Piotr Świst został rzucony na głęboką wodę. Dotychczas pracujący z młodzieżowcami gorzowskiej Stali, po odejściu Stanisława Chomskiego musiał rozpocząć pracę z całym składem i do tego nie miał większego wpływu na otrzymane zabawki. Debiutancki sezon zawsze bywa najcięższy, szczególnie przy tak gęstej atmosferze wokół Gezet Stali Gorzów. Świst prowadził zespół w trudnych momentach, próbował szukać nowych rozwiązań. Jak jednak przyznał na łamach Gazety Lubuskiej, cokolwiek by nie zrobił to otrzymywał dawkę narzekania oraz wulgarnych uwag.
– Cały sezon był ciężki. Jak tylko zacząłem pracę w klubie, to „jechano” po mnie cały czas. Ciągle był hejt, ja nic dobrego o sobie nie przeczytałem. Na okrągło było tylko „źle”, „źle” i „źle”. choćby jak było dobrze, to było źle. Zawsze była wina Śwista – przyznaje menedżer.
Świst przez cały czas się uczy
Nie ma co ukrywać, iż pierwszy sezon to zwykle poligon doświadczalny. Trener poznaje możliwości zawodników, szuka odpowiednio dobranej taktyki pod żużlowe szachy, a w przypadku problemów kadrowych – wybiera model rozwiązań. Piotr Świst kombinował ile wlezie z ustawieniem Stali, aby znaleźć to optymalne.
– To jest moja decyzja. Pierwsze dwa mecze w tym sezonie pojechaliśmy standardowo. Nie wyszło, więc później trzeba było kombinować i układać skład pod danego rywala. W jednym zespole byli inni młodzieżowcy niż w drugim. Trzeba było więc przestawiać skład. (…) Zawsze tak się robi, żeby skład był najlepszy. Ja to układam, przychodzę z tym do Krzysia Orła, analizujemy, jeszcze raz przestawiamy, jeżeli potrzeba.
Przed Piotrem Świstem drugi sezon na stanowisku trenera pierwszego zespołu. Doświadczenie zostało zebrane i z pewnością zostanie skrupulatnie rozdysponowane. Sam trener prosi o jedno – zaufanie.
– To był mój pierwszy sezon w roli trenera. Ja też się uczę, nie jestem alfą i omegą. Pewnie, iż można się pomylić w jedną czy drugą stronę, ale ja się uczę. Tak, jak to jest w powiedzeniu, iż człowiek całe życie się uczy, a głupim umiera – kończy.
