Dramat lidera Unii Tarnów! Czeka go przerwa

speedwaynews.pl 1 dzień temu

To były wyjątkowo trudne dni dla Timo Lahtiego. W czwartek, podczas zawodów żużlowych w Danii, zawodnik Unii Tarnów zaliczył groźny upadek już w swoim pierwszym biegu. Trafił do szpitala, gdzie postawiono diagnozę: zwichnięcie prawego barku. Jeszcze tego samego dnia bark został nastawiony, ale dalszy udział w rywalizacji stanął pod dużym znakiem zapytania.

Mimo wszystko Lahti postanowił spróbować pomóc swojej drużynie w meczu przeciwko Texom Stali Rzeszów. Wziął udział w porannej fizjoterapii, a następnie przejechał próbę toru.

Po konsultacjach i porannej fizjoterapii czułem się dobrze podczas próby toru, bez większego bólu, więc zdecydowałem się na start – napisał na swoich profilach społecznościowych.

Pierwszy wyścig zakończył na czwartej pozycji, jednak na torze było widać ogromną wolę walki. Niestety podczas przygotowania do drugiego startu doszło do dramatycznego incydentu – bark ponownie wyskoczył ze stawu. Lahti natychmiast został wycofany z dalszego udziału w meczu.

To był koniec. Bark znów wypadł i nie było już mowy o dalszym ściganiu – przyznał z żalem.

Zgodnie z informacjami przekazanymi przez samego zawodnika, jego przerwa w startach potrwa co najmniej dwa tygodnie. Największym ciosem dla Fina jest jednak konieczność wycofania się z SEC Challenge, który odbędzie się już w sobotę. Dla Lahtiego był to najważniejszy cel indywidualny na ten sezon.

Nie żałuję decyzji o starcie. Gdybym znów czuł się tak, jak dziś, zrobiłbym to ponownie – podsumował Lahti.

Zawodnika zabraknie na pewno w meczu Unia Tarnów – Hunters PSŻ Poznań. Niepewny jest jego występ także w kolejnych spotkaniach Metalkas 2. Ekstraligi, które tarnowianie rozegrają 14 i 15 czerwca przeciwko Moonfin Malesie Ostrów Wielkopolski (dom) oraz Abramczyk Polonii Bydgoszcz (wyjazd).

Zespół Unii Tarnów czeka teraz wyjątkowo intensywny miesiąc – w czerwcu zaplanowano aż sześć ligowych spotkań, a brak lidera formacji może znacząco wpłynąć na wyniki drużyny.

Timo Lahti – fot. Sebastian Siedlik
Timo Lahti
Idź do oryginalnego materiału