Zbigniew Nadolski: Kiedyś rekordy biły tylko gwiazdy, które wszyscy znali

3 miesięcy temu

Śrubowanie przez kobiety kolejnych rekordów na różnych dystansach sprawia, iż coraz częściej zastanawiamy się, gdzie istnieje granica szybkiego biegania. Aktualizacja rekordowych wyników w tabeli następuje szybko, a najlepsze kobiety biegają na poziomie, który jeszcze kilka lat temu wydawał się niemożliwy do osiągnięcia. O postępie i przyszłości kobiecego biegania porozmawialiśmy z trenerem Zbigniewem Nadolskim.

Zbigniew Nadolski to zawodnik z rekordami życiowymi 13:49.20 na 5000 metrów, 1:02.48 w półmaratonie oraz 2:11.57 w maratonie. Po zakończeniu kariery biegowej jako trener prowadził takie zawodniczki jak Karolina Nadolska – rekordzistka Polski w półmaratonie, Monika Stefanowicz czy Agnieszka Mierzejewska. Już niebawem rozpoczyna się obóz biegowy dla amatorów biegania w Portugalii, podczas którego Zbigniew Nadolski będzie trenerem (szczegóły tutaj).

Aleksandra Bazułka: Bieg Kenijki na 28:46, choć wielu spodziewało się w Walencji rekordu świata kobiet, był po prostu zmiażdżeniem poprzedniego najszybszego występu kobiety na tym dystansie (29:14 – Yalemzerf Yehualaw). Spodziewał się pan aż takiego rezultatu?

Zbigniew Nadolski: Oczywiście, iż nie. Nigdy nie myślałem, iż wyniki u kobiet w biegu na 10 km będą tak bardzo się polepszać. To, co dzieje się teraz, wskazuje na to, iż nie ma żadnej granicy. Nie wiem, czy za pół roku nie będzie to wynik 28:30. Już mnie to nie zaskoczy. Wydawało mi się kiedyś, iż poziom 29 minut jest dla pań nieosiągalny. Może to nowe metody treningu, a może buty. Mam też nie do końca dobre skojarzenia z takimi rekordami, bo jednak choćby w Polsce kilka razy zdarzały się dopingowe wpadki. Taka lista, biorąc pod uwagę cały świat, jest dość długa.

Oczy otwierają się szeroko, bo przecież w przypadku biegu w Walencji na mecie aż dwie zawodniczki uporały się z kolejną magiczną granicą.

Teraz rekordy bije się lawinowo. Kiedyś osiągały to tylko gwiazdy, znane wszystkim nazwiska. Teraz zdarza się przecież tak, iż ktoś nagle pojawia się i ustanawia rekord świata. Kiedyś mówiło się o Bekele, czy Gebrselassie jako o zawodnikach z najwyższej półki, którzy są w stanie pokusić się o rekordowe wyniki. Teraz paru zawodników jest w stanie tego dokonać.

Często choćby obserwując konkretne zawody z myślą o tym, iż możemy spodziewać się na nich wyników w okolicach rekordu świata, bywa, iż sięgają po nie osoby bez większej renomy w środowisku lekkoatletycznym, nazwiska, o których trudno znaleźć większy komplet informacji.

Dokładnie. Są to często osoby, które nie są na topie i atakują rekord świata, tylko nagle pojawiają się w stawce i ustanawiają takie wyniki. Oczywiście na rekord muszą się złożyć między innymi sprzyjające warunki. To nie jest tak, iż mówimy tylko o obuwiu biegowym. Wiele aspektów musi złożyć się na to, aby móc pobiec na taki wynik.

Kiedy jeszcze startowała Karolina (Nadolska – przyp. red.), biegająca na poziomie 32 minut na dystansie 10 km, jej wynik dawał zwykle na takich biegach okolice ósmego miejsca. Dziewczyny przed nią były natomiast w stanie przebiec ten dystans w czasie miedzy 31 a 30 minut. Nie było wtedy, w tak nieodległej przecież przeszłości, takich wyników jak teraz.

Pana zdaniem możemy śmiało upatrywać w perspektywie najbliższych sezonów wyniku poniżej 28 minut?

Nic nie jest w stanie już mnie zaskoczyć. Obecny rekord świata w maratonie kobiet to 2:11.53, więc jest to całkiem realne, iż za niedługo jakaś zawodniczka wyśrubuje wynik na 10 km o kolejne sekundy. Wystarczy spojrzeć z perspektywy kilku lat, w czasie których ten rekord został poprawiony już do takiej granicy.

Faktem jest jednak, iż u mężczyzn ten wyścig nieco przystanął. Fakt, iż padają wyniki w okolicach 26 minut na dystansie 10 km, ale nie idzie to już do dolnej granicy w kierunku 25 minut. Łamanie 27 minut stało się wynikiem bardzo dobrym, ale trudno jest osiągać jeszcze lepsze czasy.

Co robi na panu największe wrażenie, myśląc o wynikach kobiet z ostatnich sezonów: rekord na 10 km, w maratonie, a może stadionowe wyniki na 5000 i 1500 m?

Dla mnie to bardzo porównywalne wyniki. 14.00,21 na 5000 m (Gudaf Tsegay – przyp. red.), czy 28:46 na 10 km i 3:49,11 na 1500 m (Faith Kipyegon – przyp. red.) robią wrażenie, ale 2:11.53 w maratonie to już jest naprawdę potężny wynik. Wydawało mi się, iż nierealne jest, aby kobieta zeszła poniżej 2:10, ale w niedalekiej przyszłości to chyba nastąpi. Poprawienie rekordu świata o trzy minuty to jest naprawdę kosmos.

Warto przypomnieć, iż na igrzyska w Tokio minimum olimpijskie w męskim maratonie wynosiło 2:11.30. Tigist Assefa osiągnęła wynik, który niemal dawałby kwalifikację na poprzednie igrzyska wśród panów!

Już wynik 2:14.04 Brigid Kosgei był fenomenalny. o ile kobieta biega już na poziomie 2:11 maraton, jest mi trochę żal polskich mężczyzn, iż ich najlepsze wyniki są tak bliskie rezultatom tych najszybszych kobiet. To smutne, iż nasi zawodnicy z elity przegrywają z kobietą w maratonie.

W czym upatruje pan takiego wzrostu poziomu sportowego? Wspomniał pan już o obuwiu, na które zwrócił pan już uwagę po igrzyskach w Tokio, mówiąc po maratonie, iż szkoda, iż nie było dostępu do takiego sprzętu pięć lat wcześniej.

Trudno jest mi to ocenić, aczkolwiek obuwie ma tutaj duże znaczenie. Wiadomo, iż buty same nie biegają. Takie obuwie też trzeba potrafić adekwatnie wykorzystać. Osoba, która potrafi zgromadzić i zachować więcej energii, z pewnością wykorzysta ją na ostatnich kilometrach. Być może to nie tylko kwestia sprzętu, ale nowszych metod treningowych, które spowodowały aż taki wzrost poziomu wśród kobiet.

W dodatku nie można zapominać o tym, iż przy tak dużej liczbie dobrze biegających kobiet na stadionie, przechodząc na ulicę, mają one ogromny zasób prędkości. o ile kobieta biega na poziomie 14 minut na 5000 m, jej możliwości na asfalcie są potężne. Z takiego rezultatu spokojnie można biegać poniżej 28:30 na ulicznej „dyszce”. Potwierdza się tutaj to, co zwykło się mówić u nas, iż trzeba najpierw dobrze biegać na stadionie, żeby osiągać satysfakcjonujące rezultaty na ulicy.

U pana zawodniczek moment wejścia na rynek butów z płytką karbonową lub z tworzywa sztucznego dał zauważalne korzyści? Nie pytam tylko o wyniki podczas zawodów, ale również możliwości treningowe. Oczywiście mając na uwadze fakt, iż w takim obuwiu należy umieć adekwatnie biegać i być do nich przygotowanych motorycznie.

Z pewnością. Choćby możliwość oszczędzania nóg. To już nie te czasy, kiedy biegało się w bardzo minimalistycznych, niskich butach startowych. To też wpływało na powstawanie kontuzji. Myślę, iż jeżeli ktoś jest naprawdę bardzo dobrze przygotowany sprawnościowo, buty nowej generacji dużo mu pomogą – dla wyniku oraz samego komfortu biegu.

Zmniejszenie różnicy pomiędzy najszybszymi kobietami a mężczyznami to tendencja optymistyczna?

Myślę, iż różnica zawsze pozostanie. Może nie będzie ona duża, ale zawsze będzie. Nie chce mi się wierzyć, żeby w którymś momencie było tak, iż to kobieta wygrywa duże biegi, a mężczyźni przybiegają za nią. To raczej nie nastąpi. Nie chcę mi się również wierzyć w to, iż kiedykolwiek będzie jedna klasyfikacja.

Co pewien czas dochodzą głosy, żeby wyniki w lekkiej atletyce dzielić na pewne ery i oddzielić na przykład współczesne rezultaty od tych sprzed ery butów karbonowych. Czy to miałoby sens? A może trzeba właśnie iść z duchem postępu bez rozmyślania o technologii ułatwiającej bicie rekordów?

Myślę, iż szkoda najlepszych zawodników, którzy byli wielkimi gwiazdami. Uważam, iż wyniki, chociażby Bekele powinny pozostać w tabeli rekordów. Można oddzielić na przykład czasy, w których nie było dostępu do takiego sprzętu od tych, które mamy teraz. Zapomnienie o tamtych wynikach nie jest dobre. To były przecież prawdziwe gwiazdy, które kilka razy stawały na podiach podczas najważniejszych imprez sportowych.

Patrząc na polskie podwórko najszybszych maratonek, też możemy zauważyć postęp. Mamy kilka dobrze biegających kobiet z ciągłą perspektywą rozwoju. Jaki wynik jest pana zdaniem możliwy do osiągnięcia w najbliższych sezonach z tym zasobem, jaki aktualnie mamy?

Obserwując Europejki, które miały okazję biegać w starszych oraz tych najnowszych butach, Polki powinny osiągać wyniki w granicach 2:23 – 2:24. Tak biega już większość Europy. Jest sporo zawodniczek z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch albo z państw bałkańskich, które kręcą się wokół takich wyników. Myślę, iż bieg Polki w maratonie z wynikiem 2:23 jest bardzo bliską perspektywą.

Z czego pana zdaniem wynika fakt, iż poziom polskich maratonek rośnie, zaś wśród panów mówimy raczej w ostatnich latach o regresie?

Być może wpływ na to ma liczba zawodników. Za mało mężczyzn przechodzi ze stadionu lub z krótszych dystansów do biegania maratonów. Patrząc realnie, w tej chwili na taki ruch zdecydował się tylko Mateusz Kaczor. Nie ma chętnych następców, którzy są w stanie pobiec maraton na dobrym polskim poziomie, czyli w granicach 2:10 – 2:12. W tym momencie zresztą takie wyniki w samej Europie już nic nie dają. jeżeli na mistrzostwach Polski mamy tylko trzy, cztery wyniki poniżej 30 minut na 10 000 m, nie możemy się spodziewać, iż będziemy mieć wysoki poziom maratoński. jeżeli ktoś na takim dystansie nie potrafi uzyskać wyniku w granicach 28:40, trudno jest myśleć o bieganiu maratonu w okolicach minimum na igrzyska, czyli 2:08.10.

Idź do oryginalnego materiału