Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
DOMINACJA LECHA I WAŻNE TRZY MINUTY
Lech Poznań niezbyt dobrze wszedł w ten mecz, ale grając w mocnym, optymalnym składzie (nie było tylko zawieszonego Antonio Milicia) gwałtownie potrafił zdominować Motor. Nasz zespół chciał grać swoją piłkę, wymieniać prostopadłe podania po ziemi, od czasu do czasu szukał też dośrodkowań na 15-10 metr oraz wrzutek z głębi pola kierowanych głównie do wchodzących w pole karne bocznych pomocników. Lech Poznań miał pomysł na grę, jednak Motor Lublin gwałtownie się w nim połapał, a wiele podań czy zagrań było niecelnych. W końcu w 24 minucie prostopadłe zagranie Afonso Sousy rozmontowało szczelną obronę rywala broniącego momentami na piątkę z tyłu, Mikael Ishak jak killer trafił do siatki, przełamał się, Lech Poznań prowadził 1:0 (do dziś wygrał we wszystkich 8 meczach, w których prowadził) i wydawało się, iż teraz pójdzie już z górki. Niestety nic z tych rzeczy. Brak koncentracji w obronie, błąd niezdecydowanego w odbiorze Alexa Douglasa doprowadził do szybkiej utraty gola na 1:1. Po tej bramce Lech równie gwałtownie odpowiedział, w ciągu 3 minut padły 3 gole, jednak bramka na 2:1 słusznie nie została uznana. W 27 minucie Patrik Walemark niepotrzebnie podawał do Mikaela Ishaka, który w tej sytuacji spalił akcję. Pierwszy Szwed po otrzymania podania powinien od razu uderzyć, a tym bardziej mając piłkę na swojej lepszej lewej nodze. Nie zrobił tego, nie trafił na 2:1, był spalony, nie było gola i tak naprawdę od tego momentu wszystko się posypało.
ROZCZAROWUJĄCE MINUTY
Nie wiadomo, dlaczego Lech Poznań po utracie gola znowu przestał grać? W Kielcach było tak samo i wtedy długo trwało zanim Kolejorz wrócił do gry. Dziś od 32 minuty do końca pierwszej połowy jakoś nie mogliśmy złapać rytmu, Motor przez 5 minut przeważał, oddał choćby 2 celny strzał w tym meczu. Lech miał wtedy problem z wygrywaniem starć w środku pola, pod tym względem nie było widać, kto miał pełny mikrocykl treningowy, a kto od 22 września grał co 3 dni, nie funkcjonował pressing, odbiór piłki, źle wyglądali nasi boczni obrońcy. Do 27 minuty Lech Poznań jeszcze jakoś wyglądał, później było tylko gorzej, Motor Lublin z łatwością czytał naszą grę w ofensywie, brakowało elementu zaskoczenia, optycznie źle to wyglądało i statystycznie tak samo. Zwykle Lech Poznań jest lepszy w pierwszych odsłonach i to wtedy strzelamy więcej goli.
BEZ KONTROLI NAD RYWALEM I BEZ POMYSŁU Z PRZODU
Lech Poznań wyszedł na drugą połowę rozkojarzony, już na początku drugiej części Motor Lublin przeprowadził groźną akcję prawą stroną, w 49 minucie mogliśmy odpowiedzieć, gdy miękko zacentrował Dino Hotić, ale nikt nie doszedł do tej piłki. Niedługo potem w 54 minucie brak zdecydowania na prawej stronie Joela Pereiry, a także spóźniony powrót do defensywy wspomnianego Hoticia doprowadził do sytuacji, w której pod bramką pogubili się pozostali defensorzy i pozwolili oddać strzał Mrazowi, którego ze względu na siłę oraz odległość nie mógł wybronić Bartosz Mrozek. Lech Poznań w tej, ale także w paru innych sytuacjach nie miał kontroli boiskowymi poczynaniami rywali, ponieważ grał zbyt wysoko, obrońcy byli źle ustawieni, w dodatku błędy np. Alexa Douglasa czy Joela Pereiry pozwalały na kolejne kontry, które przeważnie kończyły się strzałami. Jednocześnie z przodu Lech Poznań nie miał pomysłu, Motor Lublin grał czujnie, był blisko siebie ustawiony, wrzutki wrzucane na aferę padały łupem Rosy, a groźnych strzałów adekwatnie nie było. Atak pozycyjny w wykonaniu Lecha Poznań był typowym biciem głową w mur, nie było pomysłu, jak rozmontować obronę przeciwnika, przez co pojawiało się wiele bezsensownych dośrodkowań jak dawniej za Johna van den Broma czy za Mariusza Rumaka.
JAK MOŻNA BYŁO PRZEGRAĆ TAKI MECZ?
Jak można było przegrać taki mecz?! Jak można było przegrać mecz z Motorem Lublin, który grał 22, 25, 28 września i jeszcze 2 października?! Beniaminek miał w nogach grę co 3-4 dni, zagrał bez swojego podstawowego bramkarza, po wizycie w Skierniewicach wrócił do siebie i znowu jechał do Poznania, gdzie fizycznie dał sobie radę pokonując ponad 122 kilometry! Ponadto zaledwie 31-letni trener Motoru wyjaśnił nas taktycznie, skopiował zaprezentowany przy Bułgarskiej styl Śląska Wrocław co przy naszych problemach z pressingiem, wygrywaniem starć w środkowej strefie boiska czy z odbiorem piłki zakończyło się boleśnie. Statystyki tego meczu są mylące, bowiem 72% posiadania piłki i 24 strzały nie przełożyły się na wiele konkretów, a zwłaszcza w sytuacji, w której zaledwie 3 uderzenia były celne. Lech Poznań już od 3 spotkań grał gorzej, miał dołek w grze, teraz ten dołek się pogłębił, lider Ekstraklasy nie miał prawa przegrać meczu u siebie, z takim rywalem i w sytuacji, w której do tego spotkania przygotowywał się w zupełnie inny sposób od jeszcze osłabionego Motoru Lublin. Lech Poznań wczoraj nie przegrał, tylko się skompromitował, był to kolejny smutny mecz w 2024 roku podobny do tego z Ruchem Chorzów, Puszczą Niepołomice czy z Koroną Kielce w maju.
BUDZIMY SIĘ Z RĘKĄ W NOCNIKU
Tydzień temu trener Korony Kielce, Jacek Zieliński mówił o tym, iż jego zespół „obudził się z palcem w nocniku”. My możemy mówić o obudzeniu się choćby z ręką w nocniku. W ciągu kilkunastu dni Lech Poznań odpadł z Pucharu Polski, zaczął grać dużo gorzej, choćby podobnie jak wiosną za Mariusza Rumaka, tuż przed przerwą na kadrę przegrał u siebie z Motorem Lublin i roztrwonił przewagę nad wiceliderem, który już nas dogonił. Dwa oczka przewagi po wcześniejszych 6 kolejnych wygranych to żadna przewaga, Kolejorz wszystko to, co zbudował w sierpniu czy w meczu z Jagiellonią 5:0, zdołał już zaprzepaścić, roztrwonić, wróciliśmy tak naprawdę do początku. Co dalej? Nic. Sześciu podstawowych piłkarzy wyjeżdża teraz na kadrę, potem trzeba jechać do Krakowa na mecz z Cracovią, z którą nie wygraliśmy na wyjeździe od paru lat, a nudny październik zakończymy domowym spotkaniem z Radomiakiem Radom. jeżeli chodzi o emocje, to za bardzo nie ma się czym emocjonować, czym żyć, nie ma na co się nakręcać, długie dwa tygodnie październikowej przerwy na obozy reprezentacji narodowych uśpią wielu kibiców, którzy wczoraj dostali przysłowiową „mokrą szmatą” w twarz. Boli? Był czas przywyknąć, choć na pewno szkoda, iż wszyscy dostaliśmy ten cios w najmniej oczekiwanym momencie. Taka jest niestety specyfika Lecha Poznań, nasz klub słynie z zaskakiwania, dlatego starszych, najwytrwalszych kibiców coś takiego nie powinno już dziwić.
Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)