Niewiarygodne, co się stało w meczu Polek z mistrzyniami olimpijskimi

11 godzin temu
To było aż niewiarygodne. Wiedzieliśmy, jak może wyglądać przebieg półfinału Ligi Narodów polskich siatkarek z Włoszkami, ale przebieg spotkania i tak zaskoczył chyba każdego.
Stefano Lavarini przez cały mecz powtarzał, iż coś "nie wystarcza". Że czegoś jest za mało, iż coś Polki potrafią zrobić lepiej, ale tego nie wykonują. Widać było, iż widzi potencjał na to, żeby polski zespół przynajmniej był obecny w walce z Włoszkami w półfinale Ligi Narodów. Ale boisko brutalnie to zweryfikowało.


REKLAMA


Zobacz wideo Tak wygląda Tour de France od kuchni


Wynik 0:3 (18:25, 16:25, 14:25) tym razem mówi o tym meczu wszystko. To mistrzynie olimpijskie zdominowały Polki, zagrały koncert. Polkom może być żal niewykorzystanych szans, choć było ich w sobotę niewiele. Włoszki narzuciły im bardzo trudne warunki i znakomity styl gry, ale kadra Lavariniego też nie pozwoliła sobie, by choćby zbliżyć się do przeciwniczek.


Świetny początek i niewykorzystana szansa
Do wyjściowego składu na sobotnią walkę o finał Ligi Narodów Stefano Lavarini wpisał Magdalenę Stysiak w ataku, Katarzynę Wenerską na rozegraniu, Agnieszkę Korneluk i Aleksandrę Grykę na środku, Martynę Czyrniańską i Martynę Łukasik w przyjęciu, a Aleksandrę Szczygłowską jako libero. Czyli w stosunku do spotkania z Chinkami nie dokonał żadnych zmian, choć to one zapewniły wówczas jego kadrze wygraną w bardzo zaciętym spotkaniu. Tym razem Polki nie były jednak faworytkami - grały jako "underdog" ze złotymi medalistkami olimpijskimi z Paryża, najlepszą drużyną światowego rankingu i jednocześnie zespołem, który nie przegrał od 27 spotkań. Nasz trener pewnie liczył, iż jego zawodniczki bez presji wejdą w to spotkanie o wiele lepiej w, teoretycznie, najsilniejszym zestawieniu.
I faktycznie, przez pierwszą część pierwszego seta to rzeczywiście wyglądało, jakby Polki miały grać na równi z faworyzowanymi Włoszkami. Co najmniej. W końcu zaczęło się od prowadzenia aż 4:0 polskiego zespołu. Ich rywalki przez chwilę nie wiedziały, co się dzieje, ale to nie trwało długo.
Najpierw doprowadziły do remisu 6:6, a potem, gdy Polki znów zyskały niewielką przewagę (9:6), to już cztery punkty później prowadzenie po raz pierwszy w tej partii było już po stronie mistrzyń olimpijskich (9:10). I mniej więcej w tym momencie drużyna trenera Julio Velasco przejęła kontrolę nad grą. Gdy zrobiło się 15:19, było już jasne, iż to Włoszki idą po zwycięstwo w tej partii. Że choć dzięki sporej przewadze na początku gry Polki miały swoją szansę, to ją zmarnowały. A mistrzynie olimpijskie takich prezentów nie przegapiają. Seta wygrały z jeszcze większym zapasem - do 18.


Włoszki nie miały problemów z wysokimi piłkami po tym, jak Polki wywierały na nich presję zagrywką. Atakowały skuteczniej, a drużynie Stefano Lavariniego brakowało podbitych piłek - asekuracji i odpowiednich zachowań w obronie. Rywalki miały też przewagę w bloku. I nie potrafiły przekuć swojego niezłego przyjęcia na kończone piłki na skrzydłach.
Polki znalazły się pod ścianą. Lavarini musiał prosić: "Uspokójcie się!"
Po zmianie stron sytuacja z poprzedniej partii się odwróciła - to Włoszki zaczęły od prowadzenia 3:0. Polki umiały na to zareagować i po chwili wyrównać. Jednak potem po naszej stronie było zbyt dużo chaosu w grze. Za mało jakości w rozegraniu, zbyt wiele problemów na obu skrzydłach i problemy zarówno w bloku jak i na zagrywce.
"Uspokójcie się dziewczyny, uspokójcie! Tak nie naprawimy naszych problemów" - mówił swoim zawodniczkom Stefano Lavarini, gdy poprosił o przerwę na początku partii. Ale u polskich siatkarek dalej królowały nerwy, niedokładność i nieskuteczność. Szkoleniowiec próbował zmian, w tym takich na pozycji: na boisko wprowadził bohaterkę z meczu z Chinkami Paulinę Damaske, Magdalenę Jurczyk, Alicję Grabkę czy Malwinę Smarzek. One nie dawały jednak takiego efektu, jak w środę.
Wyglądało to tak, jakby chwilami Polki bały się mocno atakować ze skrzydeł. I jakby za bardzo myślały, co za chwilę z wybronioną piłką zrobią rywalki, a nie to, co mogą zrobić same. "W naszym interesie jest, jak zajmujemy się piłką i jak możemy wyprowadzać kontrataki. Grajcie po każdą piłkę, każdy punkt" - próbował je zmotywować trener. Niestety, nic nie działało. A Włoszki krok po kroku budowały swoją przewagę, która pod koniec seta sięgnęła aż dziewięciu punktów - skończyło się 16:25 po asie serwisowym Włoszek. I polska drużyna znalazła się pod ścianą.


Miazga. Polkom została walka o brąz
Polkom brakowało też wyraźnej liderki, zwłaszcza przy słabej dyspozycji skrzydłowych. Najwięcej punktów po naszej stronie zdobywała środkowa Agnieszka Korneluk, ale nie zawsze byliśmy w stanie wykorzystywać ją w trakcie akcji, a w wielu momentach to zdarzało się już za późno, żeby pociągnęła za sobą resztę zawodniczek. A Włoszki bezlitośnie wykorzystywały każdy kawałek przestrzeni, jaki zostawiały im Polki. Były wszędzie, robiły wszystko niemal idealnie. I choć dało się dostrzec szanse Polek, to po chwili przekonywaliśmy się, iż nie miały narzędzi, żeby z nich skorzystać.
Bardzo bolała seria punktowa Włoszek z trzeciego seta. Ze stanu 8:8 zrobiło się 8:11 i to był ostatni moment, kiedy Polki mogły jeszcze powalczyć o przedłużenie tego meczu. Niestety, od wyniku 10:13 Polki zdobyły trzy punkty, Włoszki aż 12 i zyskały 11 piłek meczowych. Ich poziom był niesamowity. Wykorzystały drugiego meczbola dzięki atakowi po bloku Paoli Egonu, jednej z najlepszych zawodniczek świata, która zdobyła w tym meczu aż 17 punktów w zaledwie trzech setach. To była miazga - 14:25 i 0:3.


Choć Polki przegrały półfinał w kiepskim stylu, niemal bez walki z dużo lepszymi rywalkami, to pozostaje im jeszcze walka o trzeci z rzędu medal Ligi Narodów. W meczu o brąz zmierzą się z przegranym drugiego półfinału, w którym Brazylijki zmierzą się z Japonkami. Ten mecz rozpocznie się o 20:00 w sobotę, a walka o brąz LN w niedzielę o 16:30. Finał rozgrywek zaplanowano w niedzielę na 20:00.
Idź do oryginalnego materiału