Czołówka dolnośląskiego kartingu oraz największe talenty juniorskich kategorii. Cztery, emocjonujące rundy i zacięta walka do ostatniego zakrętu. A to wszystko w nowoczesnym… wręcz elektryzującym wydaniu! Za nami pierwsza edycja Ligi Kartingowej Pitlane. Do walki na najnowocześniejszym obiekcie w Polsce stanęło kilkudziesięciu zawodników – od amatorów po kierowców z wyścigowym stażem. Na podium turnieju stanęli Tomasz Bernadowski, Szymon Węgrzyn oraz Szczepan Pudlik. Dziś oddajemy im głos, pytając o sportowe początki, pierwsze triumfy czy wyścigowe marzenia. Poznajcie prawdziwe… kartingowe diamenty z Wrocławia!
Motorsportowa przygoda
RR: Na samym początku opowiedzcie coś o sobie. Jak zaczęła się Wasza przygoda ze światem motorsportu? Gdzie stawialiście swoje pierwsze, kartingowe kroki?
TB: Wszystko zaczęło się w październiku 2019 roku… Miałem dziewięć lat, po raz pierwszy wybrałem się z tatą na tor kartingowy. Bardzo mi się spodobało. Zobaczyłem też ogłoszenie o szkółce kartingowej. Zaciekawiło mnie to, wybrałem się więc na pierwsze zajęcia. Jeżdżę do dzisiaj, uwielbiam rywalizację. Chociaż wcześniej nie byłem wielkim fanem wyścigów…
SW: Wszystko było tak naprawdę dziełem przypadku. Wraz z tatą i grupką moich kolegów wybraliśmy się na tor kartingowy. Dosłownie po pierwszym okrążeniu poczułem, że… łapię wyścigowego, kartingowego „bakcyla”. Bardzo mi się to spodobało i… zostałem na dłużej!
SP: „Kierowcą” mogę nazywać się tak naprawdę od 2019 roku… A wszystko zaczęło się od tego, iż mój tato wracając z dłuższej, zagranicznej delegacji obiecał mi, iż tuż po powrocie zabierze mnie na szkółkę kartingową. W formie prezentu. To miało być raptem kilka godzin, może jeden start. Nic więcej, bo wiadomo, iż nie jest to tani sport… Nie spodziewałem się, iż będę jeździł tak długo, iż uda mi się kontynuować tę przygodę. Motoryzacja jest moją pasją. Od małego kocham wszystko to, co związane jest z czterema kółkami oraz silnikiem.
Pierwsze kroki, pierwsze sukcesy
RR: Gdzie trenujecie na co dzień? Macie już swoje pierwsze, wyścigowe sukcesy?
TB: Obecnie trenuję na kilku torach we Wrocławiu… Są to Pitlane, Wrocław Racing Center oraz Top 1 Karting. A co do moich sukcesów, jestem dwukrotnym mistrzem Dolnego Śląska w kategorii Junior. W 2021 roku zdobyłem też tytuł mistrza Polski do lat jedenastu. W 2022 zostałem wicemistrzem Polski do lat czternastu, zdobyłem Puchary Polski do lat czternastu i osiemnastu. Wywalczyłem także srebrny medal w Mistrzostwach Szwecji do lat osiemnastu.
SW: Moja historia zaczęła się w Świdnicy, na torze kartingowym M3 Racing. Tam uczyłem się jazdy, stawiałem tam pierwsze kroki. Po około roku trafiłem do Wrocławia, na tor WRC (Wrocław Racing Center). Na razie ścigam się w kartingu halowym, reprezentując drużynę Hussarya. Startowałem w Mistrzostwach Polski, Niemiec. Niebawem debiutuję w Czechach. W 2022 roku zostałem halowym wicemistrzem Dolnego Śląska, startując w kategorii Mini.
SP: Jeżdżę po całej Europie. Mam teraz dość intensywny okres, wybieram się niedługo na 24-godzinny wyścig na Słowacji. Jeździłem w halowych Mistrzostwach Niemiec, a niedługo wystartuję w Czechach, Belgii, zadebiutuję w kartingowych Mistrzostwach Świata. W domu jest już kilkadziesiąt, większych lub mniejszych pucharów. Są takie za lokalne ligi, również za sukcesy na Torze Kartingowym Pitlane. Stawałem na podium Mistrzostw Dolnego Śląska, osiągnąłem kilka sukcesów za granicą. Mam kilka medali z Mistrzostw Polski. Startowałem też w najdłuższym, kartingowym wyścigu w Polsce (15-godzinne zmagania w Szczecinie).
Z elektrycznym „kopnięciem”
RR: Wzięliście udział w pierwszej edycji Ligi Kartingowej Pitlane. Co skłoniło Was do startu? Jak oceniacie samą organizację, przebieg wyścigów i poziom rywali?
TB: Staram się brać udział w jak największej liczbie zawodów. Start w lidze Pitlane był dla mnie treningiem przed Mistrzostwami Szwecji, które także realizowane są na elektrycznych kartach. Zaś co do przebiegu i organizacji, zawody były bardzo dobre, odpowiadał za nie Michał Gutt, trener kartingu. Mierzyłem się tutaj z najlepszymi zawodnikami z Wrocławia. Pojawili się też inni, mocni kierowcy. Niektórzy przyjeżdżali na te zawody choćby z Łodzi…
SW: Jeśli chodzi o poziom zawodników, był on niezwykle wysoki! Z Tomkiem Bernadowskim walczę na wielu imprezach, jest świetny, gratuluje mu zwycięstwa w lidze Pitlane. Szczepan także należy do bardzo szybkich oponentów. Na miejscu był również Artur Pel – wielokrotny mistrz Polski, co idealnie podsumowuje stawkę tych zawodów. A co do organizacji, była to dopiero pierwsza edycja, wszystko szło naprawdę sprawnie i w pełni profesjonalny sposób.
SP: Każdy kierowca musi jeździć jak najwięcej… Wykorzystywać każdy kilometr, zarówno ten wyścigowy, jak i treningowy. Dlatego zdecydowałem się wystartować. Liga kartingowa Pitlane była naprawdę blisko. zwykle starty w porządnych zawodach wymagają dłuższej, często zagranicznej podróży. Zaś tutaj mogliśmy zmierzyć się ze sobą dosłownie w samym centrum Wrocławia. Organizacja wypadła świetnie, a obsługa toru spisała się wzorowo. Na miejscu pojawiła się dosłownie cała śmietanka, najlepsi zawodnicy. Mocna stawka. Widać było, iż każdy błąd miał tu spore konsekwencje, rywale wykorzystywali każde potknięcie.
Kartingowa batalia
RR: Która z rund była dla Was najlepsza? Czy mieliście jakieś manewry i sytuacje, z których byliście wyjątkowo zadowoleni? Coś mocniej zapadło Wam w pamięci?
TB: Zdecydowanie najlepsza była trzecia runda, konkretnie jej finałowy wyścig. Ruszałem z pole position, ale straciłem prowadzenie na pierwszym zakręcie. Wyprzedził mnie Artur Pel. Na trzecim „kółku” odzyskałem pozycję. To był manewr, z którego byłem naprawdę dumny. Artur jest w końcu mistrzem świata w kategorii Masters. To spore osiągnięcie i duża radość, kiedy można wyprzedzić kogoś takiego, tak utytułowanego i… doświadczonego zawodnika.
SW: Sądzę, iż był to finałowy wyścig… Decydował on o ostatecznym kształcie klasyfikacji generalnej całej Ligi, walczyłem do drugie miejsce w tabeli. Ostatecznie udało mi się zdobyć drugie miejsce w wyścigu i dowieźć „srebro”. Starałem się zachować chłodną głowę, pełną koncentrację, mądrze zarządzać tempem. Ciężko jest mi wskazać moje najlepsze manewry, jestem zadowolony z „pit stopów”, bo to właśnie dzięki nim zaliczyłem sporo wyprzedzeń.
SP: Pierwszy wyścig był zdecydowanie moim najlepszym. Czułem, iż mam tam genialne tempo, iż wypracowałem sobie przewagę nad rywalami. Przejechałem mocną „czasówkę”, gdzie też byłem szybszy od swoich kolegów. Niestety, nie udało mi się wygrać, zająłem bodajże czwarte miejsce. Wtedy mocno zaskoczyło mnie działanie świateł na pit stopach. Niemniej jednak, po prostu frunąłem po torze. Szkoda, iż nie udało się tego wykorzystać.
Taktyka i spryt
RR: Kluczowym punktem każdego z wyścigów były obligatoryjne zjazdy na… „pit stopy”. Wprowadziły one nieco pikanterii do rywalizacji, zmusiły też do myślenia, analizowania sytuacji. Jaki był Wasz plan na konieczne wizyty w alei serwisowej?
TB: Jeśli chodzi o same pit stopy, zatrzymywałem się tuż za linią wjazdową. Dzięki temu po zapaleniu się zielonego światła mogłem wyjechać na prostą startową mocno napędzony. Nie miałem żadnej, ustalonej taktyki. Wszystko zależało od przebiegu wyścigu. Gdy ktoś przede mną blokował, zjeżdżałem aby „podciąć” oponenta. A kiedy się broniłem, zjeżdżałem do pit stopu maksymalnie jedno okrążenie za swoim głównym rywalem, żeby zachować pozycje.
SW: Trzeba było naprawdę sporo myśleć, analizować… Z uwagą obserwować sytuację na torze, szukać odpowiedniego momentu. Czasami to były bardzo trudne, wręcz ryzykowne decyzje. Wyjazd za wolniejszym zawodnikiem powodował stratę kilku sekund, a te były tu niezwykle cenne. Myślę jednak, iż poradziłem sobie z tym zadaniem naprawdę wzorowo.
SP: Tu wszystko zależało od sytuacji na torze, przebiegu rundy. Na każdej z nich wyglądało to zupełnie inaczej. W pierwszym wyścigu zjeżdżałem bardzo szybko, zatrzymywałem się wręcz taśmowo. A na ostatnim zostawiłem swoje pit stopy praktycznie na koniec sprintu… W takich sytuacjach ważna jest taktyka. Ale nie można wybrać jej przed startem, a potem trzymać się jej tak twardo. Trzeba było reagować, i gwałtownie podejmować najważniejsze decyzje.
Emocje prosto z… gniazdka
RR: Jak jeździło się Wam… elektrycznymi kartami? Jak oceniacie ich zachowanie? Czy uważacie, iż taka forma rywalizacji może być alternatywą dla „spalinówek”?
TB: Jeździło się naprawdę bardzo dobrze. Szczególnie na najmocniejszym, czwartym biegu. Nie brakowało tam mocy, to ułatwiało rywalizację. Gokarty elektryczne zachowują się dość podobnie do swoich spalinowych odpowiedników, choć nieco różnią się stylem jazdy. Jestem pewien, iż niebawem będzie ich coraz więcej, na pewno będą gościć na światowej arenie.
SW: Uważam, iż tak! Karty elektryczne pozwalają na znacznie bardziej wyrównaną jazdę, z zasady są nieco bardziej sprawiedliwe, zwłaszcza jeżeli chodzi o wykręcane czasy. Trzeba jednak jeździć nimi delikatnie inaczej – są odrobinę cięższe, generują lepszą przyczepność. Sam musiałem na początku trochę się do tego przyzwyczaić i dostosować swój styl jazdy.
SP: Było to dla mnie coś nowego, świetne, nieznane wcześniej uczucie. Oczywiście, trzeba było odrobinę zmienić swój styl jazdy, dostosować się do specyfiki elektrycznego kartingu. Bardzo podobał mi się system „KERS” – dodatkowe doładowanie na kilka sekund każdego okrążenia. Mogliśmy je wykorzystać w dwóch rundach. Otrzymaliśmy narzędzie do jeszcze lepszej walki, trzeba było wybrać odpowiednią chwilę na wciśnięcie przycisku. Łatwiej było o zbudowanie przewagi, jednak w bezpośredniej walce trzeba było mieć się na baczności.
Dziś karting, jutro…
RR: Wejdźmy na chwilę w strefę marzeń. Jesteście młodymi zawodnikami, przed Wami dosłownie cała kariera. Do czego dążycie? Gdzie chcielibyście się znaleźć?
TB: Moje motorsportowe marzenie to oczywiście Formuła 1, chciałbym podpisać kontrakt z Red Bullem lub Ferrari, to moje ulubione zespoły, którym kibicuję. Wiem, iż czeka mnie… długa droga do realizacji takich marzeń. Na razie dążę do tego, żeby zostać kartingowym mistrzem świata w kategorii Junior, następnie w kategorii ogólnej. To będzie pierwszy krok.
SW: Teraz chcę skupić się na kolejnych zawodach, chętnie wezmę także udział w kolejnej edycji Ligi Pitlane. Chcę jeździć możliwie jak najwięcej, zdobywać doświadczenie, osiągać kolejne sukcesy. Skupiam się na czempionacie SWS. A co do sfery marzeń, myślę iż tak jak większość, chciałbym dostać się do Formuły 1. Naprawdę uważam, iż jest to możliwe. Wszystko zależy od mojego rozwoju, najważniejsze jest też wsparcie ewentualnych sponsorów. Co do elektrycznego kartingu, cieszę się, iż mamy tor Pitlane we Wrocławiu. W następnym sezonie planujemy wyjazd na Mistrzostwa Szwecji, w których startuje się na „elektrykach”. Mamy więc możliwość profesjonalnego treningu, przygotowania się do walki na zawodach.
SP: Marzenie każdego kierowcy kartingowego jest proste – kierunek F1. Nie można nigdy mówić „nie”, ale wiem jak trudne to zadanie. Zwłaszcza przebijając się w naszym kraju. Jednak odpowiadając na pytanie – Formuła 1 lub Porsche Supercup. I będę szczęśliwy… Marzeniom trzeba pomagać. Dlatego ciężko pracuję na swój sukces, staram się zarówno podczas treningów, jak i na samych wyścigach. Wierzę, iż to zaprocentuje. Mam nadzieję, iż kiedyś pojawią się sponsorzy. Ktoś kto wyciągnie pomocną dłoń i uwierzy w mój talent.
Prąd jest z nami!
Premierowa edycja Ligi Kartingowej Pitlane składała się z czterech rund. Każdy z wyścigów poprzedzały krótkie treningi oraz kwalifikacje, które decydowały o podziale zawodników w biegach finałowych i pozycjach na starcie. Aby dodać nieco więcej pikanterii, opiekunowie zawodów wprowadzali liczne urozmaicenia – modyfikując nitkę toru czy format „czasówki”. Języczkiem u wagi były obligatoryjne… pit stopy. W zależności od danej rundy, zawodnicy musieli wykonać kilka obowiązkowych, krótkich postojów w specjalnej „alei serwisowej”. Zadbano też o kartingowe „ABC” i sprawiedliwą rywalizację. Wózki były doważane, zaś po każdym starcie sędziowie kontrolowali wagę kierowców. Aby nie doszło do ewentualnych oskarżeń o przewagę sprzętową, zawodnicy losowali swoje maszyny przed każdą z sesji.
Tomek Bernadowski zdominował „generalkę” pierwszej edycji. Młody zawodnik wziął udział w trzech wyścigach, wygrywając… każdy z nich! Ostatecznie na swoje konto zapisał aż 49 punktów. Szymon Węgrzyn i Szczepan Pudlik zgromadzili po 42 „oczka”, zatem o kształcie tabeli decydowały… zapisy regulaminu. Ostatecznie to Węgrzyn wywalczył srebrny medal, spychając Pudlika na trzecią pozycję. Zaraz za podium uplasował się kartingowy weteran, Artur Pel. Wielokrotny czempion Mistrzostw Polski ukończył zmagania z 38 punktami. Jak widać, o kartingowy narybek i motorsportowe, wyścigowe talenty możemy być spokojni…
Komplet informacji o Pitlane Wrocław znajdziecie na oficjalnej stronie internetowej obiektu. Po więcej wieści ze świata kartingu, również amatorskiego, zapraszamy na rallyandrace.pl.
W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!