6 lutego 2011 roku - ten dzień na zawsze pozostanie w pamięci Roberta Kubicy i jego kibiców. To właśnie wtedy Polak uległ poważnemu wypadkowi w Ronde di Andorra 2011. Uniknął śmierci, ale odniósł poważne obrażenia. Z dużym impetem wbił się w barierę, ta przebiła jego auto i poważnie uszkodziła prawą rękę. Wypadek przydarzył się w momencie, kiedy mówiło się, iż kierowca może trafić do Ferrari w Formule 1. Jego kariera została brutalnie przerwana i zawisnęła na włosku. Ostatecznie po kilku latach Kubica znów zaczął się ścigać, wrócił choćby do "królowej motorsportu", ale wielkiej kariery tam nie zrobił.
REKLAMA
Zobacz wideo Marcin Borski o aferze podczas meczu: Rozpętała się awantura i skończyłem w szpitalu
Robert Kubica mówi wprost. "Wreszcie to zaakceptowałem"
W programie "Życie po życiu" na kanale WP SportoweFakty na YouTube Kubica wrócił wspomnieniami do tragicznych wydarzeń z Andory i tego, jak wypadek zmienił jego codzienne funkcjonowanie. - To było 14 lat temu, a jednak co roku ktoś mi przypomina, iż minęło kolejne 12 miesięcy - zaczął. - Oczywiście to nie jest tak, iż o nim zapomniałem, iż wyeliminowałem go z mojego umysłu. Wręcz przeciwnie, to był moment, który zmienił nie tylko moje sportowe życie, ale też wpłynął na całą wizję życia i zmienił mnie jako człowieka - podkreślał.
- Proces nauki po wypadku trwał bardzo długo i chyba nigdy zupełnie się nie skończy. Żyję jednak spokojnie z tym jak jest i zdaję sobie sprawę z tego, iż do lat sprzed wypadku już nie wrócę. Staram się po prostu wyciągnąć maksymalnie dużo z samego siebie - dodawał, tłumacząc, iż w końcu pogodził się z losem, który go spotkał. - Wreszcie zaakceptowałem to, co się wydarzyło, choć na początku miałem z tym problem. A dokładnie mój umysł, nad którym czasem trudno było zapanować - zaznaczył i wyjaśnił, o co dokładnie chodzi.
- Był okres, w którym głowa nie akceptowała prawej strony ciała. Wybudzałem się w nocy, miałem dziwne myśli. Wtedy bardzo pomógł powrót do sportu. To był punkt zwrotny. Musiałem znaleźć w nim inną drogę. choćby codzienne sytuacje udowadniały mi, iż nie jestem już tym samym człowiekiem. Chodzi o ograniczenia - podkreślał.
Zobacz też: Cały świat zastanawia się, co się dzieje z Schumacherem. Anglicy ujawniają.
"Nie myślę, co by było"
"Historia Roberta Kubicy, choć niesamowita, już zawsze będzie naznaczona pytaniem 'co by było gdyby?'. Co by było gdyby nie niesławny wypadek w Ronde di Andorra w 2011 roku, który zakończył jego marzenia o mistrzostwie świata Formuły 1? Czy ów mistrzem faktycznie by został?" - pisał Bartosz Królikowski ze Sport.pl. Jednak sam zainteresowany nie zamierza gdybać. To nic nie zmieni. - Nie myślę, co by było, gdybym nie uległ wypadkowi, czy jak wyglądałoby moje życie z dwoma stuprocentowo sprawnymi rękoma - puentował.
Mimo pewnych ograniczeń Kubica nie zrezygnował ze sportu. Choć w F1 już nie występuje, to ściga się w długodystansowych mistrzostwach świata (WEC). W tym roku odniósł ogromny sukces, bo wygrał 24 Le Mans. To jedno z największych osiągnięć w jego wyścigowej karierze. I wydaje się, iż póki co z motorsportu rezygnować nie zamierza.