W ostatni weekend podczas mitingu Lang Laufnacht w Karlsruhe Szymon Żywko uzyskał na dystansie 5000 metrów rezultat 13.51.25 (2.46/km), bijąc o niemal pół minuty swój dotychczasowy rekord życiowy. Ostatni raz taki czas notowany był w polskich statystykach osiem lat temu. Co interesujące 24-letni zawodnik AZS UMCS Lublin pół roku wcześniej został usunięty ze szkolenia centralnego przez Polski Związek Lekkiej Atletyki i od tego czasu sam musi martwić się o swoje szkolenie. Co sprawiło, iż zawodnik zrobił tak duży progres, jak wygląda jego trening pod okiem trenera Mirosława Barszcza i jak wygląda łączenie pracy programisty z wyczynowym treningiem, dowiecie się z naszego wywiadu.
Artur Kozłowski: Gratulacje osiągniętego wyniku. Piątkę pobiegłeś świetnie, bo 13.51.25. Czy spodziewałeś się takiego wyniku?
Szymon Żywko: Tak, jadąc do Karlsruhe, wiedziałem co chcę pobiec i takiego wyniku się spodziewałem. Byłem przygotowany na szybkie bieganie, więc zaskoczenia dla mnie nie było. Bardziej stresowałem tym, iż jest to bieg prowadzony na dużo szybsze bieganie na 13.25, a ja celowałem w 13:45 – 13.50. Na szczęście odnalazłem się w grupie.
Takich biegów, na takim poziomie, w tak dużej grupie nie ma za dużo, więc fajnie, iż udało Ci się tam trafić. W Polsce takich biegów w ostatnich latach raczej nie było. Jakie warunki były w czasie biegu?
Warunki były dobre. Nie były to warunki idealne, ale powiedziałbym nawet, iż bardzo dobre. W ciągu dnia było wietrznie, ale na szczęście wieczorem uspokoiło się, a w trakcie biegu, który był o 21.30, była przyjemna temperatura, jakieś 20 stopni, nie było duszno.
Jak wyglądała atmosfera na stadionie? Czuć było, iż tam doping jest z zewnątrz?
Jest świetna relacja z tego biegu i warto zobaczyć, jak to wyglądało. Atmosfera była podobna jak podczas Night of the 10,000m PB’s. To podejście jest niesamowite, jest masa kibiców, dla których jest również masa atrakcji. Kibice są nie tylko na trybunach, ale także stoją i dopingują na bieżni, na której wyłączone są ostatnie cztery tory, więc zawodnicy czują bezpośrednio kontakt z kibicami. W trakcie biegu zapewniona była wyśmienita oprawa muzyczna.
Miejmy nadzieję, iż doczekamy takich zawodów w Polsce. A jak to widzisz dalej w perspektywie tego sezonu? Jakie masz cele na ten sezon?
Póki co patrzę na najbliższy start, który odbędzie się 7 czerwca w Kopenhadze. Tam będę chciał jeszcze poprawić swój wynik. Wiem, iż stać mnie na bieganie w granicy 13.35-13.40. Jest sporo do poprawienia, ponieważ bieg w Karlsruhe nie ułożył się idealnie, przez to, iż zacząłem ostrożnie, musiałem sporo wyprzedzać, a po objęciu prowadzenia drugiej grupy przez 2 kilometry prowadziłem pościg za szybszą grupą.
Na początku roku była taka informacja, iż Polski Związek Lekkiej Atletyki przestał cię szkolić. Czy coś się zmieniło w tym zakresie? Czy Ty jesteś wciąż poza szkoleniem związkowym?
Tak, jesienią ubiegłego roku odbyła się konferencja szkoleniowców, na której związek zdecydował, iż nie będę szkolony. Od tego czasu szkolę się za własne oraz klubowe środki. W tym roku po raz pierwszy od czasu kiedy byłem szkolony w PZLA, przygotowywałem się tylko i wyłącznie z Trenerem Mirosławem Barszczem.
Czy to jest przypadek, iż Polski Związek Lekkiej Atletyki usuwa Cię ze szkolenia, a Ty poprawiasz się o prawie pół minuty na dystansie 5000 metrów?
To też nie jest tak, iż te pół minuty to jest jakiś duży przeskok, bo ja uważam, iż w ubiegłym sezonie mogłem biegać dużo szybciej. Niestety mój najlepszy zeszłoroczny wynik na 5000 metrów, czyli 14:20.03 nabiegany w Tychach, był uzyskany w niesprzyjającej pogodzie. W tym dniu było bardzo wietrznie oraz padało, a temperatura wynosiła około 5 stopni. Już wtedy wiedziałem, iż jestem na dużo szybsze bieganie, niestety bieg ułożył się tak, a nie inaczej.
Czyli można szkolić się samemu i wychodzi to na dobre?
W moim przypadku wyszło mi to na dobre. Kiedy jeździłem na obozy PZLA, byłem pod opieką trenerki Kadrowej. Po powrocie znów na planach Trenera Barszcza. Nie podważam umiejętności trenerskich trenerki Dziubińskiej, ale łączenie dwóch rodzajów treningu nie pozwalało mi wykorzystać mojego pełnego potencjału.
Byłeś w tym roku w Kenii na wysokogórskim obozie? W jakim okresie byłeś i jak długo tam przebywałeś?
Byłem w tym roku dwukrotnie w Kenii, pierwszy raz byłem na 4 tygodnie w styczniu, przygotowując się do startów halowych. Drugi raz byłem 26 dni w marcu. Wcześniej w Kenii byłem w ubiegłym roku. Rok przed pierwszym wyjazdem do Afryki korzystałem z pokoi hipoksyjnych w Zakopanem. Ostatni obóz w przygotowaniach do sezonu letniego spędziłem także w Zakopanem, tym razem bez hipoksji.
Na polskim podwórku każdy wynik poniżej 14 minut jest w ostatnich latach dość dużym wydarzeniem, bo niestety nie mamy wielu tak szybkich zawodników. Jak wygląda typowy dzień najszybszego w tym sezonie Polaka na dystansie 5000 metrów? Prosiłeś mnie o telefon po czternastej, czyli normalnie pracujesz?
Tak, pracuję normalnie. Jestem programistą, inżynierem danych i zajmuje się przetwarzaniem danych w chmurze. Jak to programista, mam to szczęście, iż pracuję zdalnie i nie mam stałych godzin. Sam ustalam godziny pracy, na umowie mam minimum pół etatu, a najczęściej wychodzi mi trzy czwarte etatu. Godziny pracy mam luźne, więc dostosowuje się z treningiem. zwykle od rana do popołudnia pracuję, a trening robię po pracy. Warunkiem podjęcia tej pracy była wysoka elastyczność. Mój pracodawca jest w stanie mi ją zapewnić, co bardzo doceniam. Trenowanie po wysiłku umysłowym nie jest niczym nowym dla mnie. Wcześniej były to studia dzienne, a teraz praca. Osobiście dla mnie to obojętne czy trenuje rano, czy po południu.
Rzeczywistość polskiego sportowca jest u nas ciężka. Czy masz kogoś, kto wspiera Cię na stałe?
Sporo pomaga mi klub, w którym trenuję, czyli AZS UMCS Lublin. Jest to klub, który znany jest w całej Polsce z dobrych sportowców, którym w znacznym stopniu stara się pomagać. Dzięki temu miałem zapewnione finansowanie części obozu w górach.
W kontekście treningu jak wygląda twój tydzień? Jak wyglądały takie najmocniejsze Twoje tygodnie treningowe?
Zupełnie inaczej trenowaliśmy w Kenii i inaczej trenuję na co dzień. W Kenii biegaliśmy jedynie krótkie odcinki, maksymalnie 500-metrowe. Żadnych tysiączków nie było. Zdarzało się 20 razy 400 metrów z prędkościami 62-66 sekund, co daje średnią poniżej 2.40. Dużo trenowaliśmy na prędkościach startowych, na krótkich przerwach, starając się utrzymać niski kwas. Na nizinach najcięższy trening to 8 razy 800 metrów w tempie startowym i minimalnie szybciej. Kilometraż w okresie startowym spada do 100-120 kilometrów.
Do tego dochodzi jakaś siła biegowa czy siłownia?
Trener Barszcz znany jest z dość mocnej siłowni. Zdarzają się treningi, które w sumie realizowane są 3 godziny, raz – dwa razy w tygodniu. W Kenii robiliśmy też sporo podbiegów, a na nizinach preferujemy siłę biegową w postaci skipów.
Przygotowując się do sezonu, trenowałeś z myślą o dystansie 1500 czy 5000 metrów?
Myślałem o obu dystansach 5000 plus 1500, ale jednak główny nacisk był na 5000 metrów. Nie zmienia to faktu, iż myślimy o półtoraku, bo uważamy, iż powinno się łączyć oba dystanse i bez mocnego półtoraka nie będę biegał mocnej piątki. Nie będę w stanie zamykać ostatniego kilometra w 2.35 o ile nie będę biegał 3.45 czy 3.40. Najlepsi biegacze to zawodnicy, którzy mają bardzo dobre wyniki na pokrewnych dystansach.
Jakie masz plany teraz długofalowe, gdzie się widzisz za kilka lat, czy na przykład później wydłużając się na ulicy, czy jednak mimo wszystko te 1500 – 5000 na razie jest dla ciebie wystarczające?
Praktycznie ten sezon to pierwszy sezon, gdzie wydłużyłem się na piątkę. Myślę o wydłużeniu dalszym, ale jeszcze konkretnie nie myślałem. Na razie chciałbym się sprawdzić właśnie w okolicy 1500-5000 i zostać na takich dystansach. o ile po drodze coś innego się trafi, to mogą to być jedynie przeszkody, które gdzieś się tam pojawiają na horyzoncie, ale to jeszcze nic pewnego.
Czy od biegu w Karlsruhe był jakiś kontakt ze związku? Ktoś chociaż wysłał gratulacje?
Jak na razie kontaktu nie było. Komunikacja ze związkiem jest trudna, a o ile już jest to przez trenera. Tak było zawsze. Nie oczekuję, iż dostanę jakiś telefon, czy gratulacje. Niektórych trenerów kadrowych spotkałem w trakcie Akademickich Mistrzostw Polski. Ci, z którymi rozmawiałem, pogratulowali mi. To też nie jest tak, iż się źle rozstaliśmy.
Co biegałeś na Akademickich Mistrzostwach Polski?
400 metrów w sztafecie.
I jak poszło?
Poszło mi w miarę dobrze. Uważam, iż po 3-4 godzinach snu, nie licząc tego, co w samolocie czy w autobusie to czas, który uzyskałem – 51,5 sekundy – jest całkiem niezły. Ja jestem zadowolony z takich prędkości, mając na uwadze fakt, iż jeszcze dzień wcześniej o 21.30 biegłem 5000 metrów w Karlsruhe.
Gratuluję więc wszystkich wyników i trzymam kciuki za dalsze sukcesy!