Dakar 2024: rzut oka wstecz

9 miesięcy temu

Dakar 2024 już zdecydowanie za nami. Wciąż jednak warto o nim rozmawiać, gdyż był jedną z najciekawszych edycji tej imprezy od lat. Ciekawą z wielu względów: sportowych, technicznych, kontrowersji…

Niezawodne dwa kółka

Słówko o samej rywalizacji. Jak na pewno wiecie wśród motocykli wygrał Ricky Brabec i był to, zgodnie z przypuszczeniami, jeden z najbardziej wyrównanych rajdów. W motocyklach Dakar z resztą zawsze ma bardzo równą stawkę, ale 2024 był chyba rekordowy.

W tym roku to Brabec uniknął problemów i najrozsądniej dysponował tempem. Niemniej po ponad 4 tysiącach kilometrów odcinków specjalnych pierwsza dziesiątka zmieściła się w godzinie, a podium w kwadransie. Tuż za połową trasy, po siódmym etapie, liderów dzieliła tylko jedna sekunda! To mówi chyba dobrze, jak było ciasno.

Zwycięstwo planowane

Jednak to wśród samochodów działy się najważniejsze rzeczy. Po pierwsze słaby występ Nassera Al-Attiyah. adekwatnie nie jego, ale jego sprzętu. Dawno nie widziałem Nassera tak sfrustrowanego. Otwarcie mówił o popełnieniu kilku błędów w przygotowaniach. Błędów organizacyjnych, na które już więcej nie pozwoli. Czy to, iż nie był oficjalnie w teamie ProDrive miało wpływ? Być może, ale z projektu Nasser się nie wycofał i już za rok wystartuje w pojeździe marki Dacia.

Wygrało Audi. Wygrało na zakończenie swojego programu startów. Do zwycięstwa poprowadził ich Carlos Sainz. Sainz jeździ… jak szatan, moim zdaniem. Tak to wygląda przynajmniej. U Hiszpana nie ma cackania się, tylko wóz, albo przewóz. Być może go nie doceniam i dobrze wie co robi, a także oszczędza sprzęt kiedy trzeba, ale ujęcia z jego jazdy mówią zupełnie co innego. Tak więc Sainz albo kończy na dachu, albo kończy ze zwycięstwem. Tak było w tym roku, kiedy (o dziwo) jego zespołowi koledzy mieli awarie, a Carlos położył cegłę na gaz i przejechał niemal bezproblemowy rajd. Da się? Ano da.

Zwycięstwo Audi niesie ze sobą tyle dobrego, co złego. Po pierwsze przyszli i zrealizowali swoje plany. W czasie trzyletniego programu wprowadzili nowy pojazd (hybrydę, a nie elektryka jak lansują w mediach), zmodyfikowali go, poprawili i wygrali. Veni, vidi, vici! Skoro tak, to po co wracać? W wykonaniu Audi zwycięstwo wydawało się zbyt łatwe, zbyt…. możliwe do zaplanowania? Nie wiem czy pamiętacie, ale lata temu nieco dopasowano regulaminy, by umożliwić Audi wejście do rywalizacji i bycie konkurencyjnym. Nie wiem, na co liczyli organizatorzy, ale na pewno tego nie dostali. Audi swoje wzięło i odeszło. Moim zdaniem na tym manewrze Dakar przejechał się podobnie jak WEC, kiedy ściągnięto wielkie fabryki robiąc im dobrze, a potem adekwatnie w ciągu roku wszystkie się pożegnały, zostawiając stawkę bez rywalizacji.

Trzeba przy tym pamiętać, iż Dacia wcale nie pojawi się w miejsce Audi. Ona pojawi się w miejsce ProDrive. To zaś oznacza, iż będą adekwatnie dwa główne zespoły w walce o tytuł. Może powoli spróbuje do nich dołączyć Ford, który coraz śmielej zaznacza swoją obecność na Dakarze. Tak, czy siak dramatu nie ma, ale obfitości też nie.

Zielono, ale może nieco bardziej rozsądnie?

A jak to będzie wyglądać w przyszłości? Organizatorzy rajdu Dakar bardzo mocno cisną w stronę „zielonego”. Niestety nie widać tych chęci po stronie uczestników. Być może wiedzą, iż jest to nierealne, niepraktyczne, a i sam koszt technologiczny byłby przeogromny? Może dlatego organizatorzy (chyba) nieco spuścili z tonu. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, iż w minionych latach wspominano o roku 2030, jako o dacie, od której wszystkie pojazdy na Dakarze będą zeroemisyjne. Cokolwiek mówiono, teraz na pewno rok 2030 ma być tym, od którego wszyscy zawodnicy będą po prostu używać paliwa niskoemisyjnego. Oznacza to, iż topowe zespołu już się de facto łapią. Ba! Dla porównania cała stawka WEC używa od kilku sezonów paliwa niskoemisyjnego, więc nie jest to wcale rygorystyczny wymóg.

Oczywiście mieliśmy w tym roku debiut projektu Mission 1000, który na dystansie (jak na Dakar, to tylko) 1000 kilometrów pozwalał sprawdzić się konstrukcjom z nowatorskimi napędami. Był więc wodór, hybrydy, elektryki. Tylko iż kategoria nie zareklamowała się zbyt dobrze. Koronnym przykładem niech będzie wypadek motocykla elektrycznego, który po prostu złamał się w pół. Rama nie wytrzymała trudów niecałego tysiąca kilometrów i ciężaru akumulatorów. Cud, iż motocykliście nic poważnego się nie stało. Wideo z tego zdarzenia możecie zobaczyć TUTAJ. Oczywiście mogło to się przytrafić każdemu, tylko… no nie pamiętam, by w jakimkolwiek spalinowym motocyklu się przydarzyło. Mało tego zawodnikom pękały ramy i spawali je w warsztatach kibiców na trasie, po czym jechali dalej. Ten motocykl po prostu się rozpadł i nie sposób pominąć przy tym, iż była to nowatorska, elektryczna konstrukcja. Sorry.

Niech o skali sukcesu Mission 1000 świadczy też fakt, iż choćby na oficjalnej stronie rajdu Dakar, ciężko znaleźć jakiekolwiek zdjęcia z przejazdu tych pojazdów po trasie. W oficjalnym dziale ze zdjęciami nie ma ich w ogóle.

Łyżka dziegciu

Jeśli chodzi o rywalizację mamy jeszcze nasz, przykry wątek wykluczenia dwóch załóg zespołu Energylandia Rally Team. Rozpisywałem się o tym wcześniej, więc już nie będę wchodził w detale, kto chce cofnie się do poprzedniego tekstu. Ze strony polskiego zespołu padło wiele gorzkich słów i sugestii. Sportowa złość jest dla mnie jak najbardziej zrozumiała. Padały zapowiedzi odwołania od decyzji itp. O ile mi wiadomo do tej pory żadne odwołanie nie wpłynęło i zakładam, iż już nie wpłynie. Z mojej perspektywy wyglądało to, jakby zespół sam przeoczył część przepisów i próbował opierać się na tym, co znał.

Jasne, regulaminy nie są proste niczym kołysanka „Wlazł kotek na płotek”. Nie są i nigdy nie były, bo sporty motorowe są sportami technicznymi. Oznacza to, iż regulaminy mają do opisania dużo skomplikowanych spraw. Niemniej jeżeli czegoś się nie jest pewnym, to lepiej tego NIE robić. Tutaj regulamin na wstępie dość jasno zaznaczał wykluczenie użycia konkretnych materiałów. najważniejsze jest jednak to, iż regulaminy są podobnie skomplikowane w każdej serii rajdowej / wyścigowej, a pomyślcie co jest w takiej F1. najważniejsze jest także to, że… są dla wszystkich takie same.

Dla mnie temat jest zamknięty i nienegocjowalny, z resztą był taki od samego początku. Straszna szkoda wyniku, który mógł przejść do historii. Teraz jednak trzeba zacisnąć zęby, przestać rozdrapywać rany i wziąć się do roboty. Operacja, której celem jest wygranie największego rajdu świata nie może sobie pozwalać na dziury w kompetencjach odnośnie znajomości regulaminów. Tylko tyle i aż tyle.

Król maratonów

Żeby nie kończyć tego podsumowania tak negatywnie, na koniec zostawiłem sobie prawdziwą gwiazdę tegorocznej edycji. Był nią etap maratoński 48H Chrono. Przypomnę tylko, iż polegał on na tym, iż pierwszego dnia zawodnicy dojeżdżali do jednego z sześciu biwaków. O 16:00 „dzwonił budzik” i zawodnik musiał stanąć w pierwszym biwaku, jaki napotka. Na samych biwakach warunki były bardzo spartańskie, a atmosfera niczym na obozie harcerskim, z zawodnikami siedzącymi wspólnie przy ognisku i gadającymi o rajdzie. Zawodnikami, których często wcześniej w ogóle nie znali. Wszystko dlatego, iż cała stawka podzieliła się na sześć mniejszych biwaków, więc wszyscy spędzali noc w dużo skromniejszym gronie.

Dochodzi jeszcze aspekt sportowy. Przecież nikt nie wiedział, gdzie są jego rywale, skoro nie ma ich na tym samym biwaku. Czy byli szybsi i dojechali do kolejnego noclegu? A może mieli problemy i są za nami? Nie dało się tego ustalić, bo podczas maratonów nie ma kontaktu, ani pomocy od zespołu. Zawodnicy mogli się jedynie posiłkować informacjami z trasy i tym, co sami widzieli lub słyszeli od innych.

Etap spodobał się samym zawodnikom, którzy poczuli się nieco bardziej jak odkrywcy w dziczy. Nieco bardziej jak podczas pierwszych Dakarów, w których chodziło choćby bardziej o przygodę, niż rywalizację. Podobał się zawodnikom, a w wyniku tego podobał się także fanom. Był okres niepewności jak wyglądają wyniki, gdzie kto jest i nie sposób było się dowiedzieć przed ukończeniem całego etapu 48H Chrono. Można było jedynie próbować oszacować. Moim zdaniem ta część Dakaru 2024 była naprawdę świetna i chciałbym widzieć podobne etapy w kolejnych edycjach, a kto wie – może choćby po dwa takie maratony na jeden rajd?

Relacja, ale taka na niby

No dobra, jednak zakończę negatywnie. Niestety nie mogę w tym podsumowaniu pominąć zachowania kanału Eurosport, który jest głównym dostarczycielem wrażeń z Dakaru w Polsce. Na Eurosporcie śledzę Dakar od lat, często dodawane są przez Grzegorza Gaca i spółkę smaczki w postaci wywiadów z polskimi zawodnikami itp. Niestety od zawsze relacje z Dakaru były traktowane gorzej i kiedy w trakcie rajdu rozpoczynał się turniej snookera, faceci popychający kulki patykiem mieli pierwszeństwo. Oznaczało to, iż jeżeli ich mecz (czy jak to się tam nazywa) przedłużył się z 2h na 4, to relacja z Dakaru zamiast być jak zwykle o 23:00, zaczynała się o 1:00. Godzina nie do przyjęcia dla ludzi normalnie wstających do pracy.

Sytuację nieco ratował Eurosport Player, gdzie mogłem z rana obejrzeć sobie nagrany odcinek z nocy. Jednak od bodaj zeszłego roku zaczął się niepokojący trend traktowania relacji z Dakaru jako niechcianego dziecka na antenie. Otóż jeżeli poprzednia relacja się przedłużyła, a potem zaczynała się kolejna „niezwykle ważna”, to… relacji z Dakaru nie było w ogóle. Tak! Czekaliście np. do 1:00 w nocy, a potem nagle… wchodziła powtórka nagranych zawodów typu slalom gigant w Alpach. Nie dało się też rano obejrzeć nagrania, bo przecież nic nie pokazano.

W tym roku Eurosport jednak pokazał swoją bezczelność w jakiejś niewyobrażalnej formie, a także to, jak traktuje kibiców Dakaru i gdzie widzi miejsce relacji z imprezy. Otóż nie było relacji z bodaj 3-4 odcinków. Tak – 1/3 rajdu nie pokazano W OGÓLE. Najważniejszej imprezy w kalendarzu Mistrzostw Świata Cross-Country, imprezy na którą kibice i zawodnicy czekają cały rok. Żadnej informacji, przeprosin, wyjaśnienia NIC. Były próby robienia jakiegoś studia Dakar, które było porywające jak ruchy płyt tektonicznych, a prowadzący pasował tam jak… no, niezbyt. Grzegorz Gac ogrywał rolę gościa/eksperta i szczerze mówiąc też nie wyglądał, jakby czuł się w niej komfortowo. Generalnie słabizna. Jako iż wykupiłem na miesiąc player.pl specjalnie by oglądać Dakar, a 1/3 w ogóle nie pokazano, pewnie więcej tego błędu nie popełnię. Bardzo dobre i rozbudowane relacje są już na oficjalnej stronie Rajdu Dakar. jeżeli dla kogoś język nie jest przeszkodą, to tam chociaż regularnie znajdzie wszystkie informacje i te same ładne obrazki, co pokazywane na antenie wspomnianej stacji. Także muszę Eurosportowi oficjalnie podziękować, bo wcześniej o relacjach na oficjalnej stronie nie wiedziałem, a teraz zostałem zmuszony i odkryłem je na nowo.

Jednak sam Dakar 2024 był naprawdę udany i pozostaje czekać na debiut auta Prodrive, o przepraszam, Dacia oraz dalszy rozwój rywalizacji!

Idź do oryginalnego materiału