Żużel. Próbował steka, jedzie na… jednej oponie! Kaczmarek zachwycony Argentyną! (WYWIAD)

3 miesięcy temu

Daniel Kaczmarek jest jednym z trzech Polaków, którzy postanowili tej zimy wybrać się do Argentyny. Zawodnik Wybrzeża Gdańsk bierze udział w indywidualnych mistrzostwach tego kraju, ale też korzysta z uroków Ameryki Południowej. W rozmowie z nami opowiada nam m.in o tamtejszym klimacie oraz tym, jak wyglądają argentyńskie zawody.

Na wstępie – gratulacje wywalczenia po raz pierwszy miejsca na podium. Czy do Argentyny przyjechałeś z celem, aby wrócić do Polski z nagrodami czy traktujesz ten wyjazd bardziej jako zabawę i zbieranie nowych doświadczeń?

Można powiedzieć, iż jedno i drugie się zgadza. Wiadomo, iż chcę jechać jak najlepiej i zwyciężać, ale bardziej traktuje ten wyjazd jako przygotowanie do sezonu w Polsce. Nie będę robił czegoś za wszelką cenę. Wiadomo, iż nie mam takiego sprzętu jak w Polsce tylko silniki, których nie używałem, więc liczę się z tym, iż może być ciężko, ale jest to fajna przygoda. Cieszę się, iż na razie w każdym turniej znalazłem się w finale i mam nadzieję, iż tak będzie do końca.

Żużel. Polskie podium w Argentynie! Miesiąc nie pojechał (WIDEO)

Jakie różnice zauważyłeś pomiędzy ściganiem w Polsce, a w Argentynie?

Jeśli chodzi o regulamin, to można użyć tylko jednej nowej opony w trakcie zawodów. Tory są inaczej przygotowywane niż u nas, więc te opony się bardziej zużywają. Czasem jak jedziesz na dalszej pozycji i nie masz szans na wywalczenie lepszej, to opłaca się odpuścić, aby mieć ją w lepszym stanie na następne biegi. Przez pierwsze dwa turnieje się uczyłem, ale teraz bardziej wiem, o co tu chodzi. Tak to nic się nie zmienia i jest praktycznie jak w Polsce

Jaka tam panuje atmosfera w parku maszyn? Czuć napięcie u niektórych zawodników czy raczej jest koleżeńska atmosfera, a rywalizacja przenosi się tylko na tor?

Miejscowi zawodnicy chcą wygrywać przed swoją publicznością. Są uzbrojeni po zęby i mają profesjonalny sprzęt, choćby lepszy niż my – Polacy. Nie ma aż takiej „napinki” jak u nas na meczach ligowych, jest tutaj luźniej. Wiadomo, iż to jest sport i każdy chce wygrywać, także nie ma takich sytuacji, iż ktoś odpuszcza. Na pewno , a w Polsce zwykle zamykasz się w swoim boksie i ewentualnie rozmawiasz więcej na odprawie z drużyną. Ludzie są bardziej uśmiechnięci i otwarci, pewnie dlatego, iż nie ma tutaj tak dużych pieniędzy, więc traktują to jako bardziej hobby czy odskocznie od codziennych spraw.

A jak to wygląda z widzami? Zapełniają trybuny? Są żywiołowi czy raczej panuje tam piknikowa atmosfera?

Fani są bardzo porywczy i głośno dopingują. Trybuny co prawda nie są tak rozbudowane jak w Polsce, ale kibice je zapełniają. Z tego co mówili mi organizatorzy, to było ich na jednych zawodach 2000. To jest chyba maksymalna pojemność. Nie jest tak, iż słychać ich w pojedynczych biegach tylko słychać jak dopingują i bawią się przez całe zawody.

Trochę czasu już spędziłeś w Argentynie. Czy spotkała Cię już jakaś zabawna historia?

Raczej jakieś problemy typu defekty, ponieważ mamy cięższy dostęp do sprzętu. Miejscowi mają swoje zapasowe części, a ja mogłem zabrać ograniczoną ilość, bo musiałem się zmieścić w limicie kilogramów na lotnisku. Na pierwszych zawodach przydarzyły mi się niespodziewane defekty, trzeba było gwałtownie ogarnąć sprzęt. Spodziewałem się, iż takie sytuacje mogą mieć miejsce, więc udało się to w miarę sprawnie zażegnać. Na ten moment wszystko się na szczęście uspokoiło. Trochę pojeździłem i pozwiedzałem plaże. U nas to nie spotykane, ale tutaj są ogromne i nie da się objąć wzrokiem, gdzie zaczyna się plaża, a gdzie ocean. Można wjeżdżać samochodem, rozstawiać namioty. Ludzie jeżdżą na quadach czy motocrossach. Na drugą stronę jedziesz po pustyni, a czegoś takiego nigdy nie widziałem na całym świecie. Pogoda jest bardzo dobra, cały czas praktycznie jest słońce i około 28-30 stopni. interesujące jest to, iż jak wyjeżdżasz z miasta, to nie masz internetu ani w ogóle zasięgu, a u nas tak naprawdę jest to w każdym zakątku Polski. Jest tu też sjesta, ciężko wtedy coś zamówić do jedzenia czy coś kupić, ale już mniej więcej się dostosowałem do tutejszych godzin i udaje mi się funkcjonować.

Jak Ci się podoba to życie w Argentynie? Jest to dla Ciebie taka fajna odskocznia na parę miesięcy czy może chciałbyś w takiej kulturze pożyć dłużej?

Podoba mi się, nie mogę powiedzieć, iż nie. Ludzie są bardzo życzliwi i otwarci, pogoda jest fantastyczna. Mimo wszystko, traktuje to jako przygotowanie do sezonu czy też przygodę, ale jestem patriotą i chce mieszkać w Polsce. Kocham Polskę, zwiedziłem cztery kontynenty, parę państw i mogę powiedzieć, iż wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Moje miejsce jest w Lesznie, w Polsce i tyle.

Musiałeś zmierzyć się z dość sporą zmianą strefy czasowej. Nie dopadł Cię jetlag?

Moja podróż trwała prawie dwa dni. Około pięciu godzin zabrakło do dwóch pełnych dób. Wyjechałem z Leszna do lotniska we Frankfurcie, co mi zajęło ponad 8 godzin. Później wyczekiwanie na samolot i lot. Miałem przesiadkę w Hiszpanii i tam musiałem czekać 3,5 godziny. Następnie leciałem kilkanaście godzin z Madrytu do Argentyny, a na koniec musiałem jeszcze dotrzeć z Buenos Aires do miejsca, w którym mieszkam, co mi zajęło kolejne cztery godziny. W pierwszych dniach mocno odczułem zmęczenie. Przestawiłem akurat bardzo szybko, gdyż gdy robiło się ciemno, to zmęczenie robiło swoje. Może gdyby to była krótsza podróż i nie byłoby tego zmęczenia, to odczułbym to bardziej. Powrót mam taki sam tylko krótsze oczekiwanie w Madrycie. Do Polski i tak przylecę w nocy, więc prawdopodobnie gwałtownie pójdę spać i przestawię się na nasz czas.

Jak sobie radzisz, będąc tyle czasu poza domem? Słyszałem, iż dużo Ci pomaga Cristian Zubillaga.

Tak, mieszkam w jego domu, wspólnie dzielimy warsztat. Jest tak naprawdę dla mnie jak brat, pomaga mi wszystkim. Zwiedziłem z nim te plaże, jeździliśmy po wydmach na motocrossie. Dużo jeździmy na rowerach, Cris startuje w zawodach rowerowych i ma profesjonalny sprzęt. Jeden z rowerów mi pożyczył i często z tego korzystamy. Oprócz tego mam fajny park pod nosem to też w nim biegam. Staram się normalnie przygotowywać do sezonu. Można powiedzieć, iż w niedziele można te zawody potraktować jako trening, a do tego dokładam bieganie i jazdę na rowerze. Głównie robię to wieczorem, bo w dzień jest taki upał, iż się nie da wytrzymać. Jak mamy więcej wolnego czasu, to staramy się zwiedzać. Mamy zaplanowane dwie wycieczki, ale czasem zmienia się terminarz, a na taki wypad trzeba zaplanować 2-3 dni i mieć zrobione motocykle. Tu nie mamy mechaników, więc musimy się tym sami zająć, ale ogólnie nie mogę powiedzieć, iż się nudzę, bo praktycznie cały czas coś zwiedzam, a nie, iż zrobię motocykl w warsztacie i siedzę cały czas w domu. Trochę zobaczyłem, a mam przed sobą jeszcze ponad połowę wyjazdu.

Miałeś już okazję spróbować argentyńskiego steka? Naprawdę jest tak smaczny, jak go ludzie opisują?

Tak, praktycznie są u nas codziennie, mówi się tu na to „Asado”. Jest to coś takiego jak u nas grill. Różnica polega na tym, iż na grillu to wszystko w miarę gwałtownie się robi, a tutaj mięso musi być przygotowane minimum 2-3 godziny. Ja raczej nie jem mięsa, ograniczam się do kurczaka. Wziąłem jeden malutki kawałek na widelcu, ale to nie są moje gusta. Ja zwykle jem tylko pierś z kurczaka, a tak to gustuje w warzywach, makaronach, ryżu, kaszy. Oni tu jedzą więcej mięsa niż w Polsce, ale ja od małego nie przepadam.

Rozmawiał NORBERT OBWIOSŁO

CZYTAJ TAKŻE

Żużel. Kaczmarek i jego „Misja Argentyna”. Bierze 5 toreb i 132 kg bagażu! O język się nie boi

Żużel. Brzytwa Sieraka: Plebiscyty? To taka Niewiadoma (FELIETON)

Żużel. Wiadomo, co z Dobruckim! Jest decyzja ws. trenera kadry

Idź do oryginalnego materiału