Wciąż reprezentacja Polski nie osiągnęła na Euro wyniku, który można by uznać za niespodziankę - część traktowała w tych kategoriach każdy zdobyty punkt, inni obniżali poprzeczkę jeszcze niżej i mówili, iż zaskakujące będzie choćby zdobycie bramki. O ile jeszcze 0:2 z Niemcami zostawiało pole do gdybania i pozwalało uwierzyć, iż wcale nie brakowało aż tak wiele, skoro do 52. minuty był bezbramkowy remis, Kinga Szemik nie miała aż tak dużo pracy, a później jeszcze Ewa Pajor miała doskonałą okazję do wyrównania wyniku tuż przed stratą drugiej bramki, o tyle 0:3 ze Szwecją nie pozwoliło choćby przez moment uwierzyć, iż ten mecz mógłby wyglądać inaczej. Dominacja rywalek była absolutna. choćby na chwilę nie straciły nad tym meczem kontroli. Nic ich nie zaskoczyło, nic w ich planie nie zawiodło. Były dojrzałe i bardzo silne fizycznie. Były po prostu znacznie lepsze.
REKLAMA
Zobacz wideo Na co stać reprezentację Polski kobiet na Euro? Możejko: Sukcesem będzie zbudowanie fundamentu na przyszłość
Polki po dwóch spotkaniach są już pewne odpadnięcia z turnieju. Zagrają jeszcze z Danią, która również nie ma na koncie punktu, i wrócą do domu. Nie słyszą jednak, jak prawie dwadzieścia lat temu polscy piłkarze, iż to wstyd, żenada, kompromitacja, hańba i frajerstwo. Ich występu na pierwszym w historii Euro w ogóle nie ocenia się w tych kategoriach. Kibice na stadionie w Lucernie dziękowali im za walkę i pocieszali, iż są dopiero na początku drogi. Eksperci wzruszali natomiast ramionami - nie wydarzyło się bowiem nic zaskakującego. Przyszło, co musiało przyjść. Tylko w internecie sporo osób zaczęło się denerwować, iż piłkarki traktowane są ze specjalną troską, ulgowo i nazbyt delikatnie.
To nieprawda. Zauważamy, iż drugi mecz był w ich wykonaniu słabszy; iż choć wiedziały, jak dobrze dośrodkowują i główkują Szwedki, to i tak straciły w ten sposób wszystkie trzy gole; iż nie miały już wystarczająco sił, by co kilka minut ruszać do kontry; iż porażka mogła być jeszcze wyższa. Ale znamy też ich miejsce w szeregu. Pamiętamy, z kim im przyszło grać. Wiemy, iż wyzwaniem dla polskiej ekipy było samo wyszarpanie biletów na ten turniej, więc oczekiwanie teraz, iż nagle zasadzi się ona na najlepsze drużyny w Europie jest tyleż naiwne, co niesprawiedliwe. I skoro mieliśmy świadomość, iż Polska przyjeżdża na pierwsze Euro, by się uczyć, to nie dziwmy się, iż niektóre lekcje są bolesne. Nie można oczekiwać, iż na tak lichym fundamencie, na jakim stoi kobieca piłka w Polsce, z dnia na dzień uda się postawić imponującą budowlę. Potrzeba czasu. Oby nadszedł kiedyś moment, w którym staniemy nad tą reprezentacją z batem i będziemy oczekiwać zwycięstw na wielkich turniejach.
To nie będzie mecz o honor. Tak, jak w pierwszym nie był Ekwadorem 2006 ani Senegalem 2018
Wielu dostrzegło też w kobiecym Euro ten sam scenariusz, według którego regularnie rozgrywają wielkie turnieje polscy piłkarzy: najpierw mecz otwarcia, później mecz o wszystko, a na koniec mecz o honor. Ale to niewłaściwe ramy. Honorem w przypadku piłkarek było samo wywalczenie awansu na tę imprezę, a meczem o szczególnym znaczeniu był już ten pierwszy, gdy Polska miała przedstawić się masie kibiców w starciu z arcymocnym rywalem i włożyła w ten występ tak wiele sił, iż cztery dni nie wystarczyły do pełnej regeneracji. To nie była Korea 2002, Ekwador 2006, Senegal 2018 ani Słowacja 2020, gdy porażka zaskakiwała i rozczarowywała jednocześnie. Naprzeciwko były Niemki - ośmiokrotnie mistrzynie Europy, aktualne wicemistrzynie i tegoroczne kandydatki do złota, którym Polki - o dziwo! - sprawiły sporo problemów. A dalej czekały Szwedki - nie mniej utytułowane i mające nie mniejsze ambicje, czerpiące garściami z doskonałego systemu szkolenia. To reprezentacje zbudowane na zupełnie innym fundamencie. Mające dekady doświadczenia, sprawne krajowe ligi i gablotę pełną trofeów. Gdy Polki wyjadą na wakacje, Niemki i Szwedki powalczą o medale.
Nikt nie obiecywał sobie awansu. Przeciwnie - zaraz po losowaniu mieszało się w nas współczucie, iż na debiutanckiej imprezie Polki będą musiały zmierzyć się z absolutną elitą, ze zrozumieniem, iż to szesnastozespołowy turniej, jeszcze nierozciągnięty przez UEFA, więc tylko olbrzymie szczęście przy wyciąganiu kulek mogło pozostawić Polsce resztki nadziei na wyjście z grupy. Polki w całej historii wyszarpały w meczach z Niemkami, Szwedkami i Dunkami jeden remis, a siedemnaście razy zostały pokonane. Bilans bramek? 8:73. To nie mogło zmienić się ot tak. Tuż przed samymi meczami było oczywiście coś pięknego w tym, iż do głowy przychodził scenariusz idealny, w którym Polsce jakoś się udaje. Wiara to przecież sedno bycia kibicem.
Ale same piłkarki nie obiecywały niczego, poza tym, iż dadzą z siebie wszystko. I słowa dotrzymały. Utkwiła mi w głowie wypowiedź Adriany Achcińskiej, która zapytana o odczucia i emocje towarzyszące odpadnięciu, najpierw powiedziała o smutku, a po chwili o zrozumieniu. Takie jest dzisiaj miejsce Polski w kobiecej piłce. Niemki i Szwedki to miejsce - mniej i bardziej brutalnie - jej wskazały. Trudno obrażać się na rzeczywistość. Trudno też być zaskoczonym czymś, co od początku wydawało się nieuniknione.
Nina Patalon mówi, jak jest. "Potrzeba może pięciu, może dziesięciu lat"
A jeżeli ktoś o tym zapomniał albo tego nie wiedział, to cała pomeczowa konferencja Niny Patalon była jedną wielką lekcją racjonalności. Selekcjonerka tłumaczyła, gdzie leży dziś Polska na futbolowej mapie i jakie są jej granice. Co już osiągnęła, a czego jeszcze nie. Rzucała danymi, opowiadała o poświęceniu piłkarek. Emanowała spokojem. Jej monolog trwał kilka minut. Cytujemy go w całości, bo doskonale tłumaczy obecną sytuację.
- Jestem spokojna, bo wiem, jaką przeszłyśmy drogę i jaką drogę ten zespół jeszcze ma przed sobą. Wiem, jak ciężko musiałyśmy pracować, żeby w ogóle się na tych mistrzostwach znaleźć. I wiem też, iż ciężka praca nigdy nie gwarantuje sukcesu. Ona gwarantuje jedynie szansę, iż możesz ten sukces odnieść. Ciężko pracowałyśmy przez cztery lata, żeby się tutaj znaleźć. Podniosłyśmy poziom w wielu obszarach, natomiast w rywalizacji z najlepszymi wciąż widać, jak wiele jeszcze jest aspektów, które trzeba doskonalić. To proces - zaczęła Patalon.
- Nie jestem rozczarowana, bo jestem bardzo świadoma. Od dwudziestu lat obserwuję, jaki jest poziom we wszystkich kategoriach wiekowych, więc doskonale znam siłę rażenia innych zespołów. Wiem, jak grają zespoły z absolutnej światowej czołówki i wiem, na jakim poziomie jesteśmy my. Wiem również, iż tego poziomu nie zmienimy w kilka minut. Dzisiaj najlepsze zespoły dają nam lekcje, a my potrzebujemy dyscypliny, pokory i wytrwałości, by dalej się rozwijać - stwierdziła.
- Kiedy zaczęłam pracować jako selekcjonerka, mówiłam, iż musimy być cierpliwi, bo długoterminowe procesy tej cierpliwości wymagają. W cztery lata zrobiłyśmy coś niesamowitego. Te zawodniczki i cały sztab ludzi wokół nich każdego dnia od czterech lat poświęcał się, żebyśmy się tutaj znaleźli. Wiem, ile każdy musiał zainwestować, by w cztery lata ta drużyna tak się zmieniła. Wiem, na jakie zmiany decydowały się dziewczyny, żeby się tutaj znaleźć - od zmiany klubów po zmiany w życiu prywatnym. Poświeciły naprawdę dużo i skupiały się wyłącznie na piłce. Znam cenę, jaka stała za każdym tym poświęceniem się. Dzięki temu dzisiaj nasza reprezentacja jest już w pełni profesjonalną drużyną - od organizacji zaczynając, a na poziomie sportowym kończąc. Tylko bądźmy świadomi, iż w mistrzostwach Europy gra szesnaście najlepszych drużyn. Nam przyszło się mierzyć z drugą i czwartą drużyną w europejskim rankingu.
- Mam wrażenie, iż w pierwszym meczu reprezentacja Polski zagrała imponująco i wlała dużo nadziei. Ale tutaj trzeba zagrać co najmniej trzy takie mecze, a nie jeden. A żeby zagrać trzy, to w Polsce nie może być 30 tys. piłkarek, tylko 120 tysięcy - jak w Szwecji. Albo jeszcze więcej, jak w Niemczech. Trzeba mieć w pełni profesjonalną ligę. Trzeba mieć rozgrywki młodzieżowe, które w Polsce dopiero są tworzone i rozwijane. I po to też był potrzebny ten turniej - żeby zwiększyła się w Polsce liczba dziewczynek grających w piłkę. Dzisiaj one już mają swoje idolki. Ale my wszyscy potrzebujemy cierpliwości i zrozumienia długoterminowych procesów działania. Piłka nożna kobiet w Polsce ma 40-letnią historię, ale tak naprawdę wszelkie działania mające rozwijać ten sport, rozpoczęły się dopiero w 2019 roku. jeżeli więc po sześciu latach my chcemy być mistrzami świata czy Europy, to musimy zastanowić się nad racjonalnością spojrzenia. Potrzeba czasu. Zobaczmy, co się dzieje z naszymi kadrami młodzieżowymi. Spójrzmy, jakie nakłady idą z federacji, by te młodzieżówki rozwijać. To zaprocentuje w przyszłości. Ale właśnie! W przyszłości. Nie wskoczymy od razu do pierwszej piątki w Europie. Na to potrzeba może pięciu, może dziesięciu lat, a może jeszcze więcej, bo przecież kraje, z którymi grałyśmy na tych mistrzostwach, nie staną nagle w miejscu. One też się rozwijają. My gonimy, one uciekają. To nie żadne kompleksy, ale świadomość, iż my dzisiaj dostałyśmy fantastyczną szansę nauczenia się czegoś. Mam nadzieję, iż po tym turnieju naprawdę będziemy bogatsi i lepsi. Nie tylko piłkarki, ale także cała organizacja. To trochę jak z najwyższą dywizją Ligi Narodów. Awansowaliśmy na Euro, bo wszystko, co się w tej Lidze Narodów wydarzyło, było nawozem do tego awansu - podsumowała Patalon.
Co istotne - nie mamy wrażenia, by Patalon patrzyła na to wszystko przez różowe okulary. Tak merytoryczne i wyważone wypowiedzi - udzielane na gorąco po meczu - budują przekonanie, iż kobieca piłka w Polsce jest w dobrych rękach. Cezary Kulesza powinien więc jak najszybciej zaproponować selekcjonerce nowy kontrakt, bo obecny wygasa po Euro. Oby nie zabrakło mu cierpliwości. W kobiecej piłce nie ma dróg na skróty.