się zasiać to… ziarnko pasji?

fot. Paweł Szczotka – archiwum prywatne

Wypatrujcie białego Civica!

Trzymamy dziś kciuki za szybki powrót Pawła Szczotki na odcinki cyklu RSMP. Przy okazji, zachęcamy do odwiedzenia i zaobserwowania profilu Pawła w mediach społecznościowych. Jesteśmy też ciekawi Waszego zdania – czy uważacie, iż czas Hond… dawno przeminął? A może Civic będzie niedługo przeżywał swoją drugą młodość na ulicach i rajdowych oesach? Wybralibyście Hondę na swoją pierwszą rajdówkę? Zachęcamy do merytorycznej dyskusji!

Klasyfikację generalną klasy HR4 z sezonu 2022 znajdziecie na oficjalnej witrynie PZM. Po więcej wiadomości z rodzimych i europejskich oesów zapraszamy Was na rallyandrace.pl.

W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!

Idź do oryginalnego materiału