Vanuatu - niewielkie państwo w Oceanii - walczy w tej chwili ze straszną tragedią. We wtorek doszło tam do trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,4. Jak informuje Reuters, 14 osób zginęło, a ponad 200 zostało rannych. W stolicy kraju Port Vila są ogromne zniszczenia. Spod gruzów zawalonych budynków wyciągani są ludzie. Brakuje też artykułów pierwszej potrzeby. Na wyspie przebywa w tej chwili kilku Polaków, w tym bramkarz Górnika Zabrze Filip Majchrowicz, który poleciał tam na wakacje z narzeczoną. Sam również przeżywa wielki dramat.
REKLAMA
Zobacz wideo Życie Szeremety zamieniło się w szaleństwo. Stanowcza reakcja trenera
Polski bramkarz poleciał na wymarzone wakacje. O krok od tragedii. "To było najbardziej traumatyczne"
O tym, co zobaczył, opowiedział w rozmowie z dziennikiem "Fakt". - Sytuacja wygląda tak, iż są jeszcze wstrząsy wtórne. Dwa dni z rzędu ok. godziny 5 rano musieliśmy wybiegać z hotelu, bo wstrząsy miały ponad 5 stopni w skali Richtera. Ale to nic w porównany z tym co miało miejsce we wtorek. To była masakra - wyznał 24-latek.
Polski golkiper niemal otarł się o śmierć. W trakcie zwiedzania przytrafiła mu się koszmarna sytuacja. - Zza drzew wyleciała skała i ona zaczęła na nas spadać. Udało nam się odskoczyć, ale to było najbardziej traumatyczne, bo było blisko, aby ona nas przygniotła. Wszystko trwało jakieś 30 sekund - opowiedział.
Polak uwięziony na rajskiej wyspie. "Jedyne pocieszenie to..."
Majchrowicz wyznał, iż planował powrót dopiero 28 grudnia. w tej chwili przebywa w hotelu, gdzie występują przerwy w dostawach prądu i wody. Problemy są także z jedzeniem i wodą pitną, dlatego czeka na ewakuację. Na razie wciąż nie może się wydostać z wyspy. - Wszystko wraca do normalności, biorą Australijczyków, a Europejczycy mają siedzieć na du***. Ambasady UE długi czas nie miały kontaktu z Australią i dopiero na jutro (20 grudnia - przyp. red.) na 13 naszego czasu będą spotkania, mimo iż inne kraje takie jak Nowa Zelandia wywożą swoich obywateli - relacjonował na IstaStories.
Polak najprawdopodobniej będzie musiał czekać, aż wznowione zostaną loty komercyjne. - Francuzi wywożą tych, którzy chcą na Nową Kaledonię, z której teraz ciężko gdziekolwiek dolecieć, bo mają swoje problemy. Jedyne pocieszenie to dach nad głową, jedzenie i wi-fi - dodał.