Niewiarygodne, co Granerud przeżył po lądowaniu w USA. Wszystko pokazał

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen Instagram @halvorgranerud


Skoczył 116,5 metra, wylądował brzydko, został sklasyfikowany daleko. Ale Halvor Egner Granerud cieszył się w kwalifikacjach w Lake Placid, jakby zdobył mistrzostwo świata. Bo w pewnym sensie zdobył! Norweg wygrał naprawdę niesamowity wyścig z czasem i z trudnościami. To nie do uwierzenia, ile kłód pod nogi rzucił mu los.
"Według GPS-a powinienem być na skoczni mniej więcej w okolicach startu czwartego zawodnika podczas kwalifikacji" – relacjonował Halvor Egner Granerud wtedy, gdy w Lake Placid trwał już oficjalny trening. Jego rywale oswajali się ze skocznią, a on pędził jak szalony z Kanady. „Mam 39 numer startowy. Powinno być dobrze" – informował Norweg ze spokojem godnym Agnusa MacGyvera, bohatera starego amerykańskiego serialu „MacGyver", który obronną ręką wychodził ze wszystkich opresji i który w każdym odcinku potrafił się wybronić, bo robił coś z niczego. A Granerud dotarł do USA nie dość iż dramatycznie spóźniony – aż o dzień! - to jeszcze bez niczego.

REKLAMA







Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę



To było tak: w czwartek jeden z najlepszych skoczków świata miał wsiąść na pokład samolotu z Paryża do Montrealu. Niestety, odmówiono mu wejścia na pokład. Z jego winy. - W dokumentach wpisałem źle jedną literę w polu z numerem paszportu, dlatego odmówiono mi wejścia na pokład w czwartek. Spędziłem noc w Paryżu, a teraz właśnie wsiadłem do tego samolotu – relacjonował Granerud w piątek w swoich mediach społecznościowych.
Kibiców prosił, żeby życzyli mu powodzenia i próbował się pocieszać, wyliczając, iż o godzinie 12.15 czasu miejscowego powinien lądować, o 15.00 powinny zacząć się treningi, a dopiero o 17.00 kwalifikacje. Wychodziło mu, iż w miarę spokojnie zdąży pokonać trzygodzinną drogę z Kanady do amerykańskiej wsi w stanie Nowy Jork. Wyruszając z Paryża Granerud przestrzegał wszystkich, żeby uważniej niż on wypełniali dokumenty w podróży. I chyba przeczuwał, iż to jednak nie będzie koniec kłopotów. Wymowne okazały się te jego słowa: „Mam nadzieję, iż wyląduję z kompletnym bagażem".


Niestety, w Montrealu okazało się, iż sprzęt Graneruda się zgubił. „Rozczarowujące wieści: nie dotarła żadna z moich walizek" – informował po wylądowaniu w Kanadzie. A zatem pojawił się dodatkowy kłopot dla Norwega – konieczność pożyczenia sprzętu od kolegów i rywali. Najpewniej od kilku różnych. Trudno w takich okolicznościach skoczyć dobrze. Zwłaszcza gdy spędziło się jeszcze nadprogramową godzinę na przejściu granicznym między Kanadą a USA. I przez to wpadło się na skocznię naprawdę w ostatniej chwili. Zdjęcie z kciukiem w górę oznaczające, iż dotarł i będzie skakał Granerud opublikował mniej więcej wtedy, gdy w kwalifikacjach startował Piotr Żyła, mający numer 24. Przypomnijmy – Granerud startował z numerem 39.





Halvor Egner Granerud podczas zawodów PŚ w Lake Placid Screen Eurosport, Instagram @halvorgranerud





Miał więc nie więcej niż kwadrans na złapanie oddechu po podróży przez pół świata. Uff, całe szczęście, iż się udało! Sympatyczny zawodnik był naprawdę krok od tragedii, jak MacGyver. Wyratował się, skacząc 116,5 metra i zajmując w kwalifikacjach 27. miejsce. Czyli do sobotniego konkursu indywidualnego awansował całkiem spokojnie. Co przyjął ze zrozumiałą euforią.





Halvor Egner Granerud podczas kwalifikacji PŚ w Lake Placid Screen Eurosport


Granerud myślał czy nie zostać w domu
Przypomnijmy, iż jeszcze niedawno nie było pewne czy Granerud w ogóle wystartuje w Lake Placid. Norweg zastanawiał się czy nie zostać na spokojne treningi w Trondheim. To tam mieszka i to tam za niespełna miesiąc rozpocznie się najważniejsza impreza tego sezonu - mistrzostwa świata.
- Przedyskutuję to jeszcze z trenerami, ale mam za sobą dobry weekend, skakałem nieźle, więc myślę bardziej o tym, żeby lecieć do Lake Placid i Sapporo - mówił Jakubowi Balcerskiemu ze Sport.pl po niedzielnych zawodach w Willingen, gdzie był jedenasty i dziewiąty. - Wypełniłem odpowiednie dokumenty i jestem gotowy, mam plan A i plan B: zarówno na opcję z wyjazdem do USA, jak i na zostanie w Norwegii. W Trondheim myślałbym oczywiście bardziej o treningach niż o przesadnym odpoczynku i regeneracji. Droga do wysokiej formy, którą chciałbym prezentować, wiedzie przez więcej takich skoków, jakie oddawałem w Willingen - tłumaczył nam Granerud.



Niestety, okazało się, iż te dokumenty wypełnił źle i dlatego najadł się stresu. Ale oby okazało się, iż decydując się lecieć do USA wybrał dobrze. Na szczęście do Lake Placid zdążył i miejmy nadzieję, iż po szalonym piątku przed nim dwa dobre dni zawodów.
Idź do oryginalnego materiału