Na oczach wicemistrzyni olimpijskiej wyciągnął karabin. "Buty miała we krwi"

2 dni temu
Zdjęcie: Reuters, CC 3.0, N12.co.il


Po największym od lat ataku rakietowym na Izrael kraj gwałtownie wrócił do względnie normalnego funkcjonowania. Świat sportu niemal nie odczuł turbulencji. Najwięcej mówi się jednak o ataku terrorystycznym w okolicach stadionu w Tel Awiwie, w którym zginęło 7 osób. Cudem uratowała się izraelska medalistka olimpijska.
To był jeden największych ataków rakietowych na Izrael. Dwa razy większy niż ten ostatni kwietniowy. Iran wystrzelił 181 pocisków w kierunku Izraela. To była zemsta za zabicie przez Izrael przywódców Hamasu i Hezbollahu. Jak poinformował izraelski urząd ds. bezpieczeństwa, większość pocisków została zestrzelona przez izraelskie systemy obrony powietrznej.


REKLAMA


Zobacz wideo Grzegorz Krychowiak miał wielkie szczęście. To mogło zakończyć się dużo gorzej


Niektóre mecze bez publiczności, zgrupowanie kadry normalnie
Ponieważ irańskie rakiety nie osiągnęły znaczących celów, to w Izraelu nie było ofiar. Ranne zostały dwie osoby.
- Ironią losu jest to, iż odłamki irańskich rakiet zabiły jednego Palestyńczyka mieszkającego w Jerycho - mówi nam Dani Porath, dziennikarz sportowej telewizji Sport5. Nasz rozmówca przekonuje, iż rakietowy atak nie spowodował też strat w infrastrukturze. - Są jakieś zniszczenia autostrady i budynków, ale w miastach bardziej chodzi o wybite szyby – dodaje. Jego redakcja poinformowała m.in. o sytuacji znanego piłkarskiego agenta. W jego domu popękały szyby. To miało być spowodowane spadającymi odłamkami rakiet. To przeważnie te odłamki niszczyły też dachy czy mury kilku budynków.
- Wiedzieliśmy o ataku kilka godzin wcześniej. Były komunikaty, by zostać w domach w bezpiecznych miejscach. Sam atak trwał prawie 2 godziny, ale potem życie gwałtownie wróciło do normy. Są oczywiście pewne restrykcje, gdzieniegdzie nie ma imprez masowych, ale tak wszyscy normalnie pracują i funkcjonują - przekazuje. Porath relacjonuje to tak, jakby po ogromnej akcji Iranu, Izrael otrzepał się tylko z kurzu i szedł dalej.


Rakiety nie zatrzymały też świata sportu. Sportowe wydarzenia na północy i w centrum kraju ze względów bezpieczeństwa mają przez moment odbywać się bez publiczności. Z kolei rywalizacji na południu kraju i na Bliskim Wschodzie będą towarzyszyli kibice. Najbliższa ligowa kolejka piłkarska planowana jest niemal bez zakłóceń. Prawdopodobnie zmieniona zostanie lokalizacja dwóch, trzech meczów na bardziej bezpieczną.


Pecha znów mieli piłkarscy fani, bo w dzień ataku miało dojść do interesującego meczu w Jerozolimie między Beitarem a Maccabi Hajfa. - Władze ligi, wiedząc o wieczornym ataku, mecz przełożyły, zresztą już po raz drugi - przekazuje dziennikarz. Piłkarska reprezentacja Izraela, która za kilka dni zacznie zgrupowanie przed ważnymi meczami Ligi Narodów z Francją i Włochami, zgodnie z planem spotka się w swym ośrodku w Netanji, położonej w centralnej części kraju. Spotkania w roli gospodarza Izrael rozgrywa za granicą, w Budapeszcie, ale o tym było wiadomo już od dawna po tym, jak izraelskie wojska weszły do Strefy Gazy.
Dramat srebrnej medalistki IO. "Terroryści byli tuż obok mnie"
Zdecydowanie bardziej bolesne dla Izraelczyków jest to, co wydarzyło się tuż przed rakietowym atakiem nieopodal stadionu Bloomfield, na którym swoje mecze rozgrywają m.in. Hapoel i Maccabi Tel Awiw. To tam dwóch mężczyzn z Autonomii Palestyńskiej z nożami i automatycznym pistoletem zaczęło strzelać, do ludzi. Wszystko wydarzyło się na stacji kolejki miejskiej.
-To było na mojej stacji, z której codziennie jeżdżę do redakcji. W tym ataku zginęło 7 osób, a 9 zostało rannych – opisuje nam Porath. - Teraz leżą tam kwiaty. To jest nasza smutna rzeczywistość, żyjemy w dżungli - komentuje. Naszego rozmówcy w tamtym czasie na miejscu nie było. Na stadionie nie było też żadnego dużego wydarzenia, choć akurat działacze Hapoelu mieli zorganizowane tam małe spotkanie. Kilku z nich utknęło na obiekcie, bo policja zamknęła cały teren. Dużo szczęścia miała też srebrna medalistka olimpijska z Paryża w gimnastyce artystycznej (drużynowej) Diana Svartsov. Zawodniczka jechała z dwoma terrorystami kolejką. Do domu wracała zresztą z treningu.


- Oni byli tuż obok mnie. Jeden z nich spojrzał na mój naszyjnik olimpijski i uśmiechnął się do mnie - relacjonowała potem portalowi N12. - Nie wyglądali na terrorystów. Nie było powodu do podejrzeń. Nie miałam pojęcia, co się za chwilę wydarzy - opisywała.


Gdy kolejka dojechała na stację przy stadionie, sporo osób wyszło z wagonów. Terroryści też. Wtedy Svartsov dostrzegła, iż jeden z wysiadających mężczyzn wyciągnął karabin.
Buty we krwi i nogi z waty
- Na moich oczach strzelił do pierwszej osoby, którą zobaczył. Zaczęłam uciekać, wkoło było pełno ludzi w różnym wieku, w tym dzieci. Widziałam, jak terrorysta zastrzelił innego mężczyznę, a potem byłam już na ulicy. Moje nogi były jak z waty, nie mogłam się poruszać. Nagle pojawił się jakiś mężczyzna, rzucił mnie na ziemię, schowaliśmy się za czymś. Powiedział, żeby być cicho. Tam było kilka osób. Słyszeliśmy wokół siebie strzały - relacjonowała. Gimnastyczka zdołała bezpiecznie dostać się do domu, choć buty miała we krwi, bo wokół niej wydarzył się dramat. - Wciąż się trzęsłam i nie mogłam otworzyć drzwi. Zobaczyłam mamę i rozpłakałam się w jej ramionach. Ledwo zdążyłam zrozumieć, co się stało, a już zaczęły się alarmy w związku z rakietami - przekazała. Svartsov oprócz medalu z Paryża ma też na koncie drużynowe mistrzostwo Europy i wicemistrzostwo świata w gimnastyce artystycznej.
Sprawcy zamachu, jak przekazał Times of Israel, "zostali zneutralizowani". Izrael po wtorkowych atakach zapowiedział zdecydowaną odpowiedź.
Idź do oryginalnego materiału