Żużel. Widziane zza Odry. O gościach w Ray-Banach i 37 procentach (FELIETON)

4 godzin temu

W Rydze kibicom Bartka Zmarzlika wszystko szło zgodnie z planem do biegu finałowego, w którym to „cichociemny”, bo jakieś takie wrażenie swoją osobowością Brady Kurtz na mnie sprawia, odrobił sześć z dziewięciu punktów straty do Bartka Zmarzlka. Przed nami dwie ostatnie rundy zmagań o koronę mistrza świata, trzy punkty różnicy pomiędzy najlepszymi zawodnikami i wszystko wskazuje na to, iż dopiero w duńskim Vojens poznamy tegorocznego mistrza globu. Jedno nie ulega dyskusji. Dobrze się stało, iż mamy w cyklu tego Kurtza, bo w końcu, po paru latach „posuchy” znalazł się ktoś, kto mało gada, a dużo na torze robi i – co najważniejsze – nad wyraz skutecznie.

Przed sezonem mało kto stawiał przecież na to, iż debiutant cyklu nie dość, iż zdobędzie medal, a tak się stanie, to jeszcze na dodatek do końca będzie liczył się w walce o mistrzowską koronę. Mnie zastanawia jedno. Czy końcem sierpnia wrocławski Olimpijski będzie miał na sobie więcej szalików biało-czerwonych czy może zielono-złotych? Biorąc pod uwagę fakt, iż w Manchesterze wygrał Polak, a w Gorzowie Australijczyk, to należałoby postawić tym razem na triumf Bartka we Wrocławiu. Co ciekawe, do Europy zmierza powoli rodzina Brady’ego Kurtza, aby osobiście dopingować go w decydujących starciach.

Żużel. Tor we Wrocławiu pomoże rywalowi Zmarzlika? interesująca odpowiedź Kurtza! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Co z Thomsenem w Stali Gorzów? „Wszystko w jego rękach” – PoBandzie – Portal Sportowy

Zaległości ligowe w najzabawniejszej lidze świata odrobione. Bez niespodzianek. Częstochowa poległa u siebie z Toruniem, a Rybnik nie sprostał Grudziądzowi i na nic w tym ostatnim przypadku zdał się „desant Pedersena” kosztem Czogunowa. Pedersen „trójki” nie przywiózł i nie pobił w niedzielę legendarnego Andrzeja Huszczy w kwestii wieku, w którym zawodnik wygrywa bieg w najwyższej klasie rozgrywkowej.

W Rybniku jeszcze ciekawiej aniżeli podczas zmagań „lewoskrętnych” było jednak na piątkowym, przedmeczowym spotkaniu przedstawicieli klubu z kibicami. Otóż przybyli na nie oczywiście kibice, jak i dwaj panowie w „ray-banach”, czyli prezes klubu ROW Mrozek Rybnik oraz jego podopieczny w postaci spadkobiercy Mickiewicza, czyli mówiącego niemal wierszem, Maksyma Drabika. Ostatni z wymienionych na pewne pytanie od rybnickiego spikera, kibica, dziennikarza w jednym Wacława Troszki odpowiedział pytaniem… kim w ogóle zadający je jest i co do tej pory zrobił dla sportu żużlowego. Taki scenariusz spotkania mi doniesiono i nie sposób nie wierzyć.

Co jeszcze lepsze, po tym jak pytanie padło, serce ROW Rybnik, Pan Krzysztof, oznajmił, iż to spotkanie dla kibiców, a nie dziennikarzy. Mi jakoś się wydaje, iż każdy dziennikarz to kibic tej dyscypliny, ale z kolei nie każdy kibic bierze się za pisanie. Panie Drabik, ścigać się Pan bez wątpienia umie, wysławiać niczym retor z krwi i kości, a jakże, ale szacunku do starszych widocznie Pana nie nauczono lub w tak zacnym klubie niestety gwałtownie oduczono. Ci, którzy przyszli na spotkanie mają prawo odpowiedzi usłyszeć, a nie być rozliczani przez Pana – bo niby z jakiej „paki” – co i kiedy dla żużla w Rybniku zrobili. Chciał być Pan prawdopodobnie oryginalny, a dla wielu obecnych okazał się Pan li wyłącznie clownem, starającym się dorównać „mądrościami” szefowi rybnickiego klubu. Swoją drogą gdybym był spikerem i świadczył usługi dla klubu X i jednocześnie został wystawiony przez lewoskrętnego na pośmiewisko przy „aplauzie” prezesa, to chyba dałbym sobie spokój ze świadczeniem usług, ale to już osobista decyzja Szanownego Pana Wacława Troszki.

Jedno nie ulega wątpliwości. Młody Drabik stylem bycia i traktowania kibiców pokazuje, że, co patrząc na inteligencję nie dziwi, gwałtownie pobiera nauki od „najlepszych” w tym fachu. Jedyna dobra wiadomość z piątkowego spotkania to ta, iż pan Krzysztof ogłosił niczym Stalin marsz na Berlin, iż zamierza sprawę utrzymania ogarnąć w pierwszym dwumeczu fazy play-down. Daj Ci Panie Boże… bo Rybnik na ekstraligę zasługuje.

I na koniec, bo nie może być inaczej, sprawa Daniela Kaczmarka, a raczej prośba o dalszą pomoc w zbieraniu środków na leczenie dla tego byłego już, niestety, zawodnika. Na zbiórce założonej przez rodzinę zawodnika mamy w tej chwili 37 procent, tak więc do kompletu brakuje jeszcze blisko 63. Z dnia na dzień niestety zainteresowanie jest coraz mniejsze. Poniekąd to naturalne. Najgłośniej jest zawsze na początku. Wtedy wszyscy spieszą z obiecaną pomocą, niemal na złamanie karku. Później pamięć i chęć pomocy systematycznie znika. My na naszych łamach systematycznie staramy się ostatnio publikować filmiki od osób ze środowiska po to, aby o zbiórce przypominać. Ilu nam filmiki obiecało? Wielu, bardzo wielu. Ilu dosłało? Możecie sprawdzić na naszym fanpage’u sami. Bardzo niewielu. A to doślę później, a to czasu brak itd.

Rozśmieszyła mnie ostatnio historia, jak to jeden z zawodników dał swój stary kevlar do pozszywania, aby oddać go na licytację dla Daniela. Naprawdę „mocna” pomoc. Oddaję kevlar, ktoś wylicytuje, zapłaci na Daniela. Ja angażować finansowo się nie muszę. A gdyby tak Panowie żużlowcy jeden z Was miałby „cojones” i publicznie powiedział: „oddaję jeden punkt na Daniela” i zachęcił resztę w cudzysłowie „kolegów”, bo przecież na torze ich nie ma, do podobnego zachowania? Biorąc pod uwagę Wasze stawki, te brakujące 63 procent uzbierałoby się w jedną niedzielę i tyle. A zapomniałem, Wy już raz w tym roku solidarnie oddawaliście na Taia i słabo Wam to wyszło poza reklamą podczas transmisji jacy to będziecie hojni i dobroduszni. Dobrodusznych policzono na palcach jednej ręki ponoć. Niestety środowisko wygląda tak, iż większość z zawodników patrzy tylko na siebie i danie czegoś komuś, ot tak od siebie jest przypadkiem bardzo rzadkim. Tym, którzy będą produkowali się w komentarzach czy jako dziennikarze coś od siebie daliśmy odpowiadam. Nie zarabiamy tyle, co zawodnicy, ale swoje wpłaciliśmy.

Jedyny plus tegorocznego nieszczęścia Kaczmarka czy Woffindena jest taki, iż coraz więcej lewoskrętnych zaczyna myśleć i działać w kwestii dodatkowych ubezpieczeń. Nie poprzestają na tym podstawowym, nieodzownym, do tego, aby dostać co roku „aktywne” pozwolenie na ściganie w postaci licencji. Szukają rozwiązań dodatkowych na wypadek W, którego nikomu z lewoskrętnych nie życzę. Jak historia pokazuje, warto w takich momentach mieć zabezpieczenie, bo na pomoc można liczyć ale głównie w pierwszych dniach po tragedii. Później niestety „show must go on”.

Gdyby „najlepsza” liga świata miała, niczym biedni Anglicy, fundację pomocową z prawdziwego zdarzenia pisanie i apelowanie o pomoc być może nie byłoby konieczne. Problem taki, iż o działaniu fundacji wielu pisze od lat, ale nikt z tym nic nie robi. Wszyscy żyją tym co dziś, nikt nie myśli, co może wydarzyć się jutro.

Teraz będzie ciekawostka. Różne plotki krążą po żużlowym świecie. Działacze klubów tak się wzajemnie lubią, iż ostatnio zadzwonił jeden z prezesów zaniepokojony kolejnym, chyba już piątym, remisem w tym sezonie PSŻ-u Poznań. Powiedzieliśmy, sprawdzamy. Swoje dojścia mamy. Ni mniej, ni więcej okazuje się, iż pomimo atrakcyjnych kursów nikt „na remisy” w Metalkas grubo nie gra. Ot i tyle. Sport, a nie kursy bukmacherskie górą.

Żużel. Są chętni na stanowisko prezesa w Tarnowie! Niebawem poznamy nazwisko! – PoBandzie – Portal Sportowy

I na koniec Tarnów. Nie zaległa tam cisza, to pozytywne. Dowodzący klubem podczas poszukiwania nowego prezesa spłacają zobowiązania. Jak nas poinformowano, jeden z liderów może się pochwalić wpływem 25 tysięcy na konto, a drugi dostał 20. Ni to śmieszne, ni to smutne, aczkolwiek zrozumiałe, biorąc pod uwagę doniesienia, iż w rozdziale środków udział bierze główny wierzyciel klubu. To też nic dziwnego, iż ci, którzy kasę pożyczają chcą jak najszybciej ją odzyskać z interesu, który okazał się mocno niepewny. Panowie Lahti i Zagar czekają z kolei w tej chwili na rozwiązanie swoich kontraktów do momentu, kiedy to łaskawie na wielogodzinnych naradach pojawi się cała Komisja Orzekająca Ligi. Czyli Pani Stasia wróci z zakupów, pan Heniek przykładowo z ryb. Do momentu rozstrzygnięcia muszą jak te „barany” wypełniać kontrakt i taki to mamy profesjonalizm w polskim żużlu. Sprawdzenie bowiem czy na konto X wpłynęła kwota Y za wystawioną fakturę wymaga posiedzenia sztabu ludzi, jak domniemuję, orzekających społecznie. Takie czasy.

Idź do oryginalnego materiału