Ewa Swoboda szósta w finale lekkoatletycznych mistrzostw świata w biegu na 100 metrów! Podopieczna Iwony Krupy po pełnych dramaturgii okolicznościach i jako pierwsza Polka w historii wzięła udział w walce o medale. Na bieżni stadionu w Budapeszcie zajęła wysokie szóste miejsce i była najszybszą Europejką w stawce. Świetnie w półfinale biegu na 400 m spisała się Natalia Kaczmarek, która wygrała swoją serię z najlepszym czasem dnia.
Swoboda na emocjonalnym rollercoasterze
Z nieba do piekła podróżowała między półfinałem, a finałem sprintu Ewa Swoboda. Finału, w którym została po pięknej walc na dystansie uzyskała czas 10.97 i była najszybszą Europejką. Już w pierwszej serii półfinałowej Swoboda jak równa z równą walczyła z mistrzynią olimpijską Shelly-Ann Fraser-Pryce oraz Amerykanką Tamarą Davis. Na metę wpadła za tą dwójką uzyskując czas 11.01. To oznaczało, iż musiała czekać do ostatniego biegu na rozwój sytuacji.
Gdy Diana Asher-Smith – trzecia w trzeciej serii uzyskała również 11.01, a po analizie wskazano, iż była szybsza od Swobody o jedną tysięczną część sekundy – zapłakana Polka zeszła do mediów. I właśnie podczas udzielenia wywiadu polskim dziennikarzom dowiedziała się od delegat technicznej, Holenderki Sylvii Barlag, iż tysięczna część sekundy nie może decydować o finale – łzy smutku zamieniły się na łzy euforii i Swoboda ruszyła na start ostatecznej rozgrywki sprinterek.
fot. Tomasz Kasjaniuk
– Bardzo ciężko było mi się pozbierać po tej sytuacji, która miała miejsce w półfinale. W pokoju lucky loserów czekałam do końca. Gdy zobaczyłam czas Brytyjki pomyślałam, żeby to tylko nie była jedna tysięczna część sekundy – opowiadała już po wielkim finale Ewa Swoboda.
Otuchy między półfinałem, a finałem dodawała Swobodzie jej trenerka – Iwona Krupa.
– Towarzyszyły mi bardzo dziwne uczucia. Myślałem, iż wrócę na stadion rozgrzewkowy, a potem po prostu pobiegnę w finale. Miałam na szczęście opiekę trenerki i mojego chłopaka Krzysztofa. Trenerka powiedziała mi, iż muszę wykorzystać taką szasnę, bo ona może się nie powtórzyć – powiedziała Swoboda.
Polska sprinterka szansę wykorzystała. Z czasem 10.97 była szósta, wyprzedziła trzy zawodniczki – Amerykanki Tamari Davis i Brittany Brown oraz Brytyjkę Dinę Asher-Smith. Oceniła, iż to wynik powyżej jej oczekiwań.
– Postawiałam sobie za cel przybiec chociaż ósma. Żebym była taką legalną finalistką mistrzostw świata. Na starcie odcięłam wszystkie emocje i przybiegłam szósta! – cieszyła się.
Niespodziewanie mistrzynią świata została 23-letnia Sha’Carri Richardsson, która uzyskała wynik 10.65 będący jej nowym rekordem życiowym. Amerykanka wyprzedziła Jamajki – Sherickę Jackson (10.72) i utytułowaną Shelly-Ann Fraser-Pryce (10.77).
fot. Tomasz Kasjaniuk
Swoboda miała w Budapeszcie trzy równe i szybkie biegi. Potwierdziła tym samym dobre przygotowanie do tego sezonu.
– Przygotowałyśmy się dobrze. Bardzo się z tego cieszę. Tak naprawdę regularnie biegamy poniżej 11 sekund, albo w granicy 11 sekund. Jest to niesamowite. Rok temu bym o tym marzyła. Myślę, iż to super prognostyk przed igrzyskami w Paryżu i mistrzostwami Europy w Rzymie – podkreśliła zawodniczka reprezentacji Polski, której generalnym sponsorem jest Grupa Orlen.
Kaczmarek teraz będzie leżeć i odpoczywać
Kolejny świetny bieg w Budapeszcie ma za sobą Natalia Kaczmarek. Polka wygrała trzecią serię półfinałową i z pierwszym czasem dnia – 49.50 pewnie awansowała do finału. Na końcowych metrach w biegu półfinałowym o wygraną rywalizowała z Sadą Williams.
– Spodziewałam się, iż zawodniczka z Barbadosu jest mocna. Było to widać już we wczorajszych eliminacjach. Walczyłyśmy do końca, ja chciałam też mieć w finale jak najlepszy tor – zaznaczyła Natalia Kaczmarek.
fot. Tomasz Kasjaniuk
Finał rywalizacji kobiet na dystansie 400 metrów zaplanowano na środę 23 sierpnia. – Mam nadzieję, iż zdążę wypocząć. Będę musiała teraz poleżeć i odpocząć. Nogi są OK, ale tutaj jest naprawdę bardzo duszno i ciężko się oddycha – przyznała Polka.
W półfinałowym biegu na 110 metrów przez płotki błędu nie ustrzegł się Damian Czykier, który z czasem 13.97 zajął ostatnie miejsce w stawce. Polak po zawodach ocenił, iż zabrakło mu treningu na wysokich prędkościach.
– Na moje prędkości wszedłem dopiero tydzień temu, a poprzednie pół roku wygrzebywałem się z różnych urazów – powiedział Damian Czykier. – Wydaje mi się, iż miałem dziś szansę na poprawienie wyniku z eliminacji. Natomiast zły był już start z bloków. Falstart Senegalczyka mnie rozproszył i to drugie wyjście nie było już tak dobre jak za pierwszym razem. Później doszedł ten błąd na siódmym płotku – analizował swój start polski płotkarz.
Źródło: PZLA
fot. w nagłówku Tomasz Kasjaniuk