Wybiła 11 sekunda, a w meczu Jagiellonii stało się to! Tak tworzy się historię

1 dzień temu
20 tysięcy kibiców Jagiellonii Białystok krzyczało "Dziękujemy! Dziękujemy!" po ostatnim gwizdku Francuza Clementa Turpina. Remis 1:1 ze znakomitym Realem Betis był idealną puentą tegorocznej, niezapomnianej przygody mistrza Polski w Lidze Konferencji. Szalony zespół Siemieńca znów dał z siebie najwięcej, gdy mało kto się tego spodziewał. Tego rajdu do ćwierćfinału europejskich pucharów w Białymstoku nikt nie zapomni.
"Dziękujemy, dziękujemy!" - rozległo się błyskawicznie po Chorten Arenie tuż po zakończeniu braw, którymi cały stadion nagrodził Jagiellonię Białystok po rywalizacji z Realem Betis, kończącej na ćwierćfinale jej zmagania w Lidze Konferencji. To był wspaniała, choć nieusłana różami droga piłkarzy Adriana Siemieńca do wyrównania najlepszego wyniku polskiego klubu w XXI wieku. Choć pewnie zawodnicy Jagi jeszcze przez kilka dni będą się zastanawiać, co by było, gdyby udało się zamienić na gola jedną z sytuacji w znakomitej w ich wykonaniu pierwszej połowie, to z czasem będą już tylko dumni ze względu na swoją postawę w europejskich pucharach. A przecież zaczęło się naprawdę ciężko...


REKLAMA


Zobacz wideo Szczęsny czy ter Stegen? Kibice Barcelony podzieleni? "Zdecydowanie to on powinien być numerem 1"


1:7 z Ajaxem, 1:5 z Bodo. To była przepaść, ale nie "nie do zasypania"
29 sierpnia 2024 roku, Amsterdam. Piłkarze Jagiellonii Białystok schodzą niepocieszeni z murawy Johan Cruyff Areny po kolejnej wysokiej porażce z Ajaxem. Po 1:4 w Białymstoku, mistrz Polski wybronił "jedyne" 0:3 w rewanżu. Jaga praktycznie nie wychodziła z własnej połowy, mogła dostać jeszcze więcej bramek i choć należało docenić to, iż samo mistrzostwo Polski było dla niej wielkim wydarzeniem, to przeciwko takim rywalom jak Bodo/Glimt czy Ajax jej obraz momentami wyglądał dość przykro.
- Wynik jest jaki jest. Trzeba to wszystko przeanalizować i pracować nad tym, żeby przywyknąć do takiej intensywności. Musimy się też rozwijać - mówił bramkarz Maksymilian Stryjek, który wtedy debiutował w żółto-czerwonych barwach.
- Za nami duże doświadczenie i informacja, ile pracy przed nami, żeby rywalizować z tak jakościowym przeciwnikiem - mówił z brutalną szczerością szkoleniowiec Jagi Adrian Siemieniec. - Musimy realnie oceniać nasze możliwości i te spotkania. Uważam, iż w pierwszej połowie mogłem być zadowolony z tego, jak broniliśmy. Mało mieliśmy inicjatywy, za rzadko wychodziliśmy wyżej. Do straty bramki brakowało takich momentów. Nieźle funkcjonowaliśmy w niskim bloku. To dla nas dobra informacja, iż potrafimy przy takiej jakości i umiejętnościach indywidualnych przeciwnika dobrze bronić kompaktowo.
Niemniej jednak to był moment, gdy Norwegowie i Holendrzy wybili mistrzom Polski z głowy marzenia o zawojowaniu Europy. Opierająca się na "grze o własne marzenia" Jagiellonia została boleśnie sprowadzona na ziemię. Wydawało się, iż marzenia to nie wszystko, a przepaść piłkarska między Jagiellonią a takimi rywalami jest przeogromna, nie do zasypania przez wiele lat.


"Czurlinow, piłka meczowaaaaa!". Tak narodziła się europejska Jagiellonia
Liga Konferencji miała być dla Jagiellonii ciekawostką. "Ale może uda się awansować do baraży o 1/8 finału?" - zastanawiali się fani z Białegostoku przy ogłoszeniu terminarza fazy ligowej. Taki też był cel całego klubu. O tym, co miało nastąpić później absolutnie nikt jeszcze nie myślał. - W Lidze Konferencji liczę na 7-8 punktów, które powinny dać przepustkę do gry wiosną w tych rozgrywkach - mówił choćby w rozmowie ze Sport.pl Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagi i jeden z głównych twórców jej ostatnich sukcesów.
Jagiellonia miała jednak to szczęście, iż na początek los wysłał jej do Kopenhagi, na legendarne Parken, na starcie z niedawnym uczestnikiem 1/8 finału Ligi Mistrzów. FC Kopenhaga wyglądała wtedy dla mistrza Polski jak Ajax czy Bodo/Glimt, a przecież zespół Siemieńca musiał grać na terenie, gdzie kilka miesięcy wcześniej poległ choćby Manchester United.
Kończyła się 97. minuta. Przy wyniku 1:1, gdy białostoczanie wiwatowali przy każdej wywalczonej piłce, co prowadziło ich do sprawienia dużej niespodzianki, jaką byłby choćby remis, stało się coś, co przejdzie do legendy białostockiego klubu. Wybicie Sławomira Abramowicza, zgranie głową Tarasa Romanczuka, świetne zachowanie Afimico Pululu i szok! W ostatniej akcji meczu Darko Czurlinow rusza sam na sam z bramkarzem Kopenhagi Nathanem Trottem. "Czurlinow, piłka meczowaaaaa!" - emocjonował się komentator Polsatu Sport Szymon Rojek, którzy po chwili wraz z Andrzejem Niedzielanem głośno krzyczeli po tym, jak płasko kopnięta piłka wtoczyła się do bramki gospodarzy. Kopenhaga 1, Jagiellonia 2, to się naprawdę wydarzyło.


To był moment, po którym europejskie puchary już mogły się dla Jagi zakończyć, bo miała ona wspomnienie i wynik, które trudno było przebić. Ale to właśnie wtedy drużyna Adriana Siemieńca zobaczyła, iż nie mierzy się z piłkarskimi kosmitami, iż po drugiej stronie też są ludzie. Uwierzyła. A jak ważna to sprawa, widzieliśmy od sezonu mistrzowskiego do ostatniej rywalizacji z Betisem w ćwierćfinale.


Lepsi od Betisu, Kopenhagi czy Panathinaikosu. "Powinniśmy patrzeć z dumą"
Droga Jagiellonii była jak bajka dla kibiców tego klubu. 2:0 z Petrocubem, niezwykle efektowne 3:0 z Molde, które niedawno lało w fazie pucharowej Legię Warszawa, potem trochę problemów w Celje, Mladej Boleslav czy u siebie z Olimpiją Lublana, gdy Jagiellonia finiszowała w fazie ligowej już na rezerwie paliwowej. Awans do fazy pucharowej stał się faktem, a 11 punktów sprawiło, iż zabrakło tylko jednego "oczka" do bezpośredniej kwalifikacji do 1/8 finału. Niemniej, Jagiellonia z królem strzelców Afimico Pululu czy nieśmiertelnym Jesusem Imazem zadziwiała piłkarską Europę, bo przecież konia z rzędem temu, kto przed startem fazy ligowej powiedziałby, iż demolowany w letnich eliminacjach zespół Adriana Siemieńca będzie miał więcej punktów od Betisu, Panathinaikosu, Kopenhagi czy Heidenheim.
- Powiedziałem w szatni, iż widziałem w swoim życiu zawodowym parę gorszych momentów. Powinniśmy patrzeć z dumą na to, co zrobiliśmy - komentował to Siemieniec.
Bezdyskusyjne zwycięstwo nad TSC Backa Topola w dwumeczu, a następnie heroiczna obrona trzybramkowej zaliczki z pierwszego meczu w belgijskiej Brugii. Rewelacyjne highlighty, takie jak cudowna przewrotka Afimico Pululu na 3:0 z Cercle, co na koniec dało awans do ćwierćfinału. Jaga Siemieńca pokazała, iż już tak ma, iż jak widzi okazję do napisania historii, to po prostu z niej korzysta. Wywalczyła awans do ćwierćfinału europejskich pucharów. Grając po raz pierwszy wyżej niż w eliminacjach, wyrównała najlepsze osiągnięcie polskiego klubu w XXI wieku. W najlepszej ósemce czekała ją nagroda - rywalizacja z hiszpańskim Realem Betis.
"Chcemy, by Betis pamiętał, kim jest Jagiellonia Białystok"
Pierwszy mecz w Sewilli był dla piłkarzy z Białegostoku wielkim przeżyciem, ale też kolejną lekcją futbolu. Trudno jednak było się spodziewać, iż zespół, który w ostatnim czasie wygrywał z Realem Madryt i remisował na wyjeździe z Barceloną nie będzie miał przewagi. Wynik 0:2 jednak dwumeczu nie zamykał, wciąż pozostawiał furtkę na piłkarski cud, choćby jak zadanie miało być ekstremalnie trudne.


Ta wiara sprawiała jednak, iż cały piłkarski Białystok miał okazję do wielkiej mobilizacji. Bilety rozchodziły się błyskawicznie, jeszcze przed pierwszym spotkaniem. Gdy w środę do sprzedaży włączono ostatnie miejsca pozyskane dzięki zmniejszeniu stref buforowych, były one dostępne minutę, może dwie. Przewaga piłkarska Betisu z pierwszego meczu nie zmieniała faktu, iż wielu w cud autentycznie wierzyło. Bo to przecież futbol, gdzie już nie takie rzeczy się działy.
- Będziemy robić wszystko, żeby poprawić się względem pierwszego meczu, być konkurencyjnym w większej liczbie momentów i pozostawić po sobie dobry ślad, a każdy w Betisie pamiętał, kim jest Jagiellonia Białystok. Potrafił powiedzieć, jaki ta drużyna ma styl, czy jest ona wyrazista. Chcemy wyjść, grając swoją piłkę, aby coraz więcej ludzi w Europie wiedziało, co to jest Białystok i kim jest ta drużyna - zapowiadał trener Siemieniec.
Gdy piłkarze wychodzili na boisko, swoje trzy grosze dorzucili do tego ultrasi, prezentując efektowną kartoniadę na całą Chorten Arenę z hasłem "Never give up!", czyli "Nigdy się nie poddawaj!"


Kibice: "Never give up!". Jagiellonia posłuchała. Za rok powtórka?
I Jagiellonia posłuchała. Zaprezentowała całej Europie najlepszą wersję samej siebie. W pierwszej połowie była choćby lepsza od tak silnego rywala. Już w 11 sekundzie gola mógł strzelić Jarosław Kubicki, później doskonałej sytuacji nie wykorzystał Kristoffer Hansen, a gdy Norweg zdobył głową "bramkę do szatni", euforia wszystkich gwałtownie zmącił VAR, dopatrując się wyraźnego spalonego. Na przerwę pozostała tylko satysfakcja z gry "Żółto-Czerwonych" i poczucie nie wykorzystanej szansy, bo jasne było, iż po zmianie stron będzie już tylko trudniej.


Wiara drużyny Siemieńca była jednak przeogromna. Bo choć w drugiej połowie Jagiellonia momentami słaniała się już na nogach, a na kwadrans przed końcem sytuację sam na sam na 0:1 wykorzystał Cedric Bakambu i wydawało się, iż jest już pozamiatane, efektowna akcja w polu karnym Darko Czurlinowa dała kibicom Jagi ten oczekiwany od samego początku moment radości.


Na więcej stać "Żółto-Czerwonych" nie było, ale Białystok znów poczuł się tak, jak przez całą jagiellońską przygodę w Lidze Konferencji - przeogromnie dumny z Siemieńca, Pululu, Imaza, Skrzypczaka i absolutnie każdego, kto brał w niej udział.
Po ostatnim gwizdku Clementa Turpina nie było choćby najmniejszego jęku zawodu. Najpierw swoją euforia wyraziło 400 kibiców Realu Betis, a po chwili blisko 20 tys. fanów gospodarzy nagrodziło Jagiellonię Białystok ogromnymi brawami za to spotkanie. Drużyna, która dwa lata temu walczyła rozpaczliwie o utrzymanie w Ekstraklasie, teraz grała jak równy z równym z zespołem z hiszpańskiej czołówki, więc choćby wielkie "Dziękujemy!" ze strony trybun nie jest tu choćby najmniejszą przesadą.


A wynik 1:1 dodatkowo sprawia, iż "Żółto-Czerwoni" dobili do 14 punktów w rankingu UEFA i na 99 proc. będą rozstawieni przez całe eliminacje Ligi Konferencji. Więc co - za rok powtóreczka, prawda?
Idź do oryginalnego materiału