Adrian Kostera, nieustraszony triathlonista, wkracza na niezbadane terytorium w świecie sportu wytrzymałościowego. Jego przedsięwzięcie to próba ustanowienia rekordu Guinnessa poprzez ukończenie najdłuższego triathlonu na świecie w ciągu jednego roku. Jako pierwszy człowiek na Ziemi, Adrian już przepłynął 1205 km, przejechał na rowerze 31132 km, a teraz zamierza przebiec 7833 km do końca maja! W naszym wywiadzie, Adrian dzieli się nie tylko technicznymi szczegółami swojego treningu i wyzwania, ale również opowiada o mentalnych i fizycznych aspektach swojej niezwykłej podróży. Jego historia jest inspiracją zarówno dla zawodowych sportowców, jak i dla tych, którzy stawiają swoje pierwsze kroki w świecie sportu wytrzymałościowego. W jakim miejscu jest dziś, jak zaczynał i jak widzi siebie w przyszłości?
Tomasz Koprowski: 6 maja 2024 roku. Adrian Kostera jest moim gościem. W którym miejscu Twojej drogi jesteśmy?
Adrian Kostera: Maj… Gdy obudziłem się 1 maja zrozumiałem, iż to jest ostatni miesiąc wyzwania, zeszło ze mnie całe ciśnienie. Zacząłem 1 czerwca rok temu i po przepłynięciu 1200 km, po przejechaniu na rowerze 31 tysięcy kilometrów, w styczniu zacząłem biegać. Cel: 7833 km, dzień w dzień 55 km i jest maj 2024. Ostatni miesiąc. Dokładnie wczoraj minął moment, kiedy zostało mi 1000 kilometrów do przebiegnięcia, 25 dni do końca.
Tomasz Koprowski: Ostatnie 1000 to dla biegacza ostatnia „setka”, ostatnia prosta w tym wyzwaniu. Stąd ten tysiąc jest szczególny, bo pokonujesz go… w jednym miejscu.
Adrian Kostera: Tak, jesteśmy na Polanie Jakuszyckiej, w Dolnośląskim Centrum Sportu. Biegamy tutaj z tyłu, na placu, pętla 640 m, więc trochę chomikujemy. Ale uwierzcie mi, iż 100% osób, które biegały za mną w Polkowicach na 400-metrowej bieżni, biegając 55 kilometrów dziennie, czy tutaj, gdy zapytałem na końcu, czy czuli, iż biegamy po pętlach, każdy odpowiadał, iż nie. Są rozmowy, towarzystwo, biegamy w grupie i naprawdę tego nie czuć, iż się biega po pętli. A co najważniejsze, toaleta zawsze jest blisko.
Tomasz Koprowski: Każdy biegacz zapyta o tempo takiego biegania
Adrian Kostera: Samo tempo ruchu, poruszania się, to jest między 5:45 a 6:10 min/km. Bardzo dużo osób chce ze mną zrobić swój pierwszy maraton, więc wszystko jest też przygotowane tak, żeby dali radę. Więc biegamy 4 kilometry, zatrzymujemy się na picie, jedzenie na 30 – 60 sekund, czasami trochę dłużej, jeżeli ktoś potrzebuje toalety, i biegniemy dalej. I wychodzi nam każdy maraton, dzień w dzień, brutto, ze wszystkimi przerwami, w 5 godzin.
Tomasz Koprowski: Mówisz, iż Ci, co chcą przebiec pierwszy maraton? Rozumiem, iż każdy może się zapisać, dołączyć, umówić się z Tobą na trening w czasie tego wyzwania?
Adrian Kostera: choćby musi!(śmiech) Inaczej całe to wyzwanie nie miałoby sensu. O to chodzi, żeby ludzie przyjeżdżali, dołączali i żebyśmy dzielili tę pasję. Żebyśmy to wyzwanie robili wspólnie. Dla mnie towarzystwo jest miłe, a dla was to też jest frajda. I przede wszystkim, już mogę liczyć w setkach, a może choćby w tysiącach liczbę ludzi, którzy podczas moich wyzwań zrobili pierwszy maraton. I cała masa ludzi, którzy choćby nie podejrzewali, iż przyjeżdżają tutaj na maraton właśnie.
Tomasz Koprowski: Polana Jakuszycka, ponad 900 metrów nad poziomem morza. Odczuwasz różnicę?
Adrian Kostera: Pierwsze dni tak, trochę zatykało. Przy takich przebieżkach po 3:30 min/km już to czuć jest, ale przy tym spokojniejszym bieganiu to nie. Ja biegam tętnie 107-117 w tych zakresach, ale myślę, iż jak spędzę tutaj miesiąc, to mały podbieg 900 metrów nad poziomem morza będzie miał pozytywny wpływ na kondycję później.
Tomasz Koprowski: A jeżeli chodzi o Twój trening, to rozumiem, iż jest to trening jednostajny? Czy wprowadzasz jakieś dodatkowe elementy?
Adrian Kostera: Próbowałem trochę wprowadzać, ale jednak jest za wcześnie. Jakoś tak… Biegam przez cały rok, adekwatnie poruszam się w bardzo niskich strefach i byłem zaskoczony, iż ostatnio biegałem 100 metrów po 1:40, co w ogóle nie podejrzewałem, iż jestem w stanie tak się rozpędzić. I przebiegłem ostatnio 2.5 kilometra takiego crossa po 3:38, więc mimo, iż nie trenuję, to gdzieś tam ta szybkość jest ukryta.
Tomasz Koprowski: Ile par butów zużyłeś?
Adrian Kostera: To będzie politycznie niepoprawne, o ile powiem, iż biegam po 4 tysiące km w jednej parze?
Tomasz Koprowski: Myślę, iż nie bo wielu takich biegaczy mamy w Polsce.
Adrian Kostera: To jest trochę tak, iż całe życie biegałem w butach, gdzie potrzebowałem dużo amortyzacji i bardzo często wymieniałem te buty, ale po przebiegnięciu tylu tysięcy kilometrów, a już chyba przebiegłem coś koło 20 tysięcy kilometrów. Coraz bardziej zmieniała mi się technika, zacząłem biegać coraz bardziej z palców i coraz bardziej męczyło mnie, o ile nie miałem kontroli nad tą nogą, o ile czułem, iż ona płynie w tym bucie. A teraz po prostu mam buty, które praktycznie już mają tak wgniecioną podeszwę, iż czuję palcami asfalt i teraz mi się biegnie najlepiej.
Tomasz Koprowski: Długie bieganie to też problemy takie, o których każdy biegacz wie, czyli przetarcia, pęcherze, zerwane paznokcie. Czy coś dopadło cię?
Adrian Kostera: Akurat mam szczęście, iż na początku zrobiły mi się dwa małe pęcherze na palcach i gwałtownie zeszły. A teraz tydzień temu zrobił mi się jeden, bo padało cały dzień. Nie mam żadnych obtarć. Jest tak, iż buty, w których biegam, a biegam też w rozmiar większych od stycznia, nie powodują u mnie żadnych obtarć, ale znowu w tych butach nie potrafię gwałtownie biec, np. nie zrobiłbym życiówki w maratonie, bo czuję, iż są trochę za duże, niedokładnie leżą. I znowu, jak mam idealnie dopasowane, to mogę biec maraton. Nie będę miał pęcherzy, ale znowu w tych dokładnie dopasowanych, jak zrobię ultra, to będę miał całe nogi pozdzierane.
Tomasz Koprowski: Czy już myślisz może o tym jak skonsumować superkompensację? Jakieś dwa, trzy tygodnie, cztery po zakończeniu wyzwania? Czy jakiś start planujesz?
Adrian Kostera: Nie wiem. Stoję teraz na rozdrożu. Fizycznie czuję się fajnie. Chciałbym robić rzeczy. Chciałem wystartować na 1/8 triathlonu już 7 czerwca. Dziesięciokrotny Ironman, czyli w perspektywie tego, co zrobiłem, to też można nazwać „sprintem” we wrześniu. Ale z drugiej strony jestem wypalony psychicznie, medialnie, marketingowo. Nie chce mi się myśleć o social mediach, o szukaniu sponsorów, finansowaniu. I z jednej strony rwie mnie do kolejnych projektów, a z drugiej strony chciałbym zamknąć się, zniknąć na rok i odpocząć.
Tomasz Koprowski: Podejrzeliśmy na treningu, iż w czasie biegania rozmawiasz z rodziną przez kamerkę w telefonie.
Adrian Kostera: Zawsze rano, przez godzinę, i wieczorem, od 18 do 19. Jak synek wróci ze żłobka, to jesteśmy godzinę na WhatssUp. Więc śmieje się, iż mój nadgarstek ma już lepszą stabilizację niż urządzenia do tego przeznaczone.
Tomasz Koprowski: Co mogłoby cię spotkać takiego dobrego albo złego? Co mogłoby spowodować przerwanie wyzwania w tym momencie?
Adrian Kostera: W ogóle przy takim wyzwaniu. Na tyle jestem pokorny, iż rozumiem, iż każdego dnia może być koniec. Są kontuzje… chociaż kontuzja jest też trochę nadużywanym słowem, bo ból, skurcze czy stan zapalny to raczej nie są kontuzje. To są chwilowe niedogodności, które irytują, utrudniają, ale to da się zamrozić, rozmasować, coś tam poradzić i będzie dobrze. I miałem tego masę od stycznia. Spotkało mnie wszystko od prostownika palca dużego – miałem stan zapalny, skrzypiące achillesy i TBS przy kolanie, przy biodrze, gruszkowaty. Miałem w kolanach obrzęki i jakoś to wszystko rozbiegałem, zaleczyłem iż tak powiem. No ale są rzeczy, których nie obejdziemy jak np. gdy zerwę ścięgno Achillesa, lub wiązadła mi strzelą czy coś takiego. To ten dzień będzie ostatnim. I nic się z tym nie zrobi.
Tomasz Koprowski: Taki jest sport.
Adrian Kostera: Dlatego dla mnie w tym całym przedsięwzięciu było ważne przygotowanie.Ja się osiem lat na to szykowałem. I w tym między innymi było studiowanie anatomii, fizjoterapii, żebym mógł auto diagnozować się na bieżąco, czyli decydować, czy to, co czuję, pozwoli mi ukończyć wyzwanie. Codziennie gdy mam bieg 55 km sprawdzam czy to, co czuję, każe przerwać trening i powiedzieć wszystkim ludziom, którzy biegną koło mnie „przepraszam Was teraz, ja muszę iść, bo to jest groźne”. Jak biegnę z ludźmi i czuję nacisk Achillesa to jest to koniec wyzwania na ten dzień. Wiem, iż ludzie przyjechali z całej Polski, ale ucisk Achillesa oznacza u mnie „przepraszam, idę do domu, muszę nasmarować, mrozić, wyspać się jak najwięcej i wrócić jutro dopiero”.
Tomasz Koprowski: Czy o ile te wyzwanie zakończy się sukcesem, a jesteś już bardzo blisko, na ostatniej prostej, to czy myślisz o tym, iż on będzie wyzwaniem dla innych do poprawienia go na wyższy poziom? Czy raczej namawiałbyś, żeby nikt nie naśladował cię w tak ciężkim wyzwaniu i w tak gigantycznej pracy jaką trzeba wykonać, żeby tu być gdzie ty?
Adrian Kostera: Na to pytanie odpowiem podwójnie. o ile chodzi o aspekt sportowy tego wyzwania, to tak. Każdy mój rekord czy rekord świata w 5-krotnym IronManie czy cokolwiek innego, co zrobiłem, to zawsze się cieszę, iż jest ktoś, kto przyjdzie i to poprawi. Bo na tym polega sport. Więc ja się po prostu cieszę. Kibicuję ludziom, którzy to robią i poprawiają, bo po to są rekordy, żeby je podbijać po prostu. Więc jak najbardziej uważam to za fajne, ale dla mnie też to, co ja robię, to nie jest może do końca aspekt sportowy tutaj najważniejszy, bo moje wyzwanie to dla mnie osobiście to nie jest pokonanie tych wszystkich kilometrów, bo to nie było najtrudniejsze w tym wszystkim: nauczyć się pływać, jeździć rowerem i biegać… Tylko dla mnie całe to wyzwanie to jest 8 lat od momentu, w którym wymyśliłem to sobie i pracowałem na szklarni praktycznie bez żadnych dochodów, bez znajomości, bez sponsorów, mając 5 osób + rodzinę na Facebooku, 8 lat pracy nad social mediami, nad szukaniem sponsorów, nad tworzeniem logistyki i zebraniem funduszy. Dla mnie to jest jeden wielki logistyczno-marketingowy projekt. I to jest piękne. Więc ja zachęcam do tego, żeby robić takie rzeczy, żeby każdy z nas uwierzył, iż potrafi z miejsca, w którym stoi, spojrzeć na najbardziej abstrakcyjne wyzwania w naszym życiu – nie musi być sportowy, a patrząc się na mój projekt, po prostu podejmować też takie wyzwania. Dla mnie ten projekt to jest coś takiego, jakbyśmy mieli kogoś, który sprzedaje hot dogi, powiedzmy w jakiejś budce i on zamarzył, iż będzie miał najlepszą restaurację w Warszawie i za 8 lat otwiera i dostaje ileś tam gwiazdek michelin i to jest to samo co ja tutaj zrobiłem.
Tomasz Koprowski: 31 maja 2024 – finisz. Meta projektu. Czy będzie to specjalny dzień?
Adrian Kostera: Tak, mam nadzieję, iż tutaj będzie się działo. Wielki dzień. Rok pracy, 8 lat przygotowań i marzenie, które skończy się 31 maja. To też jest taki dzień… Ja to zawsze tak mam, iż te dni są trochę smutne, bo to jest koniec i teraz będzie trzeba wymyślić coś nowego!
Tomasz Koprowski: I ostatnie pytanie. Gdzie widzisz siebie za 8 lat?
Adrian Kostera: To jest trudne pytanie. Na pewno bardzo prospołeczne rzeczy teraz mnie zajmują. I uważam, iż w tym kierunku najbardziej będę się rozwijał. Jest kilka kierunków, w których chcę się rozwijać. Pierwsze to chcę cofnąć się jeżeli chodzi o sponsoring, marketing, finanse i takie rzeczy i zacząć robić rzeczy bardziej otwarte, czyli bieganie z ludźmi gdzieś w parkach, spotykanie się bez żadnych funduszy. Chcę po prostu być dla ludzi, spędzać czas z ludźmi. Druga rzecz to jest. Byłem przez ostatnie lata w wielu miejscach, jak zakłady psychiatryczne, więzienia, schroniska dla nieletnich i to są miejsca, w których chciałbym być dużo częściej w przyszłości.
Tomasz Koprowski: Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za ukończenie projektu
Adrian Kostera: Dziękuję!