Kamil Stoch w noworocznym konkursie w Garmisch-Partenkirchen będzie tym razem mógł uczestniczyć tylko jako widz. Ze względu na słabą formę trzykrotny zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni zrezygnował z udziału w 73. edycji tej imprezy.
REKLAMA
Zobacz wideo Fatalny start TCS polskich skoczków. Czy ufają trenerowi?
W rozpoczętym w niedzielę w Oberstdorfie Turnieju Polacy wyglądają bardzo słabo. Jedynym naszym zawodnikiem, który w pierwszym konkursie spisał się dobrze, był Paweł Wąsek, sklasyfikowany na dziesiątym miejscu. Czy w Ga-Pa Wąsek powalczy o utrzymanie miejsca w ścisłej czołówce Turnieju? Byłoby pięknie, gdyby powalczył tak znakomicie, jak siedem lat temu zrobił to Stoch. Wówczas lider naszej kadry wydawał się być bez szans, a jednak kapitalnie wyszedł z opresji.
Niemcy mieli aż dwóch faworytów. Stoch zniszczył ich marzenia
"Nasze szanse na wygranie Turnieju nigdy nie wyglądały tak dobrze, jak teraz" – zapowiadał pewny swego "Bild" tuż przed startem 66. Turnieju Czterech Skoczni.
Z siedmiu konkursów Pucharu Świata przed tamtym Turniejem Richard Freitag wygrał trzy, a w jeszcze dwóch innych zajmował drugie miejsca. Zwycięstwo, drugie i trzecie miejsce w tym czasie świętował też Andreas Wellinger. I to oni zajmowali pierwsze oraz drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. – Mamy dobrą sytuację i zamierzamy ją wykorzystać – zapowiadał trener Werner Schuster. – Atmosfera w naszym zespole jest wspaniała – deklarował Freitag. – Wolę zajmować drugie miejsce za Richardem niż na przykład za Austriakiem – dodawał Wellinger. Krótko mówiąc: w Niemczech wszyscy bardzo liczyli, iż któryś z ich skoczków wreszcie zakończy długi czas oczekiwania na triumf w Turnieju Czterech Skoczni. Ostatnim niemieckim zwycięzcą tej imprezy pozostawał wówczas Sven Hannawald, najlepszy w okresie 2001/2002. I wciąż pozostaje, bo zimą 2017/2018 niemieckie marzenia brutalnie przekreślił Stoch. Polak, którego "Bild" nazywał "słabą konkurencją", wygrał wszystkie cztery konkursy Turnieju Czterech Skoczni! Dokonał tego jako drugi zawodnik w historii.
Freitag pozował ze Złotym Orłem, a Stoch czekał i czekał
Najtrudniej Stochowi było o zwycięstwo w Garmisch-Partenkirchen. Po zwycięstwie w Oberstdorfie Niemcy byli przekonani, iż Freitag mający tylko 4,2 pkt straty do Polaka skontruje w Nowy Rok. I choć po pierwszej serii zawodów w Ga-Pa Stoch prowadził, a Freitag był dopiero szósty ze stratą 6,3 pkt, to ponad 20 tysięcy widzów tuż przed końcem konkursu przez kilkanaście minut radośnie czekało na zwycięstwo swojego faworyta.
Freitag po świetnym locie na 137 metrów przesuwał się w klasyfikacji. Stał uśmiechnięty na miejscu dla lidera, gdy na górze na swoje skoki czekali już tylko Słoweniec Tilen Bartol (drugi na półmetku) i Stoch. Czekanie tej dwójki przedłużało się tak bardzo, iż nam, życzącym triumfu Stochowi, trudno było nie liczyć, iż ktoś to wreszcie przerwie i uzna za końcowe wyniki po pierwszej serii.
Stoch na swój finałowy skok czekał aż 13 minut. Na belkę wszedł tylko raz i błyskawicznie dostał zielone światło, ale wcześniej namarzł się, gdy między pierwszym wejściem Bartola na belkę a jego skokiem minęło aż 12 minut.
- Widać, iż Kamil jest skupiony i podenerwowany. Ta sytuacja robi się niewyraźna. Puszczony w złych warunkach nie będzie miał żadnej szansy – martwił się w trakcie tego oczekiwania Szaranowicz. - Jest tu wielki balon z jednym ze sponsorów i on z jednej na drugą stronę się przewraca – opowiadał legendarny komentator.
- Jak długo to może trwać? Kiedy to wszystko się uspokoi? – denerwował się komentujący razem z Szaranowiczem Przemysław Babiarz. - Freitaga pokazują z nagrodą główną – niepokoił się, gdy realizator transmisji prezentował nam głównego rywala Stocha pozującego przy Złotym Orle.
Szaranowicz domagał się anulowania serii
Freitag wyglądał na bardzo zadowolonego, a jury zawodów – na totalnie zdezorientowane. Wykresy wiatru były oczywiste: Bartola i Stocha nie można było puścić na stracenie. Gdyby jury podjęło taką decyzję, prosiłoby się o skandal i niesprawiedliwie potraktowało Słoweńca i Polaka. Zresztą chodziło nie tylko o sportowy wynik, ale też o ich bezpieczeństwo. - Trudno liczyć, iż teraz będą mieli podobny wiatr, jak mieli zawodnicy do tej pory. Nie ma warunków do równego ukończenia zawodów – podkreślał Szaranowicz. - Zaliczenie tylko pierwszej serii byłoby dla gospodarzy nie do przyjęcia, bo zabrałoby im nadzieję na zwycięstwo – zauważał Babiarz. - Ale taka powinna być decyzja – nie miał wątpliwości Szaranowicz.
Gdy w końcu jury doczekało się poprawy pogody i stało się jasne, iż Bartol i Stoch skoczą, Szaranowicz głośno się martwił. - Przecież teraz trzeba by zrobić na nowo rozgrzewkę. Oni są wychłodzeni – mówił.
Bartol tego nie wytrzymał – miał dopiero 16. wynik serii finałowej i przez to spadł w konkursie z miejsca drugiego na piąte. Ale Stoch spisał się rewelacyjnie. Jego 139,5 metra było najlepszym, najdalszym, skokiem konkursu. - Wąsy opadły ze zdziwienia Freitagowi! – krzyczał uradowany Szaranowicz. - To trzeba być geniuszem sportu, żeby takie napięcie wytrzymać! – zachwycał się Babiarz.
Stoch pokazał, iż jest geniuszem. "Głowa była na karku"
A Stoch? Przyjął to wszystko na chłodno. – W takich wypadkach nie mięśnie są problemem, tylko głowa. Na szczęście głowa była na karku, a nie gdzieś tam w chmurach – mówił w rozmowie z reporterem TVP, Sebastianem Szczęsnym.
Chwilę później zwycięzca z Oberstdorfu oraz Ga-Pa i lider tamtego Turnieju Czterech Skoczni odmówił wchodzenia w porównania do Hannawalda. – Nie mówmy o tym. Wy sobie mówcie, ale poza mną – uciął, gdy Szczęsny pytał, czy Stoch pamięta wyczyn Niemca sprzed kilkunastu lat.
Stoch pamiętał, co przyznał po kolejnych zwycięstwach – w Innsbrucku i Bischofshofen. Ale na półmetku w Garmisch-Partenkirchen słusznie nie chciał tym żyć i nakładać na siebie wielkiej presji.
Niemcy grali Stochowi dziwny hymn. "Refleksyjna nuta"
W tamtym czasie prowadzony przez Stefana Horngachera Stoch był w tak wspaniałej dyspozycji, iż nic nie było w stanie go zatrzymać. Gdy my zastanawialiśmy się, dlaczego Niemcy po kolejnych zwycięstwach grają dla niego dziwną wersję polskiego hymnu, on dyplomatycznie odpowiadał na skijumping.pl: "W Oberstdorfie zagrano długą i piękną wersję, co było super, natomiast w Garmisch-Partenkirchen było to trochę nudnawe. Na szczęście, melodia była taka, jaka powinna być". Bliżej prawdy był jednak Babiarz, który w transmisji od razu po niemieckiej wersji "Mazurka Dąbrowskiego" rzucił krótkie, ale adekwatne: "Refleksyjna nuta".
Niestety, tym razem w Garmisch-Partenkirchen szanse na usłyszenie jakiejkolwiek wersji polskiego hymnu są niemal zerowe.
W zaplanowanych na Sylwestra kwalifikacjach zobaczymy pięciu Polaków: Pawła Wąska, Aleksandra Zniszczoła, Jakuba Wolnego, Piotra Żyłę i Dawida Kubackiego. Treningi od godziny 11.30, kwalifikacje od 13:30 – relacje na żywo na Sport.pl, transmisje w Eurosporcie, TVN-ie i na platformie MAX.