Przez ostatnie dziesięć lat polskie MMA przeżywało swój zdecydowanie najlepszy okres w całej historii. W marcu 2015 roku Joanna Jędrzejczyk zdobyła pas mistrzowski UFC jako pierwsza Polka w dziejach. Dzięki niej polska flaga widnieje dziś na każdym pasie amerykańskiego giganta. W 2019 roku umieszczono na nim barwy ośmiu narodów, które jako pierwsze miały swoich mistrzów w UFC (obok Polski są tam także: USA, Brazylia, Kanada, Wielka Brytania, Irlandia, Holandia i Białoruś). Sukces Joanny był wręcz epokowy, zważywszy na to, jak nasi rodacy radzili sobie wcześniej w największej organizacji MMA na świecie.
REKLAMA
Zobacz wideo Jan Urban już ma swoje objawienie! Największy wygrany
Sukces Jędrzejczyk wiele zmienił. Błachowicz spełnił amerykański sen
Przed życiowym sukcesem Jędrzejczyk Polska jako kraj miała tylko dziewięć zwycięstw łącznie w UFC. Z czego 1/3 należała do Tomasza Drwala (3-3 w UFC), czyli pierwszego naszego reprezentanta w tej organizacji. Samo MMA w 2015 roku miało już zbudowaną dość dużą fanbazę w Polsce, głównie dzięki rozwojowi KSW. Jednak o Polakach poza Europą słyszeli głównie fani mocniej wkręceni w sporty walki. Nic zresztą przesadnie dziwnego - nie było wyników, nie było zainteresowania. Dopiero triumf Joanny powiedział szerszej publiczności, iż poza granicami KSW też się coś interesującego dzieje.
Rzecz jasna sukces Jędrzejczyk nie uczynił nas z miejsca potęgą. Po niej również było wielu, którzy od UFC się po prostu odbili i kończyli z bilansem typu 0-3 (np. obecny freakfighter Salim Touhari). Ale przynajmniej zaczęli pojawiać się ci, którzy znaczyli już nieco więcej. W tym nasz drugi w historii mistrz, czyli Jan Błachowicz. On zadebiutował co prawda już w 2014 roku, ale takiego prawdziwego Błachowicza oglądamy w UFC od 2017 roku. Wcześniej miał bilans 2-4 i był na skraju zwolnienia, przed którym uratowało go prawdopodobnie efektowne duszenie na Devinie Clarku podczas gali w Gdańsku w październiku 2017 roku.
Nikt wtedy jeszcze nie mógł wiedzieć, iż niespełna trzy lata później, a dokładnie 26 września 2020 roku "Cieszyński Książę" zrobi Dominickowi Reyesowi sieczkę z tułowia i nosa, po czym wzniesie pas wagi półciężkiej. Polak zdołał potem obronić swój tron przed zakusami mistrza wagi średniej Israela Adesanyi, ale w październiku 2021 roku stracił pas na rzecz Glovera Teixeiry. Od tamtej pory nasz kraj czeka na kolejne mistrzostwo UFC.
Polska inwazja nadchodzi. Potrzebujemy więcej nadziei
W 2025 roku mija pięć lat od legendarnego triumfu Błachowicza. Teoretycznie zatem czas najwyższy na kolejny polski sukces, by podtrzymać serię. Niestety jednak w tej chwili tak kolorowo nie jest. Jan ma już 42 lata, jest po porażce z Carlosem Ulbergiem, a jeżeli wierzyć doniesieniom, czeka go teraz walka z dopiero 13. w rankingu Bogdanem Guskovem, czyli typowy pojedynek "odbij się albo pożegnaj ze ścisłą czołówką". Ogień do walki o najwyższe cele też już nie ten. Nie ma się co dziwić. Osiągnął wszystko, na szczycie już był, finansowo jest ustawiony, a zdrowie ma się jedno.
Michał Oleksiejczuk jeszcze sporo w UFC może zdziałać, ale to raczej materiał na Top 15, może Top 10 wagi średniej, nie na mistrza. choćby mimo dołączenia do rosnącej potęgi w świecie sportów walki, jaką jest brazylijski klub Fighting Nerds. Mateusz Rębecki zgarnia bonusy za walki wieczoru, ale ostatnio przegrał z Chrisem Duncanem. Karolina Kowalkiewicz oraz Marcin Tybura to weterani, którzy robią już za testerów dla młodych gniewnych (choć "Tybur" przynajmniej jeszcze na poziomie Top 10 wagi ciężkiej).
Jedyną nadzieją z już doświadczonych w UFC wydaje się więc Mateusz Gamrot. Gdy dołączał do federacji w 2020 roku, oczami wyobraźni widzieliśmy go już prędzej czy później z pasem. Zdarzyły się jednak wywrotki na Beneilu Dariushu i Danie Hookerze (ta druga to dość kontrowersyjna decyzja sędziów, ale wciąż porażka). Na karku już 35 lat, co np. w wadze ciężkiej czy półciężkiej nie byłoby jeszcze tak znaczące, ale w lekkiej już owszem. jeżeli iść po pas, to rajd trzeba zacząć teraz i nie popełnić już ani jednego błędu.
Czy zatem dochodzimy do smutnego wniosku, iż albo Gamrotowi się powiedzie, albo następny polski mistrz UFC za jakieś 10-20 lat? Lub nigdy? Otóż tak wcale być nie musi. Mało tego, przed nami być może znów ekscytujące czasy, jeżeli chodzi o Polskę w UFC. Stoimy bowiem u progu przypływu. Przypływu świeżej, polskiej krwi i to nie byle jakiej jakości. Przez następne pięć tygodni w szeregi amerykańskiego giganta wstąpią dwaj niezwykle utalentowani zawodnicy: Robert Ruchała i Jakub Wikłacz. W dodatku bilet do UFC niedawno wywalczył sobie też kolejny "diament", czyli Cezary Oleksiejczuk.
W tym szaleństwie jest metoda. I matczyna miłość. Robert Ruchała w drodze po marzenia
Robert Ruchała to 27-latek, którego styl walki jest jedyny w swoim rodzaju. On sam wielokrotnie przyznawał, iż w trakcie pojedynku nigdy nie jest na 100 proc. pewien, co mu zaraz przyjdzie do głowy, zwłaszcza w stójce. Ta nieprzewidywalność w połączeniu z dużą uniwersalnością, bo w parterze też wiele potrafi, to jego duża siła. Zaś źródłem siły jest dla niego najwierniejsza fanka, czyli mama. Obecna na praktycznie każdej walce, głośno dopingująca. Podczas gali KSW 69 Internet aż huczał, bo zarówno podczas walki Roberta z Michele Baiano, jak i poprzedzającego ją starcia kobiet, ktoś na trybunach krzyczał w niebogłosy. Ruchała tłumaczył potem, iż to był właśnie doping jego mamy. A czemu robiła to także przed jego pojedynkiem? Cóż, struny głosowe też trzeba rozgrzać!
Sam Robert ochoczo korzysta z mediów społecznościowych do promocji samego siebie. Nagrywał choćby filmiki z udziałem czołowego zawodnika wagi lekkiej Dustina Poiriera (to jego kolega z mat klubu American Top Team, w którym trenuje też Wikłacz). Za to niedawno UFC opublikowało nagranie, na którym tłumaczył on anglojęzycznym fanom, co jego nazwisko oznacza w języku polskim. Duża popularność to klucz do wielu drzwi w amerykańskiej federacji, więc taką postawę nic tylko chwalić.
Spacerek na dzień dobry? Nic z tego
UFC niewątpliwie wiąże z nim spore nadzieje, bo na debiut, który nastąpi już w sobotę 6 września na gali w Paryżu, wyszykowali mu Williama Gomisa. Wymagający przeciwnik z już czterema zwycięstwami w federacji na koncie. Na dodatek Francuz, więc publika nie będzie po stronie Polaka. O szanse Ruchały w tym starciu zapytaliśmy Bartłomieja Stachurę, który prowadzi jeden z najpopularniejszych portali poświęconych MMA w Polsce, czyli Lowking.pl.
- Trudny rywal, ale też taki, który w razie zwycięstwa będzie bardzo cennym skalpem. Pokusiłbym się choćby o stwierdzenie, iż w przypadku triumfu, Robert w kolejnym pojedynku już będzie walczył o Top 15 rankingu wagi piórkowej. Jeszcze co do Gomisa, piekielnie trudno go zdominować. On nie podejmuje wielkiego ryzyka, walczy taktycznie. Sam także nie dominuje rywali. Większość jego walk w UFC mogła pójść równie dobrze na konto jego rywali. Gdy odświeżałem sobie jego starcia, to w mojej opinii jego bilans powinien wynosić 2-3, a nie 4-1. Niemniej jeżeli Ruchała wygra, niezależnie od sposobu, powinniśmy to bardzo docenić - ocenił Bartłomiej Stachura.
Jędrzejczyk dekadę temu zobaczyła to, co my widzimy dziś
Co do Wikłacza, to polski mistrz gry parterowej. Na szesnaście zawodowych zwycięstw aż dziesięć odniósł przez poddanie. W 90 proc. przypadków były to duszenia, więc jeżeli zostawi mu się choćby odrobinę miejsca w okolicach swojej szyi, to albo rywala czeka klepanie, albo drzemka. choćby niekoniecznie trzeba być w parterze, bo w ostatniej walce dla KSW zapiął Sebastianowi Przybyszowi gilotynę jeszcze gdy ten stał na nogach. Wówczas stało się jasne, iż kierunek jest tylko jeden. Niemniej UFC wywróżone Wikłaczowi zostało wiele lat wcześniej. Kim była wróżka? Cóż, o lepszą trudno, bo była nią Joanna Jędrzejczyk.
- To mój sparingpartner. On będzie kiedyś zawodnikiem UFC i jestem pewna, iż będzie tu mistrzem. Jest młody, ale niezwykle utalentowany - takie słowa polska mistrzyni wypowiedziała w czerwcu 2015 roku jeszcze w oktagonie UFC po pierwszej obronie pasa przeciwko Jessice Penne. Tym sparingpartnerem był wówczas właśnie Jakub Wikłacz. Dodatkowym smaczkiem do całej historii jest to, iż w rozmowach z UFC dotyczących kontraktu zarówno Wikłacza, jak i Ruchałę reprezentowała właśnie Jędrzejczyk.
Mistrz Bellatora, pogromca wielu weteranów UFC? Okej, nada się na debiut
Wikłacza zobaczymy w akcji niespełna miesiąc po Ruchale. Konkretnie 4 października na numerowanej gali (czyli bardziej prestiżowej) UFC 320 w Las Vegas. Polak zawalczy tam z Patchy'm Mixem. Amerykanin to były mistrz Bellatora, organizacji przez lata uważanej za nr 2 na świecie, a na rozkładzie wiele niezwykle doświadczonych i cenionych nazwisk. Debiut w UFC w czerwcu kompletnie mu nie wyszedł (w stójce zdominował go Mario Bautista), ale wciąż ma duże nazwisko i ogromne umiejętności. Stylistycznie podobne do Polaka, jako iż obaj królują w parterze.
- Miejmy nadzieję, iż to starcie nie rozegra się w stójce. Bo jeżeli tak będzie, to może powiać nudą. Kuba ma swoje kopnięcia frontalne, ale nie wiem, czy w tym starciu będzie mógł sobie na to pozwolić, bo to przyniesie ryzyko wylądowania w parterze na plecach. Zaś Mix jest naprawdę doskonały pod kątem kontrolowania rywala w parterze, zachodzenia za plecy - powiedział Sport.pl Bartłomiej Stachura.
- Sam nie wiem kogo tu faworyzować. W stójce bardziej dziurawą defensywę ma Mix, obaj są twardzi i charakterni. Siła fizyczna może sprzyjać Amerykaninowi, ale Wikłacz nadrabia kreatywnością w parterze, potrafi wyczarować coś z niczego. Liczę, iż dzięki temu właśnie będzie efektywniejszy w walce na chwyty -ocenił ekspert.
Być we adekwatnym miejscu, we adekwatnym czasie. Ekspert ocenia, kto ma większe szanse na sukces
Aby odnieść sukces w UFC, zwłaszcza ten największy, czyli zdobyć pas mistrzowski, potrzebne są nie tylko umiejętności, ale też często szczęście. Czołówka każdej kategorii wagowej się zmienia. Raz jest w niej więcej zapaśników, innym razem stójkowiczów, jeszcze innym speców od poddań. Wspomniany Dustin Poirier nigdy nie został pełnoprawnym mistrzem wagi lekkiej (był tymczasowym). Za każdym razem gdy próbował, na drodze stawał mu albo zapaśnik (Khabib Nurmagomedov, Islam Makhachev), albo artysta parteru (Charles Oliveira). Jak Ruchała i Wikłacz wpasowują się stylistycznie w czołówki kategorii odpowiednio piórkowej oraz koguciej?
- Wikłacz ma gigantyczny atut w postaci swojego parteru. Poddać może prawie każdego. Jednak w pozostałych aspektach się nie wyróżnia. Robert Ruchała z kolei nie jest w żadnej płaszczyźnie walki elitarny, ale w każdej potrafi się bardzo dobrze odnaleźć. W przypadku Wikłacza boję się, iż samym parterem już się nie zwojuje UFC. Te czasy dawno minęły. Trzeba też mieć zapasy, choć tu wiążę nadzieję z jego klubami, w których trenuje. Wydaje mi się jednak, iż Wikłacz do zwycięstwa potrzebuje kogoś bez doskonałej obrony przed obaleniami. Ruchała zawsze znajdzie aspekt, w którym będzie górował. Robert może mieć większe pole manewru - stwierdził Bartłomiej Stachura.
Po co jeden Oleksiejczuk, skoro można mieć dwóch
Na Ruchale i Wikłaczu polskie nadzieje się jednak nie kończą. W nocy z 2 na 3 września (czasu polskiego) angaż w UFC wywalczył sobie Cezary Oleksiejczuk, młodszy brat Michała. Polak wziął udział w Dana White Contender Series, czyli najprościej rzecz ujmując "kwalifikacjach" do UFC. jeżeli wygrasz na takiej gali i uczynisz to efektownie, możesz liczyć na kontrakt. Polak zrobił dokładnie to. Zaledwie w 36 sekund rozbił ciosami Theo Haiga, za co szef federacji nagrodził go angażem.
Cezary jest znacznie młodszy od brata, ma w tej chwili tylko 25 lat. Mimo to do UFC wchodzi ze sporym doświadczeniem oraz jako zawodnik bardzo mocnego klubu Fighting Nerds. Po zwycięstwie nad Haigiem wychwalał go jego kolega z mat Caio Borralho, czołowy zawodnik wagi średniej. Ogólnie Polakowi wielu w klubie wróży świetlaną przyszłość. Lepszą nawet, niż jego bratu.
- Gilbert Burns, przyjaciel wielu zawodników Fighting Nerds, kolegów braci Oleksiejczuków, w ostatnim podcaście "Show Me The Money", powiedział, iż w klubie jednoznacznie stwierdzili, iż Cezary to nie lada talent i jest mocniejszy od Michała - dodał Bartłomiej Stachura. Zapytany o to, jak UFC może podejść teraz do Polaka, ocenił, iż federacja najpewniej będzie chciała wpierw nieco go zbudować. - Wydaje mi się, iż nie będą mu teraz rzucali od razu jakiegoś solidnego, zaprawionego w bojach zapaśnika. Ma 25 lat, duży potencjał i już dzięki bratu też znaczące coś nazwisko. Potraktują go raczej jako młodego gniewnego i wyszykują mu jakiegoś stylistycznie pasującego uderzacza - ocenił Stachura.
Nadzieja potrafi wywrócić rzeczywistość. Polacy chcą pokazać, iż warto marzyć
Trzeci polski mistrz UFC w tym roku nam nie grozi, a i w przyszłym prawdopodobnie też nie. Jednak kto wie, jak nie teraz, to może w ciągu kolejnych pięciu lat, tak do np. 2030 roku, któryś z naszych talentów rozwinie się tak mocno, iż pójdzie w ślady Jędrzejczyk i Błachowicza. Zapytany o tę wizję twórca portalu Lowking.pl postanowił stonować nieco entuzjazm.
- Postawiłbym, iż niestety chyba nie, a gdybym miał wskazać zawodnika z największymi na to szansami, byłby to Damian Rzepecki (23-letni zawodnik FEN z rekordem 9-0 przyp. red.). Chociaż wokół niego też pozostało sporo znaków zapytania. Mateusz Gamrot gdyby wygrał teraz jedną walkę, potem drugą, to byłby pewnie o włos od walki o pas. Jan Błachowicz? Daj mu jeszcze Boże, ale wydaje się, iż najlepsze lata ma już za sobą - podsumował Bartłomiej Stachura.
Na szczęście jednym z ulubionych powiedzeń "bogów MMA" jest "na dwoje babka wróżyła". Nigdy nie wiadomo na 100 proc. kto odpali, a kogo odpalą. Zresztą historia Jana Błachowicza jest tu najlepszym przykładem. Pewne jest jedno, w najbliższym czasie polski kibic zdecydowanie będzie miał po co odpalać gale UFC i komu na nich kibicować. Najbliższa już w sobotę 6 września w Paryżu od 18:00, gdzie w akcji zobaczymy aż trzech naszych reprezentantów.
Rozpiska zaplanowanych w tej chwili walk Polaków w UFC:
Robert Ruchała vs William Gomis (waga piórkowa) - 6 września 2025, Paryż
Marcin Tybura vs Ante Delija (waga ciężka) - 6 września 2025, Paryż
Robert Bryczek vs Brad Tavares (waga średnia) - 6 września 2025, Paryż
Jakub Wikłacz vs Patchy Mix (waga kogucia) - 4 października 2025, Las Vegas
Karolina Kowalkiewicz vs Julia Polastri (waga słomkowa) - 11 października 2025, Rio de Janeiro