Znowu pożar wokół Lewandowskiego. Po meczu z Mołdawią nie ma spokoju

8 godzin temu
Robert Lewandowski najpierw zapowiedział, iż nie będzie go na zgrupowaniu reprezentacji Polski, bo jest zmęczony, a później zaskoczył pojawieniem się w Chorzowie, by osobiście pożegnać Kamila Grosickiego. - Największy problem, jaki tutaj występuje, to brak taktu komunikacyjnego. o ile Lewandowski faktycznie jest zmęczony, ale jednocześnie ma świadomość, iż jest istotny dla reprezentacji, to nie musi epatować tym, jak świetnie się bawi w wolnym czasie - mówi Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska, specjalista od wizerunku i PR.
Dzień przed oficjalnym ogłoszeniem powołań Robert Lewandowski poinformował, iż po rozmowie z Michałem Probierzem podjął decyzję o opuszczeniu czerwcowego zgrupowania. "Gra w biało-czerwonych barwach zawsze była dla mnie spełnieniem marzeń, ale czasem organizm daje sygnał, iż trzeba na chwilę odetchnąć" - napisał w oświadczeniu. Kibice i eksperci zastanawiali się, czy decyzja może mieć drugie dno i wynikać np. z nie najlepszych relacji między kapitanem a selekcjonerem.


REKLAMA


Zobacz wideo Kędzierski i Żelazny po latach wyjaśnili sobie pewne nieporozumienie. "Zghostowałeś mnie!"


Lewandowski w dniu meczu z Mołdawią, w którym Kamil Grosicki żegnał się z reprezentacją, jednak pojawił się w Chorzowie i osobiście podziękował skrzydłowemu za lata wspólnej gry. Utrzymywał, iż od początku miał taki plan, a jego przyjazd nie został zaplanowany z dnia na dzień, w wyniku krytyki kibiców i wywiadu samego Grosickiego, z którego wynikało, iż ma do Lewandowskiego żal. Na boisku zespołowi nie pomógł - zaraz po meczu wsiadł w prywatny samolot i odleciał do Barcelony - i nie pomoże również w eliminacyjnym meczu z Finlandią. W piątek w Chorzowie wystąpił jednak w okolicznościowej koszulce z wizerunkiem Grosickiego i w przedmeczowym studiu TVP Sport doprecyzował, iż odczuwa zmęczenie nie tylko fizyczne, ale też mentalne.


O sprawie dyskutujemy z Grzegorzem Kitą, prezesem Sport Management Polska, specjalistą od wizerunku i PR.
Dawid Szymczak: Odnoszę wrażenie, iż im dłużej trwa ta sprawa, tym więcej w niej wątpliwości i pytań. PR-owo to chyba niedobrze?
Grzegorz Kita: Oczywiście, iż niedobrze. Na wizerunku Lewandowskiego znowu pojawiły się rysy i skazy. Ale trzeba też podkreślić, iż Lewandowski sam sobie stworzył ten wizerunkowy problem. Zły był już sam wybór formuły komunikacji. Cała sprawa zostałby bowiem inaczej odbierana przez media i opinię publiczną, gdyby to PZPN swoimi oficjalnymi kanałami wydał oświadczenie, iż Lewandowskiego zabraknie na tym zgrupowaniu. A gdyby pojawiły się tam informacje, iż to decyzja piłkarza i sztabu medycznego albo uzasadniona, wiarygodnie wytłumaczona decyzja piłkarza i selekcjonera, który np. uwzględniając przemęczenie sezonem powoli i tak przestraja grę reprezentacji na innych zawodników, to przekaz zostałby odpowiednio zabezpieczony. Tutaj natomiast wszystko zostało zrobione odwrotnie. Zawodnik sam, w swoich mediach społecznościowych, po prostu opublikował sobie post. Po pierwsze, to mało profesjonalne. Po drugie, można przez to odnieść wrażenie, iż on sam podjął taką decyzję i "wolno mu więcej". Kapitan powinien świecić przykładem. Tu wypada to niefortunnie.
Dlatego później, na konferencji prasowej, selekcjoner był pytany, czy Lewandowski tylko mu tę decyzję zakomunikował, czy podjęli ją razem.
- Znaczna część opinii publicznej odebrała to jako samowolkę z jego strony. To przeświadczenie pogłębiła dalsza komunikacja, która była bardzo niespójna, a choćby kontrowersyjna. Zwróćmy uwagę, iż Lewandowski w swoim oświadczeniu próbował dać do zrozumienia, iż PZPN i trener jakoś tę jego decyzję wspiera. Później jednak Michał Probierz unikał tego tematu na konferencji prasowej i uciekał od odpowiedzi, jakby nie chciał odsłonić całej prawdy. To było wymowne. Wykorzystanie "wodociągów kieleckich", by nie odpowiadać na dalsze pytania i nie wchodzić w szczegóły, także. Kolejny był Kamil Grosicki, który nie ukrywał rozczarowania, iż Lewandowskiego nie będzie na jego ostatnim meczu. To wszystko razem zbudowało przeświadczenie, iż Lewandowski sam zdecydował, iż nie będzie grał, i tyle.


Warto wytłumaczyć, czym są "wodociągi kieleckie" w branży PR-u. Selekcjoner, dopytywany przez dziennikarzy o tę sprawę, zażartował, iż może odpowiadać, jak przed laty rzecznik tej instytucji.
- Rzecznik wodociągów nie odpowiadał na pytania, tylko powtarzał w kółko jedną formułkę - iż "wodociągi są świetne". Obawiał się, iż cokolwiek powie, zostanie negatywnie odebrane i wyrwane z kontekstu. Probierz nawiązując do tej sytuacji, udowodnił, iż ten temat jest dla niego trudny i niejasny.
Gdy próbuję wejść w jego skórę, to zaczynam go rozumieć. Śliski temat. Wielce możliwe, iż jeżeli powiedziałby prawdę, zaogniłby sytuację.
Nie chciał w tej sprawie ani stawać na pierwszej linii ognia, ani tym bardziej dolewać oliwy do ognia. Wybrał wariant unikania tematu. Ale jego zachowanie, tak czy inaczej, pokazało, iż sprawa jest niejasna i podsyciło różne domysły opinii publicznej.
Podsycił je też sam Lewandowski. Kilka dni po opublikowaniu oświadczenia, w którym pisał, iż jest zmęczony i potrzebuje odpoczynku, udzielił dwóch wywiadów zagranicznym mediom, w których z kolei przekonywał, iż biologicznie ma trzydzieści lat, fizycznie czuje się świetnie i może w przyszłym sezonie grać na równie wysokim poziomie, więc Barcelona nie musi rozglądać się za nowym napastnikiem. Nie było w nich słowa o zmęczeniu. Jak pan to czyta?
- To jest mocno niespójne, wręcz sprzeczne, ale jednocześnie w stylu Lewandowskiego. On od lat w komunikacji porusza się jak słoń w składzie porcelany. Ma talent nie tylko do goli, ale i do gaf. Choć wolałbym, aby tego drugiego talentu nie miał. W pewnym sensie ta niespójność w jego wypowiedziach jest więc dla mnie normalna. Niemniej, takim chaotycznym działaniem sam sobie strzela w stopę. choćby kwestia przylotu na mecz, by jednak pożegnać Grosickiego, pokazuje, iż reaguje ad hoc. Można odnieść wrażenie, iż Lewandowski działa tak, jakby nie zdawał sobie sprawy, jaką reakcję wywołają jego decyzje. Ale znów – nie jest to dla mnie nic nowego.


Czyli widzi pan w tym tylko niespójność i amatorszczyznę w zakresie komunikacji, czy jednak – tak, jak niektórzy dziennikarze i eksperci – dostrzega pan w tym ukryty przekaz? Z jednej strony mamy oświadczenie o zmęczeniu, z drugiej dwa wywiady o świetnej formie fizycznej. Wiemy przecież, iż takie wywiady z Lewandowskim nie powstają spontanicznie. Gdy Lewandowski ich udziela, ma coś do zakomunikowania. Może więc nie mówi nam czegoś wprost i trzeba samemu wyciągnąć wnioski?
- Przede wszystkim, nie wierzę w profesjonalną i zaplanowaną strategię. Ale mam też odczucie, iż Lewandowski próbuje sztucznie oddzielać poszczególne obszary swojej aktywności sportowej. Był obszar i temat reprezentacji, więc wyprodukował takie oświadczenie, które pasowało mu do zachowania w tym akurat obszarze. Ale kontynuowanie kariery w Barcelonie to osobny obszar, adekwatnie strategiczny, więc tam dystrybuuje takie informacje, których oczekuje tamten świat i które poprawiają jego pozycję w tamtym obszarze. Nie wyczuwam w tym jakiejś wysublimowanej strategii ani ukrytego przekazu. On często komunikacyjnie miota się od ściany do ściany i działa doraźnie. Zawsze można dzielić włos na czworo i doszukiwać się drugiego dna, ale tutaj widzę przede wszystkim chaos i brak rozwagi komunikacyjnej.


Później, po wydaniu oświadczenia, zobaczyliśmy w jego mediach społecznościowych, iż jest na wyścigu Formuły 1 i wypoczywa w gronie najbliższych. Jak pan do tego podchodzi? Z jednej strony – ma prawo odpocząć. Z drugiej – zaczyna się ważne zgrupowanie i pozostali kadrowicze widzą, iż ich kapitan w tym samym czasie dobrze się bawi.
- Musi to fatalnie działać na atmosferę w reprezentacji. Ale największy problem, jaki tutaj występuje to po prostu brak taktu komunikacyjnego. Osoby publiczne powinny go posiadać. o ile Lewandowski faktycznie jest zmęczony, ale jednocześnie ma świadomość, iż jest istotny dla reprezentacji, to naprawdę nie musi epatować tym, jak świetnie się bawi w tym czasie. Żeby było jasne - jak idzie na urlop, to nie znaczy, iż musi prowadzić ascetyczny tryb życia. Chodzi wyłącznie o ten takt komunikacyjny. Pewnych rzeczy, w pewnym momencie po prostu nie wypada robić, publikować czy epatować nimi. Lewandowski nie był zobowiązany przylatywać na pożegnanie „Grosika", nie był też zobowiązany grać w czerwcowych meczach, ale też nie miał obowiązku publikować zdjęć, jak świetnie się w tym czasie bawi. Mógłby to sobie odpuścić. Nie musi przecież codziennie dostarczać obserwującym nowych zdjęć z życia prywatnego. Może się na tydzień ograniczyć. Zdecydował inaczej i w ten sposób też dolał oliwy do ognia, bo podrażnił opinię publiczną.
Jaki to wszystko maluje obraz kapitana reprezentacji?
- Trudne pytanie. Rozmawiamy o jego wizerunku tu i teraz. I niewątpliwie Lewandowski jest w tym momencie krytykowany. Ale mamy świadomość, iż gdy skończy karierę, to wszyscy ci, którzy dzisiaj go krytykują, rzucą się z podziękowaniami i będą wspominać wszystkie jego zasługi dla kadry.
One są niezaprzeczalne.
- Dlatego trudno w jednoznaczny sposób rozmawiać o wizerunku w szerszym horyzoncie czasowym. Dzisiaj jest krytykowany i jego wizerunek osłabł, ale on za chwilę znów zrobi coś, czym wizerunkowo zyska. Później znów najpewniej coś "wywinie", więc wizerunkowo straci. U niego od lat wygląda to w ten sposób.


Kiedyś Paweł Wilkowicz, autor jego biografii, stwierdził, iż Lewandowski zawsze ratował się na boisku. Każdą wpadkę przykrywał golami.
- Tak to działa. W sporcie prawie zawsze dobre wyniki sportowe przykrywają problemy pozasportowe. Ale dodatkowy wpływ na ostateczną ocenę zachowania Lewandowskiego będą miały wyniki obu meczów. Przede wszystkim tego eliminacyjnego - z Finlandią. jeżeli ten mecz pójdzie źle, krytyka w stosunku do Lewandowskiego rozgorzeje. jeżeli kadrze pójdzie dobrze, to i kwestia nieobecności Lewandowskiego nie będzie dla kibiców aż tak znacząca. W innych czasach, kilka-kilkanaście lat temu, gdy był w szczycie formy, takie samo zachowanie byłoby krytykowane znacznie bardziej. Dzisiaj widać natomiast w społeczeństwie zdrowy rozsądek, który pozwala zrozumieć, iż Lewandowski jest u schyłku kariery, więc reprezentacja musi nauczyć się w końcu grać i funkcjonować bez niego.


Paweł Dawidowicz, obrońca reprezentacji Polski, w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, skomentował tę sprawę tak: "Kibicom nieobecność Roberta się nie podoba. Pewnie niektórym piłkarzom też. Ale ja uważam, iż facet pokazał jaja. Na jego miejscu w 88. minucie ostatniego meczu Barcelony złapałbym się za udo, zrobił kwaśną minę, poprosił o zmianę i dzień później wypuścił komunikat, iż nabawiłem się kontuzji. A on się w nic takiego nie bawił. Powiedział, jak jest. Udowodnił, iż krytykę ma w dupie". Co pan na to?
- Jak to najrozsądniej skomentować? Dziwna opinia. Ale nigdy nie będzie tak, iż wszyscy ludzie przyjmą identyczną postawę wobec danego zdarzenia. Uważam, iż Lewandowski nie pomyślał o udawaniu kontuzji, jak sugerował Dawidowicz, bo najzwyczajniej w świecie, może sobie na to pozwolić. Jest Lewandowskim. Pozwala sobie na ruchy, na które inni polscy piłkarze pozwolić sobie nie mogą.
Na koniec mieliśmy w tej historii jeszcze zwrot akcji. Lewandowski jednak przyleciał na ostatni mecz Grosickiego. To jakkolwiek poprawia jego sytuację wizerunkową?
- Wyszło to dziwnie. Gdy przeczytałem o tym pomyśle rano w dzień meczu, to pomyślałem, iż Lewandowski podejmuje jakąś desperacką próbę ratowania bieżącego wizerunku. Wyglądało to tak, jakby jego otoczenie połapało się wreszcie, iż sprawy idą w złym kierunku, iż pojawiło się zbyt dużo zmasowanej niechęci i krytyki, więc trzeba się ratować. Przecież choćby pod wakacyjnymi postami Lewandowskiego zaroiło się od krytyki i pretensji. Natomiast w koncept robienia niespodzianki dla Grosickiego nie wierzę, bo to się po prostu nie klei. Niespodzianka kosztem półtoratygodniowej, powszechnej krytyki i niechęci pod swoim adresem? Niespodzianka dla kolegi, który przez wiele dni był rozżalony? Tęgi umysł musiał nad tym pracować. Natomiast przylot na mecz częściowo jednak zadziałał ratunkowo. Gdyby podejść analitycznie do postaw różnych grup docelowych, można uznać, iż kibice nastawieni pozytywnie do Lewandowskiego dostali argumenty do obrony swego idola, neutralni się uspokoili, a krytycy i niechętni zostali częściowo pozbawieni amunicji. Lewandowski bohatersko rozwiązał problem, który sam stworzył.
Idź do oryginalnego materiału