Totalna katastrofa FIFA. To musiało się tak skończyć. "Kto to w ogóle wymyślił?"

3 godzin temu
Chociaż szef FIFA - Gianni Infantino - zapowiadał, iż tegoroczne, nowe klubowe mistrzostwa świata będą największym turniejem w historii, to na razie jest on organizacyjną klęską. Mimo iż FIFA drastycznie obniżyła ceny biletów, to mecze - poza małymi wyjątkami - nie interesują kibiców, a trybuny świecą pustkami.
"To wstyd dla FIFA. Od dawna wiadomo było, iż ten turniej po ciężkim i długim sezonie nie będzie działał na wyobraźnię kibiców. Morze pustych miejsc na stadionach tylko to potwierdza. Ten projekt jest w powijakach, ale to wielka porażka federacji i ostrzeżenie przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata" - napisał futbolowego działu BBC Phil McNulty.


REKLAMA


Zobacz wideo Żelazny: Probierz był trenerem przeciętnych polskich klubów


Brytyjczyk nie jest jedyną osobą, która po zaledwie kilku dniach w ostrych słowach skrytykowała klubowe mistrzostwa świata FIFA, które realizowane są w Stanach Zjednoczonych. Turniej, który szef federacji - Gianni Infantino - w obecności Donalda Trumpa nazywał "najpotężniejszymi rozgrywkami na świecie", na razie cieszy się marnym zainteresowaniem kibiców. Momentami wręcz prawie żadnym.
W nocy z wtorku na środę polskiego czasu internet obiegły zdjęcia niemal pustego stadionu Inter&Co na Florydzie, na którym mecz rozegrały południowokoreańskie Ulsan Hyundai oraz Mamelodi Sundowns FC z RPA. "To katastrofa" - napisał brytyjski dziennik "Daily Mail" i choć to tylko skrajny przypadek, to tylko nieliczne mecze klubowego mundialu cieszą się dużym zainteresowaniem.
Przyciągają tylko nieliczni
Pierwsze trzy spotkania sprawiły, iż Infantino mógł chodzić dumny jak paw. Na meczu otwarcia, w którym Inter Miami gościł Al Ahly pojawiło się prawie 61 tys. kibiców. Stadion w Miami wypełnił się w 93 proc. Blisko 20 tys. więcej fanów obejrzało spotkanie PSG z Atletico Madryt na Rose Bowl Stadium w Pasadenie, co oznaczało, iż obiekt został wypełniony w 90 proc.
Nieźle było też w Cincinnati, gdzie Bayern Monachium rozbił 10:0 Auckland City i ponownie w Miami, gdzie Boca Juniors zremisowało 2:2 z Benficą. Tu stadiony wypełniały się odpowiednio w 81 i 85 proc. W drugim przypadku zdecydowała ogromna argentyńska populacja w Miami. I to na razie tyle, bo pozostałe osiem meczów miało koszmarną frekwencję.


Niemal do początku meczu wydawało się, iż wspomnianą rywalizację Ulsan z Mamelodi na stadionie, który może pomieścić 25,5 tys. widzów obejrzy niespełna tysiąc kibiców. Ostatecznie oficjalna frekwencja wyniosła 3412 fanów, czyli zaledwie 13 proc. pojemności stadionu. kilka lepiej było chwilę wcześniej w Seattle, gdzie River Plate ograło 3:1 Urawę Reds prowadzoną przez Macieja Skorżę. Na mogącym pomieścić 72 tys. kibiców Lumen Field pojawiło się zaledwie 11974 fanów, co stanowiło raptem 17 proc. pojemności stadionu.
Ale poniżej 50 proc. kibiców na stadionie zgromadziły też większe kluby: Chelsea, Borussia Dortmund oraz finalista ostatniej edycji Ligi Mistrzów Inter Mediolan. - Atmosfera była dziwna, bo graliśmy na prawie pustym stadionie - mówił po meczu z LAFC trener Chelsea Enzo Maresca.
Z kilku powodów klubowe mistrzostwa świata nie cieszą się zainteresowaniem. Poniżej procent zapełnienia stadionów na pierwszych 12 meczach turnieju. Średnia z tych spotkań to zaledwie 52 proc.!


Al Ahly - Inter Miami 93 proc.
Bayern Monachium - Auckland City 81 proc.
PSG - Atletico Madryt 90 proc.
Palmeiras - FC Porto 56 proc.
Botafogo - Seattle Sounders 44 proc.
Chelsea - LAFC 32 proc.
Boca Juniors - Benfica 85 proc.
Flamengo - ES Tunis 32 proc.
Fluminense - Borussia Dortmund 36 proc.
River Plate - Urawa Reds 17 proc.
Ulsan Hyundai - Mamelodi Sundowns FC 13 proc.
Monterrey - Inter Mediolan 44 proc.


Real Madryt nadzieją fazy grupowej
W niektórych przypadkach liczby są wręcz szokujące. I chociaż organizatorzy uspokajają i zapewniają, iż klubowe mistrzostwa świata nie okażą się niewypałem, to już wiadomo, iż na pozostałych meczach fazy grupowej - poza nielicznymi wyjątkami - trybuny będą świeciły pustkami.


Gwarantem pełnych stadionów jest Real Madryt, który w środę wieczorem polskiego czasu zagra pierwszy mecz w turnieju przeciwko saudyjskiemu Al Hilal. Bilety na to spotkanie tak samo jak na kolejne z Pachucą w Charlotte i RB Salzburg w Filadelfii dostępną są już tylko na czarnym rynku. Real to globalna marka, która przyciągnie kibiców niezależnie od miejsca i pory dnia.
Podobnym zainteresowaniem cieszyłyby się pewnie Barcelona czy Manchester United, które na KMŚ jednak nie grają. W fazie grupowej stadiony mogą wypełnić jeszcze Inter Miami i Boca Juniors. Oba ze względu na wielką rzeszę Latynosów zamieszkałych na Florydzie, których przyciąga Lionel Messi oraz marka 32-krotnych mistrzów Argentyny.
Sporym zainteresowaniem cieszył się też mecz PSG z Atletico, jednak sprzedaż biletów na to spotkanie ruszyła z kopyta dopiero po tym, jak drużyna Luisa Enrique wygrała Ligę Mistrzów. Wątpliwe, by kolejne mecze z Botafogo i Seattle Sounders zgromadziły podobną widownię.
A przecież mówimy tylko o wielkich firmach. Do końca fazy grupowej czekają nas jeszcze takie mecze jak m.in. LAFC - ES Tunis, Urawa - Monterrey, Wydad AC - Al Ain czy Pachuca - RB Salzburg. W tych spotkaniach prawie na pewno stadiony znów będą świeciły gigantycznymi pustkami.


- KMŚ to absolutna katastrofa dla mniejszych klubów. Ilu kibiców jest w Orlando? 200? Widziałem większe frekwencje na amatorskich meczach niż na spotkaniu tej rangi - powiedział jeden z fanów, który z trybun oglądał mecz Ulsan z Mamelodi, a którego cytował "Daily Mail".
- jeżeli frekwencja dalej będzie tak niska, Infantino powinien ponieść konsekwencje. Zresztą, o czym ja mówię? Król sam się nie zdetronizuje - dodał.
Niecałe 15 zł, by zobaczy Messiego
Powodów bardzo niskiej frekwencji na stadionach jest kilka. Wśród najważniejszych eksperci wymieniają: zbyt duże obiekty, za wysokie ceny, nieodpowiednia pora rozgrywania meczów (niektóre rozpoczynały się o 12:00 lokalnego czasu), nieznane Amerykanom kluby, które wypełniają 32-drużynowy turniej czy kiepski marketing. FIFA, która jeszcze niedawno chwaliła się, iż sprzedała 1,5 mln biletów na KMŚ, dziś rozdaje wejściówki prawie za darmo.
Jak informowały media, kilka dni przed meczem otwarcia federacja przygotowała specjalną ofertę dla studentów z Miami, którzy za jeden bilet w cenie 20 dolarów otrzymywali dodatkowo cztery darmowe wejściówki. To sprawiało, iż Messiego i spółkę można było zobaczyć za zaledwie 4 dolary, czyli niespełna 15 złotych od osoby. W pierwszej turze sprzedaży biletów wejściówki na to spotkanie kosztowały choćby 349 dolarów za sztukę!


Bilety na mecz LAFC - Chelsea sprzedawały się tak źle, iż organizatorzy postanowili wyłączyć z użytku górne sektory Mercedes-Benz Stadium w Atlancie. Kilka dni przed spotkaniem najtańsze bilety można było kupić za niespełna 50 dolarów.
- Kiedy tu przyjeżdżasz, musisz dbać o marketing. Nie możesz się spodziewać, iż ludzie sami przyjdą na stadiony. W USA nie było żadnego komitetu organizacyjnego, bo FIFA załatwiała wszystko sama. Federacji wydawało się, iż turniej po prostu przyciągnie fanów, kiedy dla nas jasne było, iż tak nie będzie. FIFA jest sama sobie winna - w rozmowie z BBC powiedział amerykański dziennikarz Jonathan Tannenwald.
I trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż Infantino oraz federację kolejny raz zgubiła pycha i nadmierna pewność siebie. Szef FIFA opowiadał o KMŚ jako największym turnieju w historii, jednak jego rozmach nie przekonał kibiców, co widać było po tempie sprzedaży biletów. Dopiero tuż przed turniejem Infantino zaangażował się w promocję rozgrywek, występując na kanale znanego streamera IShowSpeeda, którego konta na Instagramie, TikToku i Youtubie obserwuje po 40 mln użytkowników.
"The Athletic" poinformował, iż FIFA była ostrzegana przed frekwencyjną katastrofą na długo przed turniejem. Organizacji sugerowano, by turniej zorganizować na mniejszych stadionach, obniżyć ceny biletów i lepiej przystosować godziny meczów. Infantino i jego ludzie mieli być jednak przekonani, iż turniej, tak czy inaczej, przyciągnie rzeszę fanów. Nikt nie wziął pod uwagę tego, iż w tym samym czasie realizowane są mistrzostwa Ameryki Północnej, w której startują najsilniejsze składy reprezentacji USA i Meksyku, a niedługo po KMŚ do Stanów Zjednoczonych na towarzyskie tournee przyjeżdża Manchester United.


- Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony, iż frekwencja i tak jest dość wysoka. Stadiony świecą pustkami nie dlatego, iż kibice w USA nie lubią piłki nożnej. Oni w większości po prostu są w pracy. Kto w ogóle wymyślił mecze o 12 i 15? - w rozmowie z BBC powiedział Doug Robertson z "Atlanta Journal-Constitution".
- Poza tym to turniej, który dla kibiców w USA kilka znaczy, bo jest nowy. Mimo to ceny biletów były równie absurdalne jak pory rozgrywania spotkań. Dla FIFA to ostrzeżenie i nauczka przed przyszłorocznym mundialem - podsumował Robertson.
Idź do oryginalnego materiału