Pyry z gzikiem: Dwa światy

kkslech.com 5 dni temu

Pyry z gzikiem – Luźne, obiektywne i nietypowe podsumowanie Lechowego tygodnia serwowane w poniedziałki podczas pory obiadowej. Alternatywa dla cyklu „Na chłodno” lub jak kto woli – „Na chłodno mini” bądź „express”.

Poniedziałek, 30 września 2024, 14. rocznica otwarcia nowej Bułgarskiej podczas meczu Kolejorza z FC Salzburg. Dziś oczywiście nie o tym, pora na późny obiad, czas na szybkie „Pyry z gzikiem” ugotowane ze składników, które dostarczył Lech Poznań. W ciągu trzech dni byliśmy wszyscy w dwóch różnych światach. Jeden zbombardował nam drugoligowiec, który zaraz po sensacji nie umiał ograć u siebie słabej Olimpii Elbląg (2:2), w drugim świecie wszystko jest za to kolorowe, dzieją się niesamowite rzeczy, choćby po ponad 4 latach ktoś umiał zdobyć hat-tricka i umocnić Lecha Poznań na sferze komfortu.

PIERWSZY ŚWIAT

Czwartek. Dlaczego Lech Poznań odpadł? Nie potrzeba tutaj większych analiz. Skompromitował się, bo piłkarze pomyśleli, iż po 5 ligowych zwycięstwach z rzędu mecz z II-ligowcem sam się wygra. To jest chyba najprostsza analiza, jaka może być, mecz w pierwszej kolejności zawalili piłkarze, którzy na dodatek wciąż są obrażeni na kibiców. Oczywiście, winny był też Niels Frederiksen, bo to on zestawił eksperymentalny skład, który później próbował zmienić logicznymi zmianami, ale nic to nie dało. Zmian w wyjściowej jedenastce na mecz z Resovią było za dużo, Duńczyk rozmontował ten zespół taktycznie, wprowadził na boisko nieprzygotowanych taktycznie i do końca gotowych fizycznie piłkarzy takich jak Filip Jagiełło czy Stjepan Loncar, który nie wracał do defensywy, nie wrócił m.in. za Hebelem mając swój udział przy utracie bramki. Niels Frederiksen mecz z II-ligowcem potraktował jak sparing, który miał dla wszystkich tragiczne konsekwencje. Mówienie o tym, iż „zmiennicy kiedyś musieli zagrać” czy „zmiennicy powinni sobie poradzić” nie jest rozsądne. Ten sezon wygląda podobnie, jak niezapomniane rozgrywki 2021/2022 czy inne, w których latem nie graliśmy w europejskich pucharach, zespół nie jest niczym zmęczony, nie ma prawa być podmęczony trudami sezonu, Puchar Polski tej jesieni nie był „kulą u nogi” jak np. w okresie 2020/2021 czy 2022/2023, gdy europejskie puchary skutecznie przykrywały rozgrywki krajowe i faktycznie należało wtedy rotować.

Lech Poznań grający sobie raz na tydzień, rozgrywający średnio 3-4 ligowe mecze w ciągu miesiąca nie miał prawa tak potraktować Pucharu Polski i stracić szansy na dublet po 41 latach, którego już chyba nigdy nie wygramy? Odpaść z II-ligowcem grającym w rezerwowym składzie? To nie miało prawa się zdarzyć, a już szczególnie w tak smutnym 2024 roku, w którym wszyscy przeżywaliśmy pracę Mariusza Rumaka, 119 minutę u siebie, 0:4 z Rakowem, 1:2 z Koroną czy Ruchem, lato bez europejskich pucharów bądź inne Lechowe wydarzenia, o których lepiej nie wspominać. Obok takiej klęski wprowadzającej tylko większą nerwowość nie można przejść obojętnie. Na wszystkich kiedyś tutaj nie będzie, urzemy, a przykładowo w 2108 roku ktoś inny będzie pisał, iż lider Ekstraklasy tego i tego dnia, w 2024 roku, ośmieszył się z II-ligową Resovią grającą w rezerwowym składzie. I do tego wspomni o Górniku Pszów, Stali Stalowa Wola, Pogoni Oleśnica czy o odpadnięciu Lecha Poznań w 2024 roku na tym etapie po raz pierwszy od lat 50-tych XX wieku! Zaraz po meczu z Resovią ciężko było cokolwiek Wam przekazać, ci zawodnicy z nowym trenerem znowu zakpili sobie z kibiców, same rozgrywki o Puchar Polski są jakieś przeklęte, zaczarowane, nie idzie nam w finałach, nie idzie w meczach z ekstraklasowiczami, teraz nie poszło nam choćby z II-ligowcem, który wystawił rezerwy. Na Puchar Polski czekamy od ponad 15 lat, a sezon 2024/2025 teoretycznie był dobry na odzyskanie tego trofeum. Jak później kibice mają wierzyć we wszystko co robią i mówią ci piłkarze, skoro nagle odstawiają taki numer? Niels Frederiksen u wielu też już dostał minusa, nie wyciągnął wniosków z kompromitacji, jakie notował z Brondby odpadając z II i III-ligowcami, a przecież miał jeszcze podobne wpadki trenując inne kluby.

W Lechu Poznań są strasznie odporni na oczekiwania i często nie rozumieją kibiców, a takie porażki z Resovią mają później wpływ na ludzi skupionych wokół klubu. Nie ma się co dziwić, iż wielu kibiców nie do końca wierzy lub ufa zawodnikom, boi się tzw. „mokrych szmat”, jakiś kryzysów, które przychodzą nagle, nie podziwiają piłkarzy i wygłaszają opinie, których w części biur przy Bułgarskiej po prostu nie rozumieją. Ehhh. Więcej nie ma już sensu pisać, wszystko jest wyjaśnione, historii już nie cofniemy, rewanżu z Resovią nie będzie, odpadliśmy z Pucharu Polski jeszcze zanim do rozgrywek w okresie 2024/2025 przystąpili polscy pucharowicze, więc co by tu można jeszcze dodać? Kompromitacja na całej linii, przez którą Lech Poznań zakończył grę co 3-4 dni po jednym maratonie, a to ma wpływ m.in. na liczbę treści pojawiających się na tej witrynie. Nikt nie spodziewał się odpadnięcia na tak szybkim etapie, z II-ligowcem, nikt przecież nie mógł wpisać do kalendarza takiej hańby, wydawało się, iż akurat w takim meczu Kolejorz przedłuży zwycięską serię i jako klub jakoś doczłapiemy się chociaż do grudniowej fazy w postaci 1/8 finału. Niestety. Lech Poznań potrafi zadrwić sobie z ludzi.

DRUGI ŚWIAT

Niedziela. Remis w Kielcach przy awansie w czwartek nie byłby zły, nie? Po hańbie w Rzeszowie i w zmienionym składzie należało już oczekiwać zwycięstwa Lecha Poznań nad Koroną, skoro wcześniej trener wystawił eksperymentalną jedenastkę na Resovię. Do 26 minuty było okej, Lech przeważał, zasłużenie prowadził, miał kontrolę, po czym stracił przypadkowego gola. Przy stanie 1:1 absolutnie nie było powodu do paniki, Koronie wyszła akcja, Lech trochę się zagapił, ale co z tego? Zdarza się, passa 6 meczów ligowych bez straty gola była tylko ciekawostką, jej przerwanie było czymś normalnym. Nie wiadomo jednak, co pomyśleli sobie piłkarze? Dlaczego nagle przy stanie 1:1 przestali grać? Czemu pozwolili Koronie prowadzić grę i stworzyć wiele okazji? Od 27 do 60 minuty Lech Poznań nie był sobą, stracona bramka od razu zdusiła go mentalnie, straciliśmy koncepcję, boiskową kontrolę, do tego wóz VAR popełnił 2 błędy, które mogły mieć wpływ na wynik.

Po 60 minucie przyszły 3 minuty nietypowych wydarzeń, Patrik Walemark mający wczoraj 12 kontaktów z piłką, 7 podań (6 celnych) i 3 uderzenia (wszystkie celne) zdobył kolejne 2 gole notując hat-tricka, który dał 3 punkty i przede wszystkim wprowadził spokój po Resovii Rzeszów. Wygrana w Kielcach została wyszarpana z wielkim trudem, wynik był lepszy od gry, ale o takich rzeczach za parę tygodni nikt nie będzie pamiętał. Patrik Walemark dał wczoraj coś więcej niż 3 punkty, on dał wspomniany spokój po kompromitacji w Pucharze i komfort w tabeli. Takimi meczami, jak z Koroną Kielce zdobywa się Mistrzostwo Polski, być może za parę miesięcy będziemy wszyscy mówić o dniu 29 września 2024, w którym drużynie nie szło, ciężko to się oglądało, „Koroniarze” przez większość czasu mieli optyczną przewagę, oddali więcej strzałów (15/5 do 8/4), ale Patrik Walemark swoim hat-trickiem zapewnił zwycięstwo, po którym bilans 8-1-1, gole: 20:5 wygląda jakbyśmy byli w innym świecie. Jeden świat zbombardowała nam Resovia kończąc „przygodę” w Pucharze Polski, ale istnieje jeszcze drugi i lepszy w postaci Ekstraklasy, w której Lech Poznań ma 10 oczek przewagi nad Legią Warszawa, 5 oczek nad Rakowem Częstochowa czy 4 punkty przewagi nad niedawno rozbitym Mistrzem Polski, Jagiellonią Białystok.

Nie można zachowywać się tak jak np. Mariusz Rumak, czyli butnie, pogardliwie w stosunku do rywali i nie mieć w sobie pokory. Mimo wszystko można zgodzić się z choćby postronnymi osobami, ekspertami piłkarskimi, którzy mówią, iż po 10 kolejkach największym rywalem w walce o tytuł może być sam Lech Poznań. Faktycznie. Tabela wygląda bardzo dobrze, na papierze mamy teraz dobry terminarz, jeżeli np. nie wyłożymy się w żadnym z 4 meczów u siebie, jakie zostały nam do końca 2024 roku i regularnie będziemy zbierali punkty na takich terenach, jak Kraków (2 razy), Zabrze czy Gliwice, to po prostu będzie dobrze. W takiej sytuacji utrzymamy 1. miejsce do końca rundy jesiennej, a wtedy jeszcze śmielej będzie można głosić slogany o faworycie do zdobycia tytułu Mistrza Polski. Oczywiście, trzeba mieć na uwadze nieprzewidywane sytuacje, które akurat Lecha Poznań dotykają bardzo często, Resovia Rzeszów już sobie z nas zakpiła, dlatego przysłowiowo wypada trzymać „ręce na kołdrze”, ale nie da się nie patrzeć na tabelę po 10. kolejce, nie uśmiechać się na jej widok czy nie mieć myśli dotyczących mistrzostwa. o ile nagle nie zanotujemy serii 3 meczów bez wygranej, nie będziemy przegrywać przy Bułgarskiej, zespołu nie dotknie plaga kontuzji, to powinniśmy utrzymywać przewagę nad goniącymi nas drużynami, a choćby powiększać przewagę nad Jagiellonię czy Legią, które w tym tygodniu rozpoczynają rywalizację w ścieżce ligowej Ligi Konferencji (dodatkowych 6 meczów do świąt).

DOŁEK CZY TAK WYSZŁO?

Na koniec jeszcze jeden wątek oprócz dwóch światów. Po ostatnim tygodniu z trzema meczami w ciągu tygodnia szło wyciągnąć wiele poważnych wniosków. Przede wszystkim mamy dołek w grze, już od Śląska Wrocław nie do końca wszystko funkcjonuje, choćby analiza Korony Kielce nie była dobra, o czym po meczu mówił Niels Frederiksen, który nie spodziewał się wybiegania za plecy naszych bocznych obrońców konkretnych zawodników rywala. Na pewno mamy kłopot z grą w ataku pozycyjnym na co także zwracał uwagę trener mówiący wczoraj po meczu o problemach w momencie posiadania piłki. Nie mamy składu na grę co 3-4 dni, już pod koniec września można pomału wydawać wiążące opinie, kto z nowych piłkarzy coś daje (Alex Douglas, Patrik Walemark), kto do niczego się nie nadaje (Bryan Fiabema i Ian Hoffmann), a kto potrzebuje czasu (Daniel Hakans, Filip Jagiełło + ewentualnie Stjepan Loncar). Ławka, jaką ma Lech Poznań jest przeciętna, wypada Joel Pereira, wypada Antoni Kozubal, wypada Afonso Sousa, wypada Mikael Ishak, wypada choćby Dino Hotić i nie ma kto ich zastąpić. Do tego dochodzi nauczenie się przez rywali naszego stylu gry co mogliście dostrzec już w meczu ze Śląskiem Wrocław. Tamten przeciwnik ustawił się typowo pod nas utrudniając grę, a Resovia grała z kontry wykorzystując przestrzenie głównie na naszej prawej stronie, na której prawy obrońca gra bardzo wysoko. To właśnie po akcji tamtą flanką i po zagraniu na środek straciliśmy gola na 0:1, również Korona Kielce atakowała głównie lewą stroną, z Mariuszem Fornalczykiem nie radził sobie Joel Pereira, dla którego trzy mecze w ciągu tygodnia, w tym jedno spotkanie z 45 minutami były zbyt dużym obciążeniem. Wczoraj zaraz po meczu Filip Bednarek musiał pomagać Portugalczykowi, którego łapały już skurcze.

Trzy mecze w ciągu tygodnia gwałtownie obnażyły kadrę Lecha Poznań, aktualnie nie jesteśmy gotowi do gry na równym poziomie co 3-4 dni, z taką kadrą możemy zdobyć Mistrzostwo Polski, jeżeli będą omijały nas kontuzje, będziemy punktować jak do tej pory, a faworyci nie będą umieli dotrzymać nam kroku. Bez wzmocnień w następnym sezonie czeka nas powtórka z rozrywki, Lech Poznań już zimą potrzebuje konkretnych transferów, zawodników gotowych do gry, innych piłkarzy od tanich uzupełnień w stylu Ian Hoffmann czy Bryan Fiabema, a być może choćby Stjepan Loncar, który wygląda na człapaka, na gracza, który profilowo nie do końca pasuje do stylu Nielsa Frederiksena. O przyszłości będzie można podyskutować w innych tekstach, na przykład w „Na chłodno”, na dziś trzeba się cieszyć z tego co jest, po Pucharze Polski skupić się już wyłącznie na lidze i zacząć wymagać jeszcze więcej. Każdy z Was widzi to, jaka jest sytuacja, jak wygląda sytuacja w tabeli Ekstraklasy, jak prezentują się rywale i z jakimi problemami zmagają się pucharowicze. W polskiej lidze zaczynamy poważną grę o utrzymanie 1. miejsca na wiele tygodni, a do tego potrzebne jest m.in. wymagane zwycięstwo nad Motorem Lublin. W sobotę po 20:15 nie ma innej opcji, jak 7 kolejne zwycięstwo Lecha Poznań przybliżające nas do celu, o którym trzeba zacząć pisać nieco śmielej, niż jeszcze miesiąc temu. To już ten czas.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału