"Money, money, money. Must be funny. In the rich man's world" - to refren jednego z największych hitów kultowego zespołu ABBA. Trudno o bardziej oczywiste skojarzenie ze Szwecją (sorry, Zlatan!). Trudno też o bardziej znamienne słowa - życie w Szwecji kosztuje.
REKLAMA
ABBA fot. Filip Macuda/Sport.pl
460 koron (przy uwzględnieniu obecnych kursów ok. 171 złotych). To cena za dwie kawy i dwa kawałki ciasta w jednej z lokalnych kawiarni. Kawiarni, w której oczywiście z głośników usłyszeć można kolejne wersy innego muzycznego hitu. Tym razem "Dancing Queen".
Zobacz wideo Szczęśliwe losowanie reprezentacji Polski? Probierz ostrzega
"Jest zainteresowanie tymi meczami". Tu Legia zagra o marzenia
Muzyka gwiazd Eurowizji 1974 towarzyszy mi niemal przez cały pobyt w Sztokholmie, a po odwiedzeniu muzeum poświęconego popularnej grupie dosłownie nie chce wyjść z głowy. To właśnie po wizycie w nim rozpoczyna się moja podróż na stadion Tele2 Arena, gdzie mecze rozgrywa Djurgarden. Chcę dotknąć szwedzkiej piłki i na własne oczy przekonać się, jakie znaczenie odgrywa w życiu lokalnej społeczności. Okazja szczególna, bowiem lokalny zespół wciąż ma teoretyczne szanse na medal mistrzostw Szwecji. To ostatnia kolejka Allsvenskan i mecz z Norkopping.
Droga nie jest skomplikowana, ale wymaga skupienia. Po wyjściu z muzeum wsiadam w tramwaj linii "7" odjeżdżający z przystanku o skomplikowanie brzmiącej nazwie "Liljevalchs/Grona Lund". Wysiadam w miejscu, którego nie trzeba nikomu tłumaczyć - stacja "T-Centralen". Tam trzeba odnaleźć się w gąszczu ludzi pędzących w różne strony miasta. To najważniejsze komunikacyjnie miejsce Sztokholmu. Główna stacja metra, z której na mecz zabiera mnie linia "19" jadąca w kierunku "Hagsatra".
Czytaj także:
Wstrząsająca relacja Werner i Kołodziejczyka. Aż odbiera mowę
Dotarcie na przystanek Globen, będący najważniejszym miejscem dla kibica Djurgarden, zajmuje około 10 minut. Choć do meczu pozostało jeszcze trzy godziny, to w tym miejscu nie sposób nie zauważyć, iż zbliża się święto futbolu. Wychodząc ze stacji, nie idę sam. Szaliki, koszulki piłkarskie, przypinki, czapki.
Nieważne - czy młodzi, czy starzy, czy kobiety, czy mężczyźni. Mimo siąpiącego deszczu kibice tłumnie idą na mecz. Choć po prawdzie uczciwszym stwierdzeniem byłoby powiedzenie, iż idą do galerii handlowej, a dopiero potem na mecz.
Globen Shopping Center położone jest w bezpośrednim sąsiedztwie stadionu. "Marzenie dawnych pryncypałów Śląska Wrocław..." - myślę. To zresztą rozwiązanie wprost genialne. Kibice idąc na mecz, nie muszą martwić się o obiad. Zjedzą i napiją się w galerii. Interes się kręci. "In the rich man's world".
Sklep w Globen Shopping Center fot. Filip Macuda/Sport.pl
A jeżeli ktoś zapomniał z domu szalika, to z pomocą przychodzi olbrzymi sklep klubowy, który onieśmielić może wiele polskich klubów i stoisk. Po zakupach można w końcu iść na stadion i w spokoju obejrzeć mecz - tak się przynajmniej może wydawać.
Do przerwy jest spokojnie, gospodarze prowadzą 1:0. Kibice się bawią - przygotowali choćby efektowną oprawę. Co interesujące - na trybunach sztokholmskiego stadionu można usłyszeć... język polski.
Czytaj też: Ukraińcy w Polsce nie mają złudzeń. "Zapomniano o nas"
- Jest zainteresowanie meczami w europejskich pucharach. Oni teraz wygrali z Panathinaikosem i już zapraszają na Legię. Zresztą widziałeś sam na bandach reklamowych - mówi mi Marcin, którego spotykam w przerwie. - Mieszkam w Sztokholmie od trzech lat. Nie powiem, iż jestem na każdym meczu, ale na Legię się wybiorę - przyznaje.
Mecz z Legią dopiero za miesiąc, ale klub już zaprasza kibiców fot. Filip Macuda/Sport.pl
Zgodnie z jego słowami, choć do meczu z Legią pozostaje jeszcze miesiąc, to na bandach reklamowych klub już zachęca do kupna biletów. Zresztą Szwedzi mają z Polakami pewne rachunki do wyrównania.
- Ja nie chcę porównywać tych meczów. Nie jestem wielkim kibicem polskiej piłki i nie śledzę jej na co dzień, ale oni przez cały czas pamiętają o tym, co zrobił tutaj Lech. Obawiali się wtedy Ishaka, a załatwiło ich trzech innych piłkarzy. Chyba Skóraś strzelił, coś kojarzę - wspomina Marcin, przywołując sezon 2022/23, w którym Lech Poznań w 1/8 finału wyeliminował Djurgarden z europejskich pucharów. W Sztokholmie wygrał 3:0. - Jako Polak powiem tak - mam nadzieję, iż wygra Legia. Nie wiem czy spokojnie, ale wygra - dodaje mój rozmówca.
Spokoju na boisku nie zmąca za to choćby sytuacja, która zastaje wszystkich w drugiej połowie. Dochodzi do incydentu z udziałem kibiców gości, którzy w pewnym momencie chcą sforsować ogrodzenie i rzucają na murawę kilka rac. Sędzia prosi piłkarzy do szatni, ale po około 20 minutach sytuacja zdaje się być opanowana. Zdecydowana większość kibiców cierpliwie czeka na wznowienie gry. Nie wydaje się być specjalnie przejęta tym, co się stało. Mecz kończy się wygraną gospodarzy 3:1, którzy ostatecznie - ze względu na układ innych spotkań - kończą ligowy sezon na czwartym miejscu.
Po końcowym gwizdku nie słychać już śpiewów. Stadion pustoszeje, a wszyscy jak jeden mąż idą w kierunku metra. W drodze zauważam młodego kibica w koszulce reprezentacji Szwecji, który na plecach ma nazwisko Dejana Kulusevskiego. Nagle w mojej głowie pojawia się przyśpiewka dobrze znana wszystkim kibicom Tottenhamu - klubu, w którym występuje skrzydłowy.
""Gimme, gimme, gimme a ginger from Sweden,
"He came from Juventus,
"And he plays on the wing.
"Gimme, gimme, gimme a ginger from Sweden,
"Number 21,
"His name is Kulusevski."
I znów ta ABBA. Czas pokaże, który hit w czwartkowy wieczór zanucą kibice Legii: "Waterloo! I was defeated, you won the war" czy jednak "The winner takes it all!".