Żużel. Skończyłby dziś 46 lat. Tragiczny wypadek zabrał wszystko

16 godzin temu

25 kwietnia 1979 roku to dzień, w którym urodził się brytyjski żużlowiec Lee Richardson. Dziś świętowałby zatem 46. urodziny. Tragiczny wypadek na torze sprawił jednak, iż Brytyjczyka nie ma już z nami. W tym szczególnym dniu wracamy pamięcią do tamtych wydarzeń, które zostawiły ślad w sercach całej żużlowej społeczności.

Lee Richardson pochodził z Hastings. W Polsce po raz pierwszy pojawił się w 1999 roku w barwach Polonii Piła. W tym samym roku świętował tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. W swojej karierze świętował także inne ważne sukcesy. W 2004 roku stanął na drugim stopniu podium Drużynowego Pucharu Świata, a w 2006 jego zespołowi przypadł brąz tej prestiżowej imprezy. Ponadto Richardson był także stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. O tytuł IMŚ walczył w latach 2003 – 2006, dwukrotnie w tym czasie stając na podium.

Rok 2012 był ostatnim sezonem, kiedy widzieliśmy Richardsona na żużlowych torach. Startował on wtedy dla ówczesnej Marmy Rzeszów. Niestety, od początku roku borykał się z problemami sprzętowymi. W dniu feralnego wypadku 13 maja podczas meczu we Wrocławiu z Betard Spartą w 3. gonitwie spóźnił start. Próbując dogonić rywali zahaczył o tylne koło Jędrzejaka, a później o motocykl Lindgrena i pojechał prosto w bandę. Niestety, było już to miejsce, w którym kończyła się dmuchana banda, a zaczynała drewniana.

Pierwsze wieści po wypadku mówiły o kontuzji nogi. niedługo później okazało się, iż u Richardsona wykryto obrażenia wewnętrzne. Podjęta próba ratowania Brytyjczyka okazała się nieskuteczna. Żużlowiec zmarł na stole operacyjnym.

Żużel. Polonia jedzie zdobyć teren Unii! Bajerski mówi o hicie w Lesznie (WYWIAD)

Żużel. Kibice Falubazu z przekazem do Jensena! Tak go motywują!

– Byłam wtedy w ogrodzie. Zaczął dzwonić telefon. Po drugiej stronie słuchawki była Emma, żona Lee. Usłyszałam, iż Lee miał wypadek i najprawdopodobniej złamał nogę i uszkodził płuco. Nie brzmiało to wtedy tak źle, jak ostatecznie się skończyło – wspominała na łamach Daily Star, Julia Richardson, mama Lee.

– Craig (brat Lee) przyszedł do mnie do domu. Poszliśmy sprawdzić czy uda nam się dokonać rezerwacji lotu do Polski. Wtedy zadzwonił do mnie ponownie telefon… Po drugiej stronie był mechanik Lee. Przekazał mi, iż Lee właśnie umarł – opowiadała o tragicznych wydarzeniach małżonka zawodnika.

Richardsona wspominała także żużlowa działaczka Marta Półtorak. Była prezes Stali Rzeszów doskonale pamiętała swoje ostatnie spotkanie z żużlowcem.

– Ja na tym meczu we Wrocławiu nie byłam. Ostatni raz spotkaliśmy się na lotnisku. Każdy leciał w swoją stronę. Rozmawialiśmy o jego problemach sprzętowych. Oferowałam mu choćby pomoc w tym zakresie, Lee był jednak przekonany, iż sobie z tym poradzi – mówiła Marta Półtorak.

– Lee to był niezwykle sympatyczny, miły zawodnik. To, co się wydarzyło było wielkim, negatywnym zaskoczeniem chyba dla wszystkich. Nikt nie spodziewał się iż to się tak skończy. Na początku Lee uskarżał się na ból nogi. Później się okazało, iż są obrażenia wewnętrzne. Lekarze nie zdążyli pomóc. Tego wydarzenia nie da się niestety zapomnieć. Myślę, iż wszyscy, którzy mieli – podkreślam – przyjemność pracy z nim, zapamiętają go jako ciepłą oraz bardzo pogodną osobę – podsumowała Marta Półtorak.

Idź do oryginalnego materiału