Patryk Budniak świetnie zaczął sezon 2025. Młodzieżowiec czerwono-czarnych miał realny wpływ na przebieg spotkania, a do tego niesamowicie wyglądał na motocyklu. Od momentu wypadku z Piłą, a późniejszego upadku we Wrocławiu, żużlowiec walczył ze sporym bólem. Budniak jest po operacji i zakłada, iż w przyszłym sezonie wróci do formy sprzed kontuzji. Zapraszamy na wywiad z żużlowcem Ultrapur Startu Gniezno.
Hubert Furmaniak (speedwaynews.pl): Miło Cię widzieć, Patryk. Na sam początek chciałbym zapytać o przebieg operacji. Dlaczego musiałeś ją w ogóle przejść?
Patryk Budniak (Ultrapur Start Gniezno): Operacja polegała na naprawieniu zerwanych więzadeł przednich krzyżowych w lewym kolanie. Zostało mi wycięte ścięgno z „dwójki” i wsadzone w miejsce więzadeł, które były zerwane. Na to dodatkowo nałożono coś jak plastry bądź sznurki, które wzmacniają te więzadła. Też mam śrubę w kolanie. Operacja trwała z dwie godziny i byłem uśpiony. Nie chciałem na to patrzeć.
Odczuwałeś po operacji jakiś ból?
Po operacji nic nie czułem, w sensie żadnego bólu. Byłem tak naprawdę przez 24 godziny w klinice Rehasport w Poznaniu. Do domu wróciłem na drugi dzień i naprawdę dobrze, iż nie odczuwałem żadnego bólu. Wiadomo – jakby coś bolało, to pewnie bym panikował i w ogóle, więc dobrze się stało.
Wspomniana kontuzja miała spory rzut na twoje wyniki. Nie da się ukryć, iż po meczu z Piłą obniżyłeś loty.
Ja wiem, iż obniżyłem loty świeżo po tej kontuzji. Patrząc na te mecze z początku sezonu, no to robiłem po pięć – sześć punktów, a w Opolu zrobiłem dziewięć z bonusami. Pierwszy mecz po kontuzji to cztery punkty w Gnieźnie, więc wtedy obniżyłem już loty. Uważam, iż jeszcze sobie poprawiłem we Wrocławiu, bo tam też miałem wypadek na DMPJ. Tak powiem, iż ten wypadek wyglądał jeszcze poważniej niż ten w Gnieźnie. Wtedy wszystko potoczyło się gorzej, bo większy ból odczuwałem podczas upadku. Można powiedzieć, iż we Wrocławiu poprawiłem sobie to wszystko. Zdaje sobie z tego sprawę, iż kontuzja pokrzyżowała mi plany.
Byłem naprawdę mocno przygotowany na ten sezon, bo chciałem się rozwinąć i pomóc drużynie. Każdy dobrze wiedział, jaki mieliśmy cel i to był awans. Chciałem pomóc tej drużynie i bardzo mi to wychodziło. Robiłem punkty, pomagałem seniorom i ciągle motywowałem się na kolejne mecze. Niestety, ale mecz z Piłą potoczył się pechowo i po dwóch trójkach zaliczyłem upadek. Tak się wszystko zaczęło – problemy, brak wyników, chciałem jak najszybciej wrócić do zdrowia. Po sezonie dochodziły do mnie myśli, iż mogłem nie czekać i już wtedy zrobić operacje, no ale teraz możemy gdybać. Chciałem jak najbardziej pomóc drużynie, ale też chciałem to robić dla siebie.
A jak z pewnością siebie po takim upadku?
Uważam, iż świeżo po wypadku, nie straciłem pewności siebie. Po tym wypadku byłem jeszcze bardziej zmotywowany, aby wrócić jak najszybciej. Naprawdę po tygodniu już jeździłem na motorze i wystąpiłem w finale Srebrnego Kasku. Byłem zmotywowany do tego, aby wystąpić i pokazać się z jak najlepszej strony. Niestety, ale udało się tylko dwa punkty zdobyć. Wspominam bardzo fajnie te zawody, bo mogłem pojechać z najlepszymi juniorami w Polsce. Był Wiktor Przyjemski, Damian Ratajczak, Oskar Hurysz, więc taka czołówka młodzieżowców. Mam dobre wspomnienia, ponieważ mogłem podpatrzeć, jak ci chłopacy jeżdżą, jak wyglądają ich zespoły oraz jak pracują po zjeździe do parku maszyn.
Tor w Świętochłowicach odwiedzisz podczas meczu ligowego? Jakie masz z nim odczucia?
Na pewno, jak będę jechał na pierwszy mecz ligowy to sobie przypomnę, iż jechałem tutaj w Srebrnym Kasku. Tor geometrycznie jest bardzo specyficzny. Jest długo, wąsko i ten pierwszy łuk jest bardzo specyficzny. Jednak uważam, iż w stu procentach zdrowy i przygotowany do sezonu, poradzę sobie na tym torze. Tam jest specyficzna nawierzchnia. Pierwszy raz się spotkałem z taką nawierzchnią, ale w Gnieźnie mieliśmy podobna na początku sezonu, kiedy spadaliśmy z ligi. W Świętochłowicach jest taka nawierzchnia, bynajmniej była, sypiąca się. Nie wiem jak będzie w przyszłym sezonie, ale pewnie zbyt wiele treningów tam nie było
W Krajowej Lidze Żużlowej szykują się naprawdę wyrównane składy. Jakie plany zakładasz na sezon 2025?
Żadnych celów, konkretnych, sobie nie stawiam. Uważam, iż nie jest mi to potrzebne, aczkolwiek chcę wrócić do formy sprzed kontuzji. Może choćby ją poprawić, bo jak się, iż tak powiem, rozpędzę, w okresie to mnie na dużo stać. W minionym sezonie pokazałem, iż wygrałem z juniorami, a choćby z seniorami.
Muszę o to zapytać. Po sezonie było mnóstwo doniesień o twoim kontakcie z Wybrzeżem Gdańsk. Czy miałeś rzeczywiście od nich ofertę?
Były rozmowy z Wybrzeżem. Rozmawiałem z nimi więcej i częściej, aniżeli z klubem z Gniezna. No klub z Gdańska wyszedł z inicjatywą, żebym przeszedł do nich. Oczywiście porozmawiałem z bliskimi na ten temat i doszliśmy do wniosku. Biorąc pod uwagę, obie oferty uważałem, iż więcej mnie ciągnie do Gniezna, aniżeli dostać więcej w Gdańsku. Serce przemawiało do mnie, iż w Gnieźnie będzie lepiej. Nie widziało mi się zmieniać klubu w tej samej lidze, jeszcze dojeżdżać do tego 400 kilometrów. Mogliby również powiedzieć, iż będę podstawowym juniorem, ale wszystko zależałoby od formy. Musiałbym poznać tor, a tu w Gnieźnie czeka mnie czwarty sezon i czuję się jak w domu. Trzeba było przegadać kilka kwestii w klubie z Gniezna, aby to miało ręce i nogi. Na początku to niezbyt przyjemnie wyglądało i sami nie wiedzieliśmy, na czym stoimy. Ja sam klubów nie szukałem, bo Gdańsk nie był jedyną opcją i miałem oferty z wyższej ligi.
Brałeś pod uwagę również życie prywatne?
Życie osobiste brałem najmniej pod uwagę. W żużlu poświęcam się jak najbardziej. To nie jest tak, iż po treningu wracam do domu i wychodzę gdzieś ze znajomymi. Jak jest czas wolny, to wyjdę, ale w trakcie sezonu to pierwszy jest żużel. Jak najwięcej chcę trenować i jeździć.
Naprawdę miło było widzieć reakcje kibiców, aby kiedy Ultrapur Start ogłosił twoje pozostanie na przyszły sezon. Musiało to być coś wspaniałego, prawda?
Kibice są bardzo w porządku, przynajmniej do mnie. Bardzo ich lubię i motywują mnie. Jestem też taki, iż jestem z Gniezna i czuję się tutaj jak w domu. Chcę jeździć dla Startu jak najdłużej, o ile to ma sens i mogę się dalej rozwijać. o ile w Gnieźnie nie byłoby takiej opcji, to szukałbym czegoś innego. Znam tutaj dużo osób i zawsze mam wsparcie. Mogę poprosić o pomoc czy po prostu pogadać. Przywiązałem się do tego klubu. Tutaj się wychowałem i uważam, iż Trener Tomek Fajfer zawsze będzie w moim sercu. Bardzo dużo mi pomógł, choćby jak kilka radził. Mam wrażenie, iż nie zwracałem uwagi na kilka rzeczy, które mi potem mocno pomogły.
A utrzymujesz z trenerem Fajferem stały kontakt?
Aktualnie nie, ale podczas sezonu dużo rozmawialiśmy. Do trenera mam duży sentyment i jak będzie okazja, to zawsze z nim porozmawiam. Traktowałem go jako drugiego tatę.
Twój tata jest obecny w twoim boksie. Jak układa się wasza współpraca?
Dobrze. Tata sam się zaangażował, wiadomo jak to ojciec. Chciał pracować jako mechanik i sam się wiele nauczył, oczywiście z pomocą Roberta (Niedzielskiego dod. red.), który wiele pokazał i podpowiedział. Tata uczył się, razem ze mną, składania motocykli, mycia, dobierania ustawień. Jak nie ma żadnych upadków i problemów, to traktujemy się jak przyjaciele, znajomi. No jak się zdarzą te upadki, to załączą się tata i się martwi. Bardzo dużo mi pomaga – wiele pieniędzy, czasu i nerwów. Gdyby nie poświęciłby tyle czasu i pieniędzy, nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. choćby nie wiem, czy jeszcze jeździłbym na żużlu. Tata mi bardzo pomógł na początku kariery. Jeździłem jeszcze za kadencji Krzysztofa Jabłońskiego i miałem wszystko z klubu zapewnione. Tata, z prywatnych pieniędzy, kupił mi motory, silniki i inne rzeczy, które umożliwiają uprawianie sportu. Teraz sam zarabiam pieniążki, więc tata nie musi dokładać do interesu, ale jego pomoc na początku, bardzo mi pomogła. Śmiało mogę powiedzieć, iż gdyby nie tata to mogłoby mnie nie być, teraz, w żużlu.
Patryk Budniak















