Żużel. Walczy, aby Łaguta i Sajfutdinow wrócili do GP. Wcześniej był mechanikiem Gerharda (WYWIAD)

1 dzień temu

Niedawno żużlową część internetu obiegła petycja dotycząca powrotu Artioma Łaguty i Emila Sajfutdinowa do cyklu Grand Prix. Jej pomysłodawcą jest nie kto inny, jak Rolf Majaranta, który ponad dekadę swojego życia spędził w teamie najsłynniejszego żużlowca ze Szwajcarii, Marcela Gerharda. O zorganizowaniu pospolitego ruszenia dla atrakcyjności zmagań o indywidualne mistrzostwo świata i karierze Gerharda w poniższej rozmowie.

Rolf, zanim przejdziemy do starych żużlowych czasów, powiedz proszę skąd pomysł na „akcję” przywrócenia Artioma Łaguty i Emila Sajfutdinowa do Grand Prix i czy jesteś zawiedzony faktem, iż po raz kolejny ich zabraknie?

Idea, aby zrobić taką akcję powstała tak naprawdę bardzo spontaniczne po rozmowie z jednym z angielskich fanów żużla. W ciągu paru dni naszą petycję poparło blisko 1800 kibiców czarnego sportu. Napisaliśmy zatem później bezpośrednio do prezydenta FIM, Jorge Viegasa. Dostaliśmy dyplomatyczną opowiedz odnośnie „dzikich kart” na sezon 2025. Jak zaczęliśmy prosić o jasną odpowiedź, to odpisano nam, iż nie będzie z nami nikt dyskutował. Uważam, iż dla dobra dyscypliny obaj wspomniani zawodnicy powinni startować w cyklu Grand Prix, co sprawiłoby, iż cykl byłby atrakcyjniejszy. W innych dyscyplinach dopuszczono Rosjan, FIM niestety nie chce tego zrobić. Obaj przed wybuchem wojny mieszkali już w Polsce i nigdzie z powrotem do Rosji się nie wybierali, ani nie wybierają. Za ich powrotem są między innymi Nicki Pedersen czy Erik Gundersen. Erik twierdzi, iż na całej tej sytuacji cierpi żużel i taka jest prawda. Polityki ze sportem mieszać się nie powinno. Niedawno duńska federacja robiła problemy z dopuszczeniem Gleba Czugunowa. Ostatecznie zrezygnowali ze swojego pomysłu. Dziwi mnie ostatnia wypowiedz prezesa PZM Michała Sikory, który chyba najbardziej blokuje ich powrót. Oni nie powinni startować pod polską flagą, ale neutralną. Póki co, jest jak jest i możemy tylko żałować, iż na tym wszystkim traci sam żużel.

Żużel. Specjalna petycja! Chcą przywrócenia Łaguty i Sajfutdinowa do GP! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Jego też chciał skusić ROW! Żegna się z klubem – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Mało kto wie, iż za obroną wyżej wspomnianych zawodników stoi nie kto inny, jak były menadżer najlepszego szwajcarskiego zawodnika, Marcela Gerharda.

Zgadza się. Znam Marcela od drugiej klasy szkoły średniej. To dzięki niemu wszedłem przed laty do tego sportu. Najpierw był motocross, później wyścigi szosowe, a na końcu żużel. Byłem na żużlu w 1977 roku w Londynie, na Hackney, i od razu w tym sporcie się zakochałem. W 1978 roku Marcel nawiązał kontakt ze słynnym Otto Lantenhammerem, a dwa lata później zaczął swoją przygodę z żużlem.

Marcel przez prawie dekadę był blisko mistrzostwa na długim torze. Sztuka ta udała mu się jednak dopiero w 1992 roku.

Marcel zawsze dysponował szybkim sprzętem. Od początku swojej kariery był bardzo dobrym zawodnikiem, ale zawsze, jak wspominasz słusznie, coś nie wychodziło. W 1986 roku gdyby nie problemy z oponą w ostatnim biegu Marcel wywalczyłby srebrny medal. W barażu o srebro po czterech okrążeniach walki uległ Peterowi Collinsowi. Myślę, iż swoje też w jego karierze odegrały liczne kontuzje i fakt, iż w tym sporcie musi też sprzyjać szczęście. Tego parę razy zabrakło. Rok przed zdobyciem upragnionego tytułu to o Marcelu właśnie mówił Ivan Mauger jako o zawodniku, który w końcu dopnie swego i stanie niedługo na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata. Przewidział to, co stało się parę miesięcy później.

Gerhard był zawodnikiem, który jako jeden z pierwszych wprowadzał do swoich motocykli wiele nowinek technicznych…

Miał tę przewagę, iż oprócz chęci do ścigania i talentu miał zamiłowanie do mechaniki. Miał kierunkowe wykształcenie. Jak w 1981 u Otto Lantenhammera pojawił się silnik GM, to właśnie Marcel miał „zielone światło” od słynnego tunera, aby na nim eksperymentować choćby z „krzywkami” i sprawić, aby w końcu stał się mocno konkurencyjny dla Weslake. Trzeba sobie jasno powiedzieć, iż gdyby nie praca Marcela nad silnikami GM to Egon Muller w Norden nie byłby mistrzem świata.

Na czym polegała dokładnie Twoja praca w teamie Marcela Gerharda?

Byłem odpowiedzialny za dbanie o przygotowywanie materiałów prasowych, jak i o umowy startowe Marcela.

Gerhard jako jeden z pierwszych „długotorowych” zawodników stawiał na profesjonalne funkcjonowanie teamu.

Można powiedzieć, iż cechowała nas szwajcarska precyzja (śmiech-dop.red.). Przez wiele lat mieliśmy na zawodach dwa motocykle i mechanika. Często na mistrzowskich zawodach pomagali mu byli żużlowcy, jak choćby Jiri Stancl podczas zawodów w Mariańskich Łaźniach. W finale w 1992 roku Marcel dysponował profesjonalnym zespołem mechaników i trzema motocyklami gotowymi do jazdy.

Jak trudno było pozyskiwać wtedy sponsorów dla szwajcarskiego żużlowca odnoszącego sukcesy na długim torze?

Na pewno podchodziliśmy do tego tematu bardzo profesjonalnie, ale jak i teraz, tak i wtedy ich pozyskanie na pewno nie było łatwe. Należy pamiętać jednak, iż to właśnie Marcela przez dwa lata sponsorował taki koncern jak Pepsi-Cola, co było rzadkością.

Żużel. Chcieli dać Łagucie dziką kartę na GP! To on stanął na drodze – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Dużo się mówi o tym, iż przed czterema dekadami można było na długim torze całkiem nieźle zarobić.

To prawda. Wtedy były jeszcze inne „żużlowo” czasy i długi tor cieszył się zainteresowaniem. Mistrz świata mógł wtedy skasować za start do 4000 marek niemieckich, a wyobraź sobie był okres, kiedy wygrany zawodów na torze w Herxheim otrzymywał w nagrodę Opla.

Które zawody Marcela utkwiły Ci najbardziej w pamięci?

Na pewno mistrzostwa świata w Pfarrkirchen w 1986 roku i baraż o srebrny medal z Peterem Collinsem. W 1983 roku na torze w Scheessel Gerhard stoczył fantastyczny pojedynek z Shawnem Moranem, a w półfinale w roku 1993 miał doskonały bieg, który ostatecznie wygrał, z nieżyjącym już niestety Simonem Wiggiem.

Największa porażka, którą razem przeżyliście?

Na pewno rok 1990 i Herxheim. Marcel obok Lauscha, Wigga i Karla Maiera był najszybszy. Niestety jeden bieg był powtarzany trzy razy i w ostatniej powtórce „padł” nam najlepszy silnik. Skończyło się wtedy na najgorszym dla wszystkich sportowca czwartym miejscu.

A historie, które najbardziej zapadły w pamięci?

Na pewno sezon 1991. Wtedy po czwartym miejscu w finale rozegranym w Mariańskich Łaźniach nawiązałem kontakt z Donem Goddenem. Obie strony były zainteresowane współpracą. Godden chciał ją rozpocząć od kolejnego sezonu. Byliśmy na tyle „zdesperowani”, iż polecieliśmy samolotem do Anglii i z sinikiem Goddena jako bagażem podręcznym wróciliśmy do Szwajcarii. Druga nietypowa historia to z kolei rok 1990. Byliśmy zaproszeni do Anglii na turniej „Ace of Aces”. Siedząc rano przy śniadaniu zobaczyliśmy stojącego faceta i wszyscy zaczęliśmy myśleć, iż skądś tą twarz już znamy. W końcu wstałem, podszedłem do niego i się okazało, iż to nie kto inny jak Phil Read, który w latach 70. ubiegłego wieku był najlepszy obok Saarinena i Agostiniego w wyścigach szosowych królewskiej klasy 500.

Z Marcelem Gerhardem pracowałeś do 1992 roku. Po tytule mistrzowskim odszedłeś.

Tak, ale to wynikało wyłącznie ze zmian w moim życiu prywatnym i zawodowym. Nie miałem po prostu już tyle czasu w żużel, co wcześniej.

Dzisiaj długi tor nie budzi już takiego zainteresowania jak kiedyś. Dlaczego?

Niestety. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku ten sport stał w Niemczech zupełnie w innym miejscu, aniżeli teraz. Były dobre pieniądze dla zawodników, byli kibice, a co za tym idzie byli też sponsorzy. Pamiętam czasy, kiedy Wigg, Nielsen czy Mauger w sobotę startowali w lidze angielskiej, a w niedzielę byli już na niemieckich torach. Musiało się to widoczne opłacać. Dzisiaj kibice się od tego sportu odwracają. Są inne rozrywki. Swoje robi też FIM. Na torze który ma 800 czy więcej metrów kiedyś ścigano się w sześciu, czy choćby ośmiu i tym samym było więcej „akcji”. Dziś z pięcioma zawodnikami, powiedzmy sobie szczerze, może być to po prostu nudne. Zdaniem Marcela system Grand Prix powinien być bezwzględnie zmieniony na taki, jak w zawodach lodowych. Turniej winien być wyłącznie dwudniowy. To daje perspektywę choćby większej liczby kibiców na trybunach. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, ale ja niestety widzę ją na czarno. Na pewno dla niemieckiego żużla klasycznego pozytywne jest to, co robi Landshut.

Dziękuję ze rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

REKLAMA, +18

Idź do oryginalnego materiału