Marcin Nagórek: Bywa, iż zawodnik chce biegać ultra, a ja mu mówię: Stary, trenuj do piątki

8 miesięcy temu
Zdjęcie: Marcin Nagórek: Bywa, że zawodnik chce biegać ultra, a ja mu mówię: Stary, trenuj do piątki


Biegacze i biegaczki trenujący samodzielnie kiepsko rozkładają obciążenia, wykonują zbyt wiele jednostek, nie dbają o regenerację. Dlatego trener przede wszystkim uporządkuje trening na podstawowym poziomie. Ale jeżeli sięgasz po pomoc fachowca, szukaj mentora, dobrego człowieka – i to najlepiej z wyczynowym doświadczeniem. Takiego, który będzie interesujący Twoich celów, ambicji, doświadczenia – mówi Marcin Nagórek, trener z 18-letnim stażem i utytułowany zawodnik w biegach średnich i długich. Na co powinniśmy zwrócić uwagę, wybierając profesjonalnego trenera biegowego?

Kazik Żurek: „Czuję, iż przydałoby mi się profesjonalne wsparcie”. Taka myśl na pewno przyszła do głowy niejednemu amatorowi, który zaczął trenować i nagle pojawiła się w nim chęć poprawy swoich wyników, startu w jakiś konkretnych zawodach, a może ma ambitne cele, ale łapie kontuzje. Czy powinien poszukać trenera biegowego?

Marcin Nagórek: Najlepszą opcją dla zupełnie początkującego jest zawsze trening z grupą biegową czy w lokalnym klubie. Tam podejrzymy na żywo, czym są absolutne podstawy – na czym polega rozgrzewka, trening adekwatny, schłodzenie, podstawowe ćwiczenia. Trener indywidualny to opcja zaawansowana, ale znacznie bardziej kosztowna. W wersji on-line bardziej dla osób, które trenują już od jakiegoś czasu i posiadają te podstawy. Z drugiej strony, ktoś, kto nie ma żadnej wiedzy, szczególnie z mniejszej miejscowości, stoi na lekko straconej pozycji – brak lokalnego klubu, grupy, trenera. Wiedza jest dostępna w internecie, ale trudno ją samodzielnie przesiać. Trener on-line będzie dla kogoś takiego przewodnikiem po bagnistych ścieżkach niepewnej wiedzy. Zawsze warto szukać kogoś, kto wie więcej, również w bieganiu.

Czym się kierować, szukając takiej osoby?

To indywidualne, ale zwrócę uwagę na sprawę rzadko poruszaną: osobowość, charakter, kim jest dany człowiek. Przed laty sam współpracowałem z trenerem jako zawodnik klubowy i po latach nie zastanawiam się i nie pamiętam, co mogłem biegać szybciej, a co wolniej, czy interwał mógł być intensywniejszy, a rozbiegania powinny być dłuższe. Wiem natomiast, iż trener zachowywał się fair, był szczery, był ogólnie dobrym i wartościowym człowiekiem. To zostaje z każdej współpracy, również zawodowej – zawsze pamiętamy, z kim mieliśmy do czynienia. Różnice techniczne pomiędzy trenerami mogą być pomniejsze, osobowościowe – ogromne.

Zawsze warto korzystać z pomocy kogoś doświadczonego w danej dziedzinie. Czasem to może być choćby nie trener, ale biegający dłużej kolega czy lider lokalnej grupy biegowej. Ma to znaczenie techniczne, ale i mentalne. Spójrzmy na częstą w świecie sportowym relację: młoda zawodniczka-starszy trener/opiekun. Czasami są to układy niesłychanie trwałe, nierozerwalne, przynoszące sukcesy – zakładam przy tym, iż jest to zdrowa relacja. W przypadku osób w podobnym wieku lub relacji mężczyzna-mężczyzna te więzy wydają się znacznie mniej trwałe, co wskazuje, iż decydujące stają się tu względy mentalne, nietechniczne. Tego rodzaju mentoring wydaje się w sporcie bardzo ważny.

Jak rozpoznać cechy dobrego mentora u trenera?

Nie ma reguły, ale na pewno trzeba szukać czegoś, co działa dla mnie. Cenne wydają się rekomendacje innych biegaczy. Warto obserwować potencjalnego kandydata na trenera – zaglądać w media społecznościowe, słuchać wykładów, czy brać udział w publicznych treningach. Nie ma jednak złotego sposobu – przy takim trenerze powinniśmy się po prostu dobrze czuć, „kupować” jego styl. Chodzi o to, aby było pewne flow między nami, abyśmy się dobrze rozumieli, aby zaistniała ta mityczna „chemia”.

Warto dodać, iż najlepsi na rynku są oblężeni przez chętnych i często nie mają wolnych miejsc w grupie. Nie jest tak, iż napiszemy i od razu dojdzie do współpracy z danym człowiekiem – czasami na miejsce czeka się kilka lat. To dla biegaczy także pewna wskazówka, iż ktoś rozchwytywany jest cennym fachowcem. w tej chwili na rynku panuje taka sytuacja, iż to biegacze walczą o uwagę wartościowych trenerów, nie odwrotnie.

Czy dobry trener powinien być byłym lub aktualnym wyczynowcem, czy powinien mieć wyniki na dystansie, do którego trenujemy?

Niekoniecznie, zdarzają się znakomici trenerzy zupełnie spoza sportu – wystarczy spojrzeć na słynnych braci Ingebrigtsenów, trenowanych w Norwegii przez ojca. Natomiast dużo prościej być trenerem biegania, jeżeli się kiedyś trenowało wyczynowo. Taka osoba orientuje się lepiej w strukturze treningu, reakcji organizmu, motoryce, zagadnieniach regeneracji, zna kryzysy psychiczne, które przechodzi biegacz. Ma też doświadczenie poza samym treningiem – taki człowiek jeździł na obozy, spotykał się z biegaczami, trenerami, organizatorami biegów, jest zżyty ze środowiskiem, z którego chłonął wiedzę, zna poza treningowe realia sportu. Trudno to nadrobić tylko czytając książki. Wspomniani bracia Ingebrigtsenowie korzystali z pomocy całego sztabu fachowców – innych trenerów, fizjologów, psychologów… a i tak skończyło się na kompletnym zerwaniem kontaktu z ojcem, który doprowadził ich do sukcesów. Realny trening i sport to coś znacznie więcej niż tylko plan treningowy oraz suche cyferki.

A jak podchodzisz do kwestii różnych certyfikatów, kursów, czy trener powinien się nimi legitymować?

W idealnym świecie trener miałby kierunkowe wykształcenie i komplet kosmicznych kursów. W praktyce nie ma to znaczenia. Kształcenie w Polsce leży na bardzo niskim poziomie, zarówno na poziomie kursów instruktorskich, jak i studiów magisterskich. Fajnie byłoby mieć obiektywne narzędzie do oceny kwalifikacji, ale takie nie istnieje. I nie sądzę, żeby kiedykolwiek się pojawiło.

Wybraliśmy już trenera, który pasuje nam stylem, osobowością, okazuje się, iż ma wolne miejsca. Czas na pierwszy kontakt! Czy będzie to rozmowa telefoniczna, a może wspólny trening?

Ludzie posiadają bardzo różne potrzeby. Niektórzy są towarzyscy albo po prostu staroświeccy i nie wyobrażają sobie współpracy bez chociaż jednej rozmowy na żywo. Czasami przekształca się to w regularne spotkania i przyjaźń. Ale są i tacy, którzy nie chcą żadnego kontaktu i z których ciężko wydusić choćby lakoniczny raport treningowy. Mam zawodników, z którymi współpracuję od 10 lat i nie widziałem się z nimi nigdy, ani razu nie rozmawiałem telefonicznie. Kontakt „na żywo” może być w relacji trener-zawodnik istotny i ciekawy, ale da się go zastąpić np. przesłanym filmikiem czy analizą raportów.

Sam nie wymuszam na zawodniku zacieśnienia współpracy ani formy kontaktu. Każdy jest inny, trener powinien umieć się do tego dostosować. Szkoleniowiec on-line to na pewno dobra opcja dla introwertyków.

Jakich pytań można spodziewać się od trenera podczas tego pierwszego kontaktu?

Nie wiem, jak to wygląda u innych, ale ja zawsze poruszam trzy obszary. Po pierwsze – trening, jaki zawodnik wykonywał do tej pory i jego efekty. Po drugie, aktualne możliwości czasowe i terenowe, czyli kiedy, gdzie i ile może trenować. Po trzecie – cele i ambicje.

Skupmy się na chwilę na tym trzecim obszarze, czyli celach. Czy trener doradzi nam, jaki powinniśmy mieć cel, czy może go pomóc określić? A może zadaniem trenera jest dopasować się do naszych oczekiwań?

Oczywiście istnieją pewne schematy zachowań, sukcesów. Po 18 latach pracy trenerskiej dość łatwo mogę określić, jaki kto posiada potencjał, ale jednocześnie nie lubię niszczyć niczyich marzeń. Sport jest brutalny i mocno definiują nas warunki brzegowe: wiek, płeć, stan zdrowia, waga. Pozostaję zawsze brutalnie szczery i nie próbuję przypodobać się biegaczom, chociaż mógłbym, bo przecież są moimi klientami. jeżeli zgłasza się do mnie ktoś w wieku 40 lat i mówi, iż chce pobić rekord Polski w maratonie, nigdy nie mówię, iż to niemożliwe. Wszystko jest możliwe, tylko mniej lub bardziej prawdopodobne. Wskazuję na czynniki ograniczające i pokazuję, iż te szanse są realnie znikome. jeżeli jednak ktoś chce próbować – działamy.

Zdarzają się przypadki, gdy mówię: „Stary, trenuj do zawodów na 10 km. Nie ma sensu trening maratoński”. I taki człowiek słucha, dochodzimy do świetnych wyników. Które w późniejszym okresie mogą się przełożyć także na maraton. Ale bywa, iż zawodnik chce trenować do ultra, a ja widzę, iż ma dobre warunki do szybkiego biegania. Doradzam takiemu: „trenuj do piątki!”. On nie chce, bo ktoś go nakręcił na to ultra. jeżeli jesteśmy zdecydowani pozostać przy współpracy, to trenujemy do ultra. Ostatecznie trener musi umieć dostosować się do chęci i ambicji zawodnika. Ta relacja działa dwukierunkowo.

Zdarza się, iż ktoś przychodzi i mówi: za 6 miesięcy mam bieg, poproszę plan. Niczego więcej nie chce, żadnej dyskusji, analizy. Jestem mu winien szczerą opinię, ale poza tym, jeżeli do współpracy dochodzi, robię, co do mnie należy: daję ten plan. Modele współpracy są więc różne.

A czy trener może gwarantować wyniki zawodnikowi? Na rynku trenerskim są takie ogłoszenia „Gwarantuję ci sukces – pod warunkiem realizacji zadanego treningu – albo zwrot pieniędzy”.

Nie brzmi to zbyt poważnie i dobrzy trenerzy raczej tak nie działają. choćby perfekcyjne przygotowania żelaznych faworytów, takich jak Ingerbrigsten czy Kipchoge, nie zawsze kończą się spodziewanym wynikiem. A co dopiero w przypadku treningu amatora. Wynik to zresztą nie zawsze cel współpracy. Trafiali mi się podopieczni trenujący kilka lat, którzy nigdy nie startowali w zawodach. Ich cele były inne.

Myślę, iż ludzie w ogóle przeceniają techniczną rolę trenera. Niektórym wydaje się, iż fachowiec z piekła rodem dokona jakiejś skomplikowanej analizy. Wyznaczy krzywą mleczanową, przeanalizuje skład włókien mięśniowych, oceni kąt ugięcia nogi i wydrukuje zaawansowaną poradę: interwał o 5% szybciej, a w fazie lotu powinieneś bardziej pracować lewym palcem prawej stopy. Tymczasem 95% sukcesu współpracy między trenerem i zawodnikiem-amatorem to uporządkowanie treningu na zupełnie elementarnym poziomie. Biegacze i biegaczki trenujący samodzielnie kiepsko rozkładają obciążenia, wykonują zbyt wiele jednostek, niewłaściwie je dobierają, nie dbają o regenerację. Do tego większość pobocznych czynników, które wpływają na wynik, zależy od zawodnika, zawodniczki. Żywienie, odpoczynek, motywacja – tego nie zrobi za Ciebie trener. Sukces jest w rękach, a raczej w nogach biegacza.

W praktyce sportu amatorskiego trener staje się także nieformalnym doradcą zdrowotnym. To warto wziąć pod uwagę przed nawiązaniem współpracy. Taki człowiek ma na ciebie ogromny wpływ, choćby poprzez zwykłą dyskusję. Realnie połowę czasu, który poświęcam biegaczom i biegaczkom, przeznaczam na konsultacje związane z doborem specjalisty, lekarza, fizjoterapeuty, analizę badań. Doradzam żywieniowo, mówię, co działa u innych, wspieram mentalnie, powstrzymuję przed bieganiem w chorobie, wybieram żony i mężów (śmiech). Techniczny trening to mniejsza część realnej współpracy. Aby jednak nie przerzucać tak całkiem odpowiedzialności na biegacza – jeżeli współpracuję z kimś minimum 3 lata, to w 98% przypadków wyniki się poprawiają i padają życiówki. Po prostu najczęściej cierpliwość, systematyczność i chłodna analiza w końcu przynoszą efekty.

A czy są takie zachowana trenera, które na początku powinny zawodnikowi zapalić czerwoną lampkę?

Na pewno powinien zaalarmować zawodnika brak zainteresowanie ze strony trenera, brak ciekawości. Sam zawsze na początku staram się dociec – kim jest dany biegacz, biegaczka? Co chce robić, jakie ma możliwości, ambicje? Staram się jak najdokładniej ustalić, z kim mam do czynienia, aby trafić z dobrą poradą, opinią, skutecznym planem treningowym. To praca niemal detektywistyczna. Za to w gruncie rzeczy płacimy trenerowi – za zainteresowanie i życzliwe, obiektywne pochylenie się nad danym przypadkiem. Dlatego lekko alergicznie reaguję na wszelkie próby mechanizacji tej relacji. Formularze, algorytmy, tabelki, satelity, równania kwantowe – to wszystko jak na razie nie jest w stanie zastąpić oceny żywego człowieka z doświadczeniem w sporcie.

Brak ciekawości ze strony trenera byłby dla mnie sygnałem, iż jestem traktowany tylko jako kolejna pozycja w tabelce zysków. W ten sposób wracamy do początku rozmowy – ostatecznie o tym, czy dany trener jest dobry, decyduje nie tyle, albo nie tylko, techniczna biegłość, ale umiejętność nawiązania kontaktu z innym człowiekiem. Dlatego to, kim jest dany trener, wydaje się dla mnie ważniejsze niż technika. Zakładam przy tym, iż trenerzy pozostający na rynku wiele lat, osiągający sukcesy, posiadają odpowiednią biegłość warsztatową w samym programowaniu treningu.

Marcin, bardzo dziękuję za te cenne rady. Mam nadzieję, iż przydadzą się każdemu, kto aktualnie szuka trenera biegowego!

Idź do oryginalnego materiału