Świątek osłupiała. Musiała się tłumaczyć z tego, co zrobiła po meczu

3 godzin temu
Zdjęcie: fot. Screen: https://www.youtube.com/watch?v=WYa_Y7FpAEc&t=293s


Iga Świątek w piorunującym stylu awansowała do IV rundy Australian Open, kompletnie demolując Emmę Raducanu 6:1, 6:0. Już po spotkaniu oraz pomeczowym wywiadzie, Świątek tradycyjnie podeszła do jednej z kamer na Rod Laver Arena, by coś na niej napisać. To okazało się dla niej być może choćby trudniejsze niż sam mecz. Na pomeczowej konferencji Polka wyjaśniła, dlaczego jej największe zawahanie tego dnia przyszło właśnie wtedy.
Czy polscy kibice tenisa przenieśli się w czasie? Czy z zimnego stycznia trafiliśmy nagle na przełom maja i czerwca? Oglądając Igę Świątek w III rundzie Australian Open, można było odnieść takie wrażenie, bo przeciwko Emmie Raducanu Polka zagrała mecz godny swoich najlepszych występów podczas Roland Garros. Brytyjka miała być zdecydowanie największym dotychczasowym wyzwaniem dla naszej reprezentantki w Melbourne. W pierwszych dwóch meczach pewnie pokonała dwie groźne rywalki w postaci Jekateriny Aleksandrowej (7:6(4), 7:6(2)) oraz Amandy Anisimowej (6:3, 7:5).

REKLAMA







Zobacz wideo Marcin Mięciel czarował w polskiej lidze. A w kadrze? Żelazny: To była potwarz



Świątek rozjechała Raducanu jak w Paryżu
Tymczasem to, co zobaczyliśmy, było, używając terminologii bokserskiej, brutalnym nokautem i to bardzo szybkim. Świątek nie dała Brytyjce absolutnie żadnych szans. Dość powiedzieć, iż Raducanu w całym spotkaniu nie miała choćby jednej okazji na przełamanie. Więcej winnerów (24:9), mniej niewymuszonych błędów (12 vs 22), aż 83 proc. wygranych wymian po trafionym pierwszym serwisie i 73 proc. po drugim. To było KA-PI-TAL-NE. Tak grająca Iga może myśleć o wielkich rzeczach w Australii, może choćby o pierwszym tytule (choć oczywiście powoli, krok po kroku).


Najtrudniejszy moment dla Polki na korcie przyszedł już... po meczu. A choćby po pomeczowym wywiadzie. Tradycją jest, iż zawodnicy przed zejściem do szatni zatrzymują się przy jednej z kamer i piszą coś na obiektywie. Czasem życzenia, czasem podziękowania, czasem coś śmiesznego, różnie bywa.
Najtrudniejszym rywalem okazała się kamera
Świątek nie złamała tradycji i również z pisakiem w dłoni stanęła przed kamerą, po czym... zdębiała. Polka ewidentnie nie wiedziała, co napisać, aż roześmiała się z zakłopotania. Dopiero po chwili namysłu napisała "dziękuję za wsparcie", dorzucając na koniec serduszko. Co ciekawe, nieco później, już w trakcie rozdawania autografów, Świątek napisała kolejną wiadomość na innej kamerze. Tym razem już po polsku pozdrowiła fanów oraz przesłała serduszko dla swojego dziadka.


Świątek tłumaczy, czemu aż tak się zakłopotała
O właśnie ten zaskakująco niełatwą chwilę zapytali Polkę dziennikarze podczas pomeczowej konferencji. Świątek odpowiedziała, iż w takich momentach czasem jest u niej kiepsko z pomysłami.



- Cóż, ogólnie nie uważam się za zbyt kreatywną osobę. Za pierwszym razem nie miałam zielonego pojęcia co napisać, więc po prostu zdecydowałam się na najprostsze podziękowania dla kibiców. Dopiero potem pomyślałam dłużej i poprosiłam o drugą szansę. Jeszcze przed turniejem zadedykowałam moją grę w Australii mojemu dziadkowi i chciałam mu przesłać wiadomość. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, a zawsze chciałam i chociaż to nie jest ostatnia okazja, to ten mecz był bardzo dobry w moim wykonaniu, więc pomyślałam o tym - wyjaśniła Świątek, która w IV rundzie zmierzy się z prawdopodobnie największą niespodzianką turnieju, czyli Niemką Evą Lys.
Idź do oryginalnego materiału