
Stellantis ogłosił decyzję o wprowadzeniu skróconego czasu pracy dla części pracowników. Ten krok jasno pokazuje, iż rynek samochodów nowych w Europie znajduje się w głębokim kryzysie. Jak podkreślają przedstawiciele koncernu, „nie ma sensu produkować na zapas, gdy popyt nie dorównuje podaży”.
Samochody zalegające na placach fabryk i u dealerów to scenariusz, którego Stellantis – podobnie jak inni producenci – stara się uniknąć.
Sprzedaż nowych samochodów, w tym szczególnie aut elektrycznych, nie spełnia oczekiwań. Ceny pozostają wysokie, a jednocześnie rządowe dopłaty i ulgi zostały ograniczone. Kryzys dotyka również rynku wtórnego – to sytuacja niespotykana od 2021 roku. Z raportów platformy Leboncoin wynika, iż na modelach hybrydowych i elektrycznych kupujący mogą dziś oszczędzić choćby do 10 000 euro.
Zobacz też: WRC przenosi się do Rzymu
Stellantis traci rynek – Renault i Volkswagen rosną
Dane za pierwsze półrocze 2025 nie napawają optymizmem. Sprzedaż Stellantis w Europie spadła o ponad 8%, podczas gdy Renault zanotował wzrost o 5,8%, a Volkswagen o 3,6%. Aby utrzymać marże, koncern zdecydował się na częściowe wstrzymanie pracy – w samych tylko zakładach we Francji oznacza to 2 000 pracowników. Tymczasowo zamknięto także pięć fabryk w Niemczech, Hiszpanii, we Włoszech i w Polsce. Decyzja ta, choć trudna społecznie, została dobrze przyjęta przez inwestorów – kurs akcji Stellantis gwałtownie odbił na giełdzie.
Widmo zwolnień i niepewna przyszłość
Na rynku pracy widać jednak rosnące napięcia. Wiele mówi się o niepewnej przyszłości zakładu w Poissy, który miałby zostać sprzedany klubowi piłkarskiemu Paris Saint-Germain. Problem jest jednak szerszy: francuski przemysł motoryzacyjny traci miejsca pracy. W ciągu ostatnich pięciu lat zlikwidowano około 40 000 etatów, a prognozy wskazują, iż w najbliższej dekadzie może zniknąć choćby 75 000 kolejnych.
Europejska branża motoryzacyjna stoi również przed ogromnym wyzwaniem regulacyjnym. Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej, od 2035 roku sprzedaż nowych aut spalinowych będzie zakazana. Według wielu producentów pełne przejście na elektromobilność w tak krótkim czasie jest nierealne.
Tymczasem konkurencja z Azji, a zwłaszcza z Chin, rośnie w siłę. Państwo Środka jest dziś największym producentem i eksporterem samochodów na świecie. Mimo unijnych ceł, marki takie jak BYD wchodzą na rynek europejski, oferując auta elektryczne szybkie w ładowaniu, technologicznie zaawansowane i dużo tańsze od europejskich odpowiedników.
Różnice kosztów są ogromne – według analiz sięgają choćby 35%. Wyższe ceny energii i pracy w Europie dodatkowo pogłębiają dystans, podczas gdy chińscy producenci otrzymują znaczące wsparcie państwowe.
Źródło: franceinfo.fr